Siedem

2.5K 212 61
                                    

Mandy spogląda na mnie ponad ramieniem i oceniającym wzrokiem mierzy moją chudą sylwetkę od stóp aż po czubek głowy. Najpewniej nie widzi we mnie jakiejkolwiek konkurencji, bo chwilę później na jej pełne usta umalowane krwistoczerwoną szminką wkrada się uśmiech.

— Miło poznać — rzuca, by następnie z powrotem ułożyć się na ramieniu Bena.

Moje usta są szeroko otwarte, ponieważ nadal jestem zupełnie oszołomiona tą sytuacją. Nigdy nie podejrzewałam, że mój przyjaciel postanowi wchodzić w związek, a tym bardziej, że wybierze taką dziewczynę.

Kiedy wlokę się do kuchni po jakąś przekąskę, kątem oka zerkam na Mandy — ma na sobie króciuteńką spódniczkę, zapewne niesięgającą nawet połowy ud, a jej obfity biust wylewa się spod dekoltu koszulki na ramiączkach. Ubiera się bardzo odważnie — nie sądzę, żebym kiedykolwiek była w stanie założyć coś równie wyzywającego.

Odchrząkam, skupiając się na zawartości lodówki. Jak zwykle nie ma w niej nic szczególnie pożywnego, jednak nie ma się co dziwić — nienawidzę gotować, a Ben, mimo że się stara, nie ma do tego smykałki. Gdyby nie jedzenie na telefon, z pewnością umarlibyśmy z głodu.

— O! — Marszczę brwi, gdy z salonu dobiega mnie okrzyk Mandy. — Uwielbiam to, niech zostanie.

Domyślam się, że chodzi o jakiś program telewizyjny, który wspólnie oglądają. Nie zamierzam im przeszkadzać, zatem biorę w dłoń kanapkę przyrządzoną rano przez Benjamina i pospiesznie oddalam się w stronę swojego pokoju. 

— Sue, chodź do nas. — Zatrzymuję się, słysząc prośbę przyjaciela.

Wzdycham i, nie chcąc, by jego dziewczyna uznała mnie za niegrzeczną, sadowię się obok Bena. Dzieli nas kilkanaście centymetrów, jednak Mandy i tak patrzy na mnie kwaśno. Nie zaskakuje mnie, iż jest zaborcza — w końcu Benjamin może pochwalić się olśniewającą urodą. Aż dziw bierze, że właśnie ja jestem jego najbliższą przyjaciółką.

— Jak w pracy? — zagaduje, patrząc na mnie brązowymi tęczówkami.

Już otwieram usta, by wyznać mu, że było mnóstwo ludzi i jestem koszmarnie zmęczona, lecz Mandy przytyka do jego warg swój palec wskazujący, tym samym go uciszając.

— Cicho, kotku, ta bajka jest, kurwa, świetna — stwierdza. — Oglądaj.

Mrugam kilkakrotnie oczami, mocno zaskoczona, podczas gdy mój przyjaciel posłusznie odwraca głowę w stronę telewizora, poprawia okulary na nosie i koncentruje się na disnejowskich postaciach. Wygląda na to, że uporczywie usiłuje przypodobać się swojej kobiecie, co do niego niepodobne.

Mandy wtula się w umięśnione ciało Benjamina i uśmiecha się pod nosem, podczas gdy on czule gładzi ją po plecach. Denerwuje mnie to, mimo że nie wypada mi odczuwać takich emocji. Powinnam za to być zadowolona, że mój przyjaciel nareszcie znalazł sobie stałą partnerkę, kończąc z przelotnymi romansami.

Czterdzieści minut później kończy się bajka, więc Mandy opieszale podnosi się z twardej kanapy. Śledzę wzrokiem jej krągłe biodra, kiedy przeciąga się naprzeciwko Benjamina.

— Kurde, muszę już wracać, kotku — oświadcza, uśmiechając się delikatnie. — Odprowadzisz mnie do drzwi?

— Jasne.

Mój przyjaciel szybko rusza za swoją dziewczyną, co wzbudza we mnie najróżniejsze uczucia — od zaskoczenia aż po wściekłość. Naprawdę musi uważać Mandy za kogoś ważnego w swoim życiu, skoro daje tak sobą pomiatać.

Dość długo zajmuje im pożegnanie, sam ich pocałunek trwa minimum kilkanaście sekund. Odwracam wtedy wzrok, starając się dodać im nieco prywatności.

Take me or leaveDonde viven las historias. Descúbrelo ahora