IX. I żyli długo i szczęśliwe

638 71 86
                                    

8 miesięcy później...

- O Mój Boże! O Mój Boże! O Mój Bo...

- Stiles, zamknij się do cholery! - zirytował się Theo.

Chodziłem w tą i z powrotem po korytarzu gdy mój przyjaciel siedział spokojnie na krześle.

- Myślisz, że wszystko idzie dobrze? - zapytałem, zaczynając obgryzać paznokcie.

- Panikujesz bardziej niż gdy w twoim domu pojawił się Lucek. - westchnął.

- W ogóle to dzięki, że nas tutaj przywiozłeś. Ja chyba nie dał bym rady prowadzić i spowodował wypadek jak pani Morgan ostatnio. - oznajmiłem, ignorując jego słowa.

- Nie ma za co. Mam tylko nadzieję, że Damon da Suesu coś do jedzenia. - zamyślił się.

- Ile to jeszcze potrwa? - zapytałem sam siebie.

- Ostatnio nakarmił ją wiskey. Dobrze, że Scott mieszka blisko. - wyszeptał pod nosem Theo.

- Do cholery! Czy możesz się skupić?! Lydia rodzi! - wykrzyczałem.

- Nie panikuj tak. Usiądź i ochłoń. - nakazał.

- Zadzwonię i zobaczę jak tam Claudia. - zdecydowałem.

Wyjąłem telefon i wybrałem numer do pani Morgan.

- No co tam, synuś?

- Z Claudią wszystko w porządku? - spytałem, bo martwiłem się, że mała mogła się wystraszyć.

- Świetnie! Nie może doczekać się braciszka!

- To dobrze. - odetchnąłem z ulgą - A co robicie? - zaciekawiłem się.

- Pokazuję jej ciosy karate. Szybko się uczy.

- Co? - spytałem, bo chyba na słuch mi padło.

- To taka sztuka walki. Mam czarny pas. Kończę, bo nie zdążę pokazać jej jeszcze kopniaka z pół obrotu!

Usłyszałem dźwięk zakończenia połączenia.

- I co? Wszystko dobrze? - zaczepił mnie Theo.

- Emmm...tak. Claudia bawi się z panią Morgan. Chyba. - potrząsnąłem głową aby zebrać myśli.

- Pan Stilinski? - z sali wyszedł lekarz.

- TAK TO JA! - wydarłem się i natychmiast do niego podbiegłem.

- Gratuluję, ma pan synka. Zdrowy i silny. Pańska żona także dobrze się czuję. Może pan na chwilę do nich wejść. - dał mi zielony kitel.

- Och...okej. - wymamrotałem i w biegu zakładając kitel, ruszyłem przez korytarz.

Wszedłem do sali. Lydia leżała na łóżku i patrzyła na mnie z uśmiechem.

- Jest śliczny. - wyszeptała ze łzami.

W ramionach trzymała malutkiego noworodka.

Przysiadłem ostrożnie obok niej, po czym pocałowałem czule jej czoło.

- A więc Brett? - spojrzałem na chłopczyka i delikatnie przejechałem kciukiem po jego policzku.

- Brett. - zgodziła się z uśmiechem.

3 lata później...

- Co robią dzieci? - spytała mnie Lydia.

Postanowiliśmy zrobić grilla i zaprosić wszystkich naszych przyjaciół.

I Will Always Love You, To The Rest Of My Life (Teen Wolf Stiles) 13/13Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz