iv

172 23 4
                                    

Mark niepewnie mieszał łyżką w filiżance kawy

Ups! Gambar ini tidak mengikuti Pedoman Konten kami. Untuk melanjutkan publikasi, hapuslah gambar ini atau unggah gambar lain.

Mark niepewnie mieszał łyżką w filiżance kawy. Dłonie drżały mu, rozedrgana łyżka bez przerwy stukała o porcelanę, zwracając na nich uwagę większości ludzi w kawiarni. Ci jednak jedynie wzruszali ramionami i wracali do własnych napojów i słodyczy. Park Jinyoung jednak co rusz marszczył czoło w irytacji, co poniektórzy (czyt. Jackson) mogliby uznać za urocze, ale u Marka powodowało tylko strach o to, że młodszy za chwilę eksploduję.

- ... więc odwrócił się od nich i zaczął wygłaszać te swoje mądrości o tym, jakie to obrzydliwe i jest to na dobrą sprawę choroba importowana do nas z Zachodu... - Jinyoung westchnął ciężko. 

- Niech zgadnę. - mruknął Mark. - Przytakiwałeś mu we wszystkim?

Jinyoung zacisnął usta w wąską kreskę. Widelczyk, na który miał nabity kęs sernika zachwiał się niebezpiecznie.

- Oczywiście, że przytakiwałem. - warknął młodszy, wbijając wściekle widelczyk w ciasto. - Co miałem mu powiedzieć? "Nie, to nie jest obrzydliwe, powiedziałbym, że nawet całkiem seksi"?! - Jinyoung zaczął podnosić głos. - Nie wiem, co by się ze mną stało... - dodał już spokojniej.

Mark skinął głową ze zrozumieniem. Nie mógł tego pojąć w tym kraju.  W Stanach nie było idealnie... ale jego siostra mogła ożenić się z kobietą swojego życia i choć owszem, zdarzali się ludzie, którzy nie patrzyli na nie przychylnie, to z całą pewnością nikt prawnie im tego szczęścia odmówić nie mógł. Byli ludzie, którzy jak Jaebum krzywili się na widok jakiejś drugoplanowej pary homoseksualnej w serialu, ale nie mieli oni takiej mocy jak tutaj.

- Teoretycznie nie muszę z nim być - Jinyoung kontynuował swoją tyradę. - Naprawdę, laski też mnie kręcą, ale...

Ale to boli. To zabiera ci dech. Świadomość, że mógłbyś go mieć, ale nie masz. 

Mark cierpiał jeszcze bardziej. Ponieważ już ugryzł jabłko. Znał jego smak, uczucie lepkiego soku cieknącego po brodzie. I Mark chciałby więcej słodkiego owocu... owocu, który zostawił na czas długi, długi wystarczająco by owoc zbutwiał, miąższ pokrył się brązowym nalotem. Słodycz stała się cierpka, mdła.

A on wciąż pamiętał jej smak, gdy była świeża. Nie dawało mu to spokoju, to wspomnienie doprowadzało go do szaleństwa. Smak, który utracił i który najprawdopodobniej nie wróci...

- Słuchasz ty mnie? - zirytowany głos Jinyounga wyrwał go z rozmyślań.

- Słucham, słucham, oczywiście... - zachichotał nerwowo. - Po prostu... jakoś kiepsko się czuję ostatnimi czasy....

- Wiem. - westchnął młodszy. - Wiem, Bambam zachował się jak skurwysyn. Nie miałem pretensji, gdy sypiał z kim mu się podobało, że robił to, nie licząc na związek... nikomu krzywdy tym nie wyrządzał. Ale żeby dobierać się do będącego już związku. Przyjaciela z przyjacielem?

Mark spojrzał na niego wielkimi oczami. Czuł jak zasysa mu w gardle, brakuje powietrza, jakby to nie słowa Jinyounga, a jego dłonie złapały go za gardło i odcinały drogę oddechu.

- Skąd wiesz...? - wyszeptał przerażony.

Nie miał prawa wiedzieć. Mark nigdy mu się nie zwierzał z jego problemów z Jacksonem. Nie żeby nie ufał przyjacielowi, ale wypowiedzenie tego było dla niego jednoznaczne z przyznaniem się do porażki.  A on był na to zbyt dumny.

Jinyoung chyba własnie zrozumiał swój błąd. Przygryzł nerwowo dolną wagę i zacisnął dłonie w pięści. 

- To... ja zapomniałem czegoś z szatni... jakoś tydzień temu... musiałem wrócić... - zaśmiał się, ale był to śmiech nieprzyjemny, pełen napięcia, nerwów. - Powiedzmy, że tyłek Jacksona to ostatnie, co chciałem widzieć...

Mark wstał bez słowa. Oczy go piekły. Nienawidził tego. Tego, że przez Jacksona był taki słaby, ze był emocjonalnym wrakiem. Nawet najmniejsza rzecz mogła doprowadzić go do łez.

- Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć? - syknął przez zaciśnięte zęby. 

Jinyoung chwycił jego dłoń. Drżał na całym ciele. Nie chciał stracić swojego przyjaciela, nie przez taką głupotę.

- Mark, nie reaguj zbyt pochopnie... ja spytałem po tym Bambama, powiedział, że wszystko wiesz.

Bambam nie wiedział. Bambam nie mógł wiedzieć. Mark nie pozwoliłby sobie na coś takiego. Nie mógł widzieć do jakiego stanu go doprowadził. Że to on jest tu silniejszy. 

Że oplata Marka niczym wąż, sycząc mu do ucha i po chwili jedyne, co Mark jest w stanie słyszeć to szum morza, które pokonał po to, by wpaść w objęcia tego gada.

------

rozdział ma dokładnie 666 słów. coincidence? i think not.

similar [markson]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang