ix

157 28 7
                                    

Mark bał się nocy i ciszy, jaką ze sobą niosła

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mark bał się nocy i ciszy, jaką ze sobą niosła.

(- zdawało mu się, że po zmroku każdy jego oddech to krzyk zastygający w powietrzu w postaci drobinek skroplonej wody; lepki, wilgotny. Każdy ruch jego ciała był słyszalny, uniesienie dłoni to świst, każdy krok dudnił w jego uszach jak tysiące bomb. Mark nie cierpiał hałasu, nie odzywał się wówczas w obawie, że jego własne słowa rozsądzą mu bębenki.)

Teraz stał w środku nocy na chodniku przy krawędzi mostu. Każdy mijający go samochód był dla niego tak samo niewidzialny, jak i niesłyszalny. Stał oparty o chłodną barierkę, kiedyś zapewne gładką i lśniącą, ale teraz że zdartą farbą i rdzą zżerającą metal. Wiatr uderzył go w twarz, a rzeka Han mruczała pod spodem swoją kołysankę. Ile osób poszło za piosenką prosto w jej objęcia?

Mark usłyszał Jacksona już z oddali.

- Czemu tu stoisz? - spytał go zdyszany chłopak.

- Czemu ty tu przyszedłeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie Mark.

Jackson zacisnął wargi w wąską kreskę i spuścił wzrok na chodnik. Nie wiedział? A może wiedział, ale nie chciał się do tego przyznać. Zaraz zacznie przygryzać dolną wargę, pomyślał Mark i przeraził się, gdy dotarło do niego, że jego umysł wciąż sądził, że doskonale zna Jacksona.

- Ja... Ja nie chcę, żeby to się tak skończyło Mark... - słowa w końcu jego opuszczają jego usta i Markowi prawie robi mu się żal.

Prawie, ponieważ gniew jest silniejszy niż litość.

- Trzeba było pomyśleć o tym, zanim postanowiłeś przelecieć Bambama. - sam był zdziwiony, jak głęboki i szorstki jest jego głos.

Jego uszy przeciął ostry ból, który pulsuje, aż dociera do jego skroni. Mark czuje się taki zmęczony.

Podniósł wzrok na Jacksona i od razu tego pożałował, widząc łzy w oczach ukochanego-

( - czy na pewno ukochanego? Kiedy ostatnio Mark pomyślał tak o Jacksonie? Z czystą miłością, bez uczucia żalu i bezsilności.

Nie pamięta. Szuka odpowiedzi w swoim rozbitym umyśle, pęknięcia na niegdyś gładkiej tafli nie pozwalają mu na zobaczenie odbicia takim, jakim powinno być. Wszystko jest zniekształcone.

Mark ma ochotę krzyczeć, ale nie może; uszy zaczęłyby mu krwawić.)

- które zaczęły już ściekać po jego policzkach. Coś w Marku podpowiadało mu, żeby podejść do niego bliżej, ująć jego twarz w swoje dłonie i kciukami otrzeć jego łzy.

Ale Mark przypomniał sobie, że zbyt długo tak postępował, odpuszczał Jacksonowi. I dokąd ich to zawiodło..?

- Czemu... Czemu to zrobiłeś, Jackie? - spytał niemal szeptem, patrząc w zaczerwienione oczy ukochanego, w nabrzmiałe naczynka za szklaną taflą łez, w rozszerzone źrenice.

- Chciałem twojej reakcji. - brzmiała odpowiedź.

- Ty naprawdę jesteś jak szczeniaczek... Albo bardziej jak kurewsko rozpieszczone dziecko - z gardła Marka wydobył się śmiech, ale nie był on wesoły; brzmiał raczej jak skrobanie nożem o tablicę i Mark aż skrzywił się na ten dźwięk.

- Ty nie rozu-

- Czego nie rozumiem? - słyszał w swoim głosie rozpacz. - Tego, że będąc ze mną w związku, postanowiłeś przespać się z Bambamem. Każdego dnia mówiłeś mi, że mnie kochasz, by po chwili odwrócić się i pójść go przelecieć... kłamałeś? Kłamałeś, wyznając mi miłość?

Brzmiał słabo, jakby komar przysiadł na jego szyi i ssał krew wprost z tętnicy. Dreszcze wstrząsały jego ciałem, które podrygiwało i uspokajało się gwałtownie na przemian. Miał ochotę uderzyć Jacksona, jakby przemoc miała mu pokazać, co Mark przeżywał przez ostatnie miesiące.

Ale czy jest warto..?, pomyślał Mark i w tym momencie dotarło do niego, że nie warto, ponieważ razem nie ma dla nich przyszłości. Zespół był skończony, ich związek też, Mark  nie miał zamiaru teraz przygarnąć Jacksona, nie po tym, na co ten skazał go ostatnimi czasy. Mark nie chciał wrócić o samotnego siedzenia przy stole i obserwowania rozsypującego( a raczej ulewającego ) się cukru, modląc się w duchu, że Jackson zechce wrócić do niego na noc. 

- Mark, ja go nie kocham... - Jackson mówił cicho, po chińsku i Mark miał ochotę krzyczeć, czy Jackson nawet w takiej chwili przejmuje się tym, co myślą ludzie. - Kocham tylko ciebie.

- Nie czuję tego. Jackson, jak mam uwierzyć w twoje słowa, gdy ty nic z tym nie robisz? Może i kochasz... Ale czy ma to teraz, po tym wszystkim, co się wydarzyło znaczenie?

Czemu nie wykrzyczy swojej miłości do Marka? Czemu na kolanach, szlochając, nie błaga o przebaczenie?

Ale czy ma to w ogóle znaczenie?

- Nie ma. - Mark odpowiedział sam sobie i spojrzał prosto w oczy zaskoczonemu Jacksonowi. - To wszystko nie ma sensu, prawda? Przecież to koniec.

I odwrócił się do Jacksona plecami, po czym odszedł.

---------

został nam już tylko epilog~ trochę żal już rozstawać mi się z tą historią, ale cóż... nigdy nie lubiłam opowiadań ciągniętych na siłę.

also, lullaby spanish ver. to jedna z najseksowniejszych rzeczy, jakie ostatnio słyszałam, dont @ me

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 19, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

similar [markson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz