viii

141 29 2
                                    

Krzesło w biurze JYP było twarde i Jackson miał wrażenie, że jeśli posiedzi tu jeszcze chwilę, to mięśnie zaczną boleć go niemiłosiernie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Krzesło w biurze JYP było twarde i Jackson miał wrażenie, że jeśli posiedzi tu jeszcze chwilę, to mięśnie zaczną boleć go niemiłosiernie. Nerwowo skubał granatowe obicie, które było szorstkie. Dziękował w duchu sobie samemu, że ma na sobie długie spodnie, inaczej siedzenie tu byłoby jeszcze bardziej niekomfortowe.

Jackson niczego bardziej nie pragnął jak zniknąć. Rozpłynąć się, tak by pozostał za nim kolorowy dym jak w kreskówkach, gdy któraś z postaci wyparowyrała z głośnym "puff". Albo jak mała syrenka zamieniła się w morską pianę-

(- mała syrenka była ulubioną bajką małego Jacksona. Obejrzał ją w dwóch wersjach językowych: angielskiej i chińskiej po kilka razy każdą i do dziś pamięta szok, jaki spotkał go, gdy dowiedział się, jak naprawdę skończyła się ta bajka.

Mała syrenka nie mogła umrzeć. Mała syrenka powinna żyć długo i szczęśliwie.

Jackson lubi o tym myśleć, jako o momencie, w którym chyba po raz pierwszy dotarło do niego, że nic nigdy nie wychodzi tak, jakby on tego pragnął. )

Bambam siedział tuż obok ze wzrokiem wbitym we własne paznokcie, które ostatnimi czasy tak chętnie malował na czarno. Jackson obserwował, jak przygryza dolną wargę; biała kość zagłębiająca się w mięsiste płatki. Bambam zawszę miał piękne usta, ale z jakiegoś powodu Jackson pragnął teraz ujrzeć spływającą po nich szkarłatną strużkę.

- Reszta niedługo tu będzie. - Park Jinyoung senior wygłosił beznamiętnym głosem.

Był rozczarowany. Bardziej Jacksonem niż Bambamem, Jiaer doskonale o tym wiedział.  W końcu był faworytem. Tym najbardziej rozpoznawalnym, wywołującym uśmiech na twarzach wielu ludzi.

Teraz jedyna ekspresja, która będzie mu towarzyszyć do końca jego dni, to grymas obrzydzenia.

Do gabinetu nagle weszli pospiesznie Jaebum, Jinyoung...

... i Mark.

( - jego Mark. Mark o długich delikatnych dłoniach, który chudł i tył w kółko, w zależności od tego, czy zbliżał się comeback.
Mark, którego skóra przy ich pierwszym spotkaniu była opalona, kochająca kalifornijskie słońce, a na którego teraz jasnej karnacji Jackson mógł ustami wodzić po sinym szlaku przebijających się spod skóry żył. Mark, który śmiejąc się odrzucał głowę, a jego zniszczone częstym farbowaniem włosy przypominały Jacksonowi dmuchawce.

Mark, który jadł dużo przed włączoną kamerą, ale odmawiał, gdy nagranie się kończyło. Którego usta były często pogryzione z powodu jego ostro zakończonych górnych trójek. Który śmiał się z Jacksona, który po seksie przemieniał się w duże marudne dziecko.

Jego Mark. Mark, za którym Jacksona tak tęsknił.

Czemu tylko o tym zapomniał?)

Mark usiadł obok Jinyounga, jak najdalej zarówno od Jacksona, jak i Bambama. Oczy miał czerwone, ich naczynka widoczne bardziej niż kiedykolwiek i Jackson złapał się na zastanawianiu się, czy chłopak płakał tylko bezgłośnie wstrząsany bezgłośnymi szlochami, czy wręcz przeciwnie: krzyczał i rozpaczał nad tym, jak bardzo stoczył się Jackson.

Jackson nigdy wcześniej nie czuł tak wszechogarniającego wstydu.

- Przepraszamy za spóźnienie. - odezwał się Jinyoung swoim jak najbardziej profesjonalnym głosem. - Mark zemdlał.

Jackson miał wrażenie, że te słowa odbijają się echem w jego pustym umyśle. To wszystko była jego wina, powoli docierało do niego, jakie konstrukcji mają jego czyny. A może był doskonale świadom tego już wcześniej? Tylko nie chciał przyjąć tego do wiadomości.

- Nieważne. - głos JYP przeciął ciszę, niemal ostro i Jackson aż się wzdrygnął. - Skupcie się lepiej na tym, że jesteście praktycznie skończeni.

No tak, byli. JYP zależało bardziej na reputacji artystów niż na czymkolwiek innym. Nie miał oporów z wyrzuceniem Jay Parka za coś mniejszego kalibru, czemu miałby się z nimi powstrzymać..?

- Jesteśmy gotowi przyjąć każdą karę... - zaczął Jaebum, ale zaraz został uciszony przez wściekłego Jinyounga.

- To nie ty powinieneś przepraszać, do kurwy nędzy. - warknął drugi, po czym chłodnym spojrzeniem zmierzył Jacksona i Bambama. - Nie wystarczy wam zniszczenie jednego życia, musicie pociągnąć za sobą nas wszystkich.

Jackson czuł, jak lód słów Jinyoung wiruje mu przed oczami, staje się coraz bardziej widoczny, zatacza kółeczka. Był piękny w swojej brutalności, ostry i błyszczący. Wypolerowana cieniutka, ale zarazem zabójcza powierzchnia.

Jackson poczuł, jak wpada mu do oka, a potem była już tylko ciemność.

------

wakacje działają na mnie dziwnie demotywująco :"))) koniec jest już naprawdę blisko, dosłownie jeszcze jeden rozdzialik i similar będę mogła uznać za zakończone.

tych, którzy czytają też humming bird on the outskirts of universe chciałabym jeszcze poinformować, że nowy rozdział nie pojawi się, póki nie skończę similar. jesteśmy już naprawdę blisko końca, więc nie chciałabym się rozpraszać :"))

similar [markson]Where stories live. Discover now