iii

189 27 10
                                    

Jackson miał swój typ

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jackson miał swój typ. Typ Jacksona był giętki, smukły, wyglądał, jakby w każdej chwili mógłby zostać porwany przez podmuch wiatru. Typ Jacksona oplatał wokół jego bioder nogi chude jak ostrze floretu, wyginał się jak ono, gdy trafiał w punkt na ciele przeciwnika. Jackson skłamałby, gdyby nie przyznał, że uwielbiał łączyć rzeczy, które kochał w jedno, odnajdywać je w innych obiektach jego uwielbienia.

( - Ja tam wolę florety, ojciec - powiedział kiedyś swojemu ojcu, gdy ten spytał go o dziewczynę. 

To był żart, mało subtelny, bo mało subtelny, sprośny wręcz. Pamiętał, jak bardzo był wtedy rozdarty pomiędzy nadzieją, że jego ojciec nie zrozumie i tylko pokręci głową mamrocząc coś o dziwnych dowcipach dzisiejszej młodzieży, że zrozumie to jako wyrażenie zamiłowania do sportu, a tym, że owszem, załapie i Jackson będzie mógł opowiadać, jak zrobił coming out w sposób dowcipny i wyluzowany. 

Ojciec jednak nie zrozumiał i Jackson do dzisiejszego dnia tego żałuje.)

Dlatego  gdy tylko Bambam wydoroślał i przestał wyglądać jak uczeń podstawówki, Jackson musiał przyznać, że oczy latały mu od niego do Marka. Bambam jednak zajęty był wówczas odkrywaniem swojej seksualności z każdym mężczyzną, który akurat wpadł mu w oko, na co jego rozkwit z całą pewnością mu pozwolił. Mark również wówczas zaczął odwzajemniać jego uczucia, przesuwać dłonią po jego udzie, gdy całą siódemką oglądali filmy, rumienić się, gdy Jackson rozpływał się nad jego słodyczą.

Z początku Jackson nie posiadał się ze szczęścia. Miłość jest jednak przelotna, jak każde zresztą uczucie. Wszechobecna staje się zbyt nudna, rutynowa. Blednie niczym Mark podczas promocji, desperacko próbujący dostosować się do koreańskiego popytu na białą jak śnieg skórę. Jackson nigdy nie ukrywał, że był osobową rozrywkową, szukającą przygody za każdym rogiem. 

Także za rogiem miłości.

Mark był jego przeciwieństwem. W pewnym sensie był właśnie jak floret. Nie decydował o sobie, poddawał się osobie, która go dzierżyła. Jackson go ciągnął, Mark zgadzał się na bycie ciągniętym. Na wszystko odpowiadał tym uroczym uśmiechem i "jeśli ty tego chcesz...".

Jeśli ty tego chcesz...

Jackson szybko znienawidził to zdanie. Wymyślał rzeczy niestworzone, mając nadzieję, że Mark mu się postawi. Nic z tego. Mark zachowywał się jak święty. Stawiało to Jacksona bardzo w złym świetle, co nie dawało mu spokoju. 

Wtedy do jego życia miłosnego wtargnął Bambam. Dość pijany Bambam, warto by dodać. W czym w sumie Jackson mu nie ustępował. Pił, aby zapomnieć, że wszystko psuł. Że zostawił szramy na plecach Maka w tej swojej grze doprowadzania chłopaka do granic wytrzymałości. Czuł się winny, wiedział, że nie może mieć pretensji do ukochanego, którego stale o obarczał odpowiedzialnością za swoje zachowanie. 

( - A więc spróbowaliście BDSM? - Bambam oblizał swoje pełne wargi po wypiciu wściekle różowego shota. - Mówisz, że mu się nie podobało... a tobie? - spojrzał na niego spod swoich długich rzęs.

Jackson roześmiał się gorzko. 

- Raczej trudno, by podobało mi się coś, co sprawia, że mój partner niemalże zalewa się łzami... - wypił swoją whiskey.

Alkohol. Zapomnienie. Stępienie emocji. Ukojenie.

- A jeżeli spróbowałbyś tego z kimś, kto wie, że to lubi? Kto nie zalewa się łzami? -  Bambam przełożył swoje długie nogi na kolana Jacksona. 

Długie nogi. Długie szczupłe nogi. 

Niczym ostrza floretu.

- Miałbyś wtedy bardziej klarowny obraz, czy to lubisz czy nie... - jakim cudem na jego kolanach nie były już tylko nogi Bambam, a cały chłopak?

I jakim cudem po tej nocy Jackson wiedział, że skóra młodszego smakuje jak owoc  z Drzewa Poznania Dobrego i Złego?)

-------

kocham moje chude dziecko bambama, don't @ me

similar [markson]Where stories live. Discover now