vi

123 25 1
                                    

Bambam nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu zniszczyć związek

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Bambam nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu zniszczyć związek. Kiedy był dzieckiem, jego wizja przyszłości była -

(-była zupełnie inna od rzeczywistości. Jego ojciec obecny był tylko w łzach matki, w starym pogniecionym i poplamionym zdjęciu w wojskowym mundurze. Bambam często zastanawiał się, jak ojciec zareagowałby na fakt, że jego syn nigdy nie będzie walczył za kraj. Jednak chłopak skłamałby, gdyby stwierdził, że chciałby to robić. Był aż za bardzo świadomy, że jego ojciec nigdy nigdy nie byłby dumny z patykowatego syna lubiącego się malować i którego bardziej niż modele karabinów interesowały kolekcje światowych projektantów. Mały Bambam jednak jeszcze tego nie wiedział.

I marzył o służbie wojskowej.

Marzył o żonie i o dzieciach.

Marzył o jakiejś męskiej karierze, może piąłby się po szczeblach hierarchii w wojsku?

Średni Bambam zniszczył jednak to wszystko, gdy swój pierwszy pocałunek oddał przyjacielowi w jakiejś pijackiej grze.

A duży Bambam już dawno zapomniał, o czym marzył mały Bambam.)

Czy miał wyrzuty sumienia? Oczywiście, że tak, tym bardziej, że wszystko to było na nic. To wszystko co robił - bez powodu, a raczej usprawiedliwiał się jakimiś żałosnymi wymówkami, które miały sprawić, że czuje się nieco lepiej, nie aż tak winny. Lubił sobie wmawiać, że dzięki temu zapełnia lukę po nim. Ale co dawał mu taki prymitywny, zwierzęcy wprost seks? Nie czuł się kochany przez Jacksona, ponieważ nie chciał tego tak na dobrą sprawę - on również Jacksona nie kochał. 

Uczuciem darzył kogoś innego, kogoś jeszcze bardziej niemożliwego do zdobycia niż Jackson.

Dzwonek telefonu rozniósł się po pokoju i Bambam z głośnym westchnięciem sięgnął po niego przez łóżko, w duchu dziękując za swoje długie ramiona - przynajmniej nie musiał ruszać tyłka i wstawać po urządzenie. Rzucił okiem na imię dzwoniącego.

- Halo? Gyeom? - spytał, głośno ziewając.

- Bambam? Hej, nie miałbyś nic przeciwko, jakbym odwołał nasze spotkanie? Yerin potrzebuje mojej pomocy przy zamontowaniu sprzętu. - wysoki, chłopięcy głos przyjaciele rozbrzmiał w słuchawce.

I co? I pewnie skończycie w łóżku... jak zwykle...

( - tak jak wtedy, gdy poszedł do pokoju młodszego tylko po to, by zastać go rysującego palcem kółeczka na plecach Yerin, która szeptała coś do jego ucha, chichocząc coś co chwilę. Yugyeom na to również śmiał się miękko, jego dłonie zbyt zajęte czymś innym, aby przyklaskiwać sobie, jak to zwykle miał w zwyczaju.  Pokój spowity był zapachem potu i słodkich perfum. Bambam nie wiedział, czy należały one do dziewczyny, czy były to te śmieszne dla matek należące do Yugyeoma. 

Bambam czuł, jakby się dusił w tej woni.)

- Nie no spoko, przecież widzimy się prawie codziennie... z Yerin nie zawsze macie dla siebie czas...

- Bammie, czy ty cały czas jesteś dla mnie zły, że nie powiedziałem ci od razu, że Yerin i ja jesteśmy razem? - było w głosie Yugyeoma coś na kształt irytacji, ale również żalu.

- Nie...

Raczej o to, że wszystko zepsułeś.

---------

przepraszam za długą przerwę i krótki rozdział. zreflektuję się nad sobą i powrócę jako lepsza osoba z częstszymi i dłuższymi updateami.

also, tak, zrobiłam dziewczyną gyeoma tę legendę:

similar [markson]Where stories live. Discover now