i

369 34 13
                                    

Mark rozsypał cukier

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Mark rozsypał cukier. Chociaż rozsypanie jest z natury gwałtowne niczym piana wzbijająca się z wody przelewającej się w wodospadzie. Mark lubił ten widok, widok wodospadu. Kiedy był jeszcze w Ameryce-

( bo teraz nie jest pewien, czy jest tam obywatelem. Nie jest tez obywatelem Korei. Kim więc jest Mark, zawieszony w pustce? Widzi siebie na granicy, gdzieś koczującego. Może śpiewałby różne pieśni, pewnie po hiszpańsku, ze straconymi systemu. Podzieliliby się z Markiem, tym co mieli? Czy Mark podzieliłby się z nimi?)

- jeździł do parków narodowych z rodzicami i rodzeństwem. Niagara Falls był prześliczny i Mark miał wrażenie, że traci słuch, że zostaje wchłonięty do wnętrza wielkiej szumiącej muszli. Później odchodził i wracały mu zmysły, choć gdy zamknął oczy, pod powiekami wciąż tańczyła piana. Z hukiem trafiała na jego powieki, aż wyciekały spod nich łzy. Przynosiło mu to pewną satysfakcję.

Także cukier się nie rozsypał, a raczej ulał. Drżała mu ręka, gdy próbował wsypać go do herbaty. Starł to dłonią, a ziarenka przyczepiły się do niej, wbijając bezlitośnie.

Spojrzał na zegarek. Srebrna, wysmukła wskazówka sunęła ku drugiej.

Drugiej nad ranem.

Mark nie spał. Sen był dla niego luksusem, a mógłby przysiąc, że cenniejszym teraz niż wszystkie diamenty.

Nie sypiał od dłuższego czasu. Ile to było? Miesiąc, dwa? Nie był w stanie określić, ale wiedział, że gdyby spytał Jinyounga, ten podałby mu dokładną datę. Młodszy wytykał mu to, aż zanadto świadomy, co dręczyło przyjaciela.

- Mam go pobić, Mark? Mam pobić ich obu?

Jinyoung zadawał mu to pytanie z trzy razy dziennie. Był to u niego przejaw matczynej troski. To, i regularne propozycje spędzenia wieczorów z butelką wina i użalania się nad sobą. Zwykle kończyło się to tym, że to właśnie Mark musiał wysłuchiwać problemów Parka i nie na odwrót.

("Bo Mark, ja rozumiem, że on jest homofobem i, że pod tym względem gówno go obchodzę, ale znamy się od prawie dziesięciu lat, Mark... czy to takie trudne? Pokochać mnie za to, jakim jestem?)

Druga minęła jakieś pięć minut temu.

Otworzyły się drzwi wejściowe i Mark podniósł głowę, patrząc z nadzieją w stronę korytarzyka. Nie mrugał i czuł, jak oczy powoli mu wysychają.

Jackson w tym czasie-

( to na pewno był Jackson. Mark potrafił rozpoznać go po samym oddechu. Oddechu, który kiedyś każdej nocy miał przy swoim uchu, który powoli go otulał. Albo kiedy wciśnięci gdzieś w jakimś schowku w JYPE niecierpliwie szarpali swoje ubrania, zsuwając je z siebie. Wychodzili zawsze z malinkami. Marka były duże, niczym rozkwitające pąki róż; Jacksona - małe, ale głębokie, jakby ktoś wbijał w jego szyję strzykawki wypełnione mieniącym się brokatem o fioletowej barwie.)

- ściągał buty i odwieszał kurtkę. Robił przy tym niemało hałasu.

Mark mógł przecież spać.

Jackson przecież nie zauważyłby jego bezsenności. Jackson miał przecież inne rzeczy (tak jakby on był rzeczą) do robienia. Wracał tylko, by się zdrzemnąć i ewentualnie pomarudzić, że Mark nie zrobił zakupów i znowu musi jeść na mieście.

Ciekawe, że przy tym jak często był zmuszony jadać na mieście, stan jego konta nie ulegał większej zmianie.

Zresztą po co się w to bawić? Mark dobrze wiedział u kogo jadał.

- Nie śpisz? - głos Jacksona wyrwał go z zamyślenia.

- Już od jakiegoś czasu nie mogę. - podniósł na niego wzrok.

Nawet jakoś specjalnie się z tym nie ukrywał. Nie założył szalika, nie wziął golfu na zmianę, nawet dekolt jego koszulki nie był specjalnie zakrywający. Jakby chciał powiedzieć Markowi: "ty mi już nie wystarczysz."

Jackson miał na szyi ugryzienia Szatana. Diabła, który skusił pierwszych ludzi do spróbowania owocu z Drzewa Poznania Dobrego i Złego. Dokładnie tego samego.

Po chwili Mark stwierdził, że te ślady przypominają jego. Te które zostawiał mimo chęci zachowania tajemnicy. Te przepełnione brokatem.

Te teraz miały jednak jedynie węży jad.

-------

poznajmy się. mam na imię kornelia i daję tu upust swoim estetycznym fetyszom.

similar [markson]Where stories live. Discover now