Cztery

1.9K 188 55
                                    

Zawsze uważałam Benjamina za nadzwyczaj poważnego i odpowiedzialnego mężczyznę, mimo że uganiał się za kobietami jak mało kto. Dziwi mnie więc fakt, iż postanowił bezpardonowo wyciągnąć mnie z łóżka w środku nocy, na dodatek nie uprzedzając mnie wcześniej o swoich niecnych planach.

Pospiesznie wciągam na siebie bluzę i dżinsowe spodnie, jednocześnie nie odrywając wzroku od przyjaciela, który przez cały ten czas stoi w rogu mojego pokoju, niby to z zaciekawieniem przypatrując się naszemu wspólnemu zdjęciu. Wprawdzie nie powinnam wstydzić przebierać się przed Benem, ale jakoś nie potrafię się przełamać — szczególnie nie jest mi to na rękę po dzisiejszych wydarzeniach.

Kiedy nareszcie mój tyłek mieści się w opinającym materiale, bez słowa wychodzę z pokoju. Benjamin najwyraźniej to zauważa, bo już chwilę później kroczy obok mnie.

— Nie bocz się, spodoba ci się — mówi zachęcająco.

Prycham pod nosem.

— Dobrze wiesz, że nienawidzę wstawać wcześnie, a co dopiero w nocy — sarkam w odpowiedzi. — Moje zachowanie jest uzasadnione.

Ben cicho śmieje się z mojego hardego podejścia, jednak staram się to ignorować. Nie jestem w nastroju do żartów.

Zamyka drzwi na klucz, a potem schodzimy schodami na ulicę. Rozglądam się nieporadnie, dostrzegając jedynie niektóre rzeczy. Wokoło panowałaby całkowita ciemność, gdyby nie znikoma liczba latarni, ustawionych przy drodze. Panuje też niewielki ruch, co jest miłą odmianą od zgiełku podczas dnia.

— Tędy — komenderuje Ben, wskazując dłonią na sąsiednią ulicę.

— Nie pojedziemy twoim samochodem? — Jestem dość zaskoczona. 

Spodziewałam się, że mój przyjaciel będzie na tyle rozsądny, by przynajmniej wsadzić mój zziębnięty tyłek do auta, a tymczasem on postanowił wlec mnie nie wiadomo gdzie.

— To niedaleko, nie opłaca się — stwierdza protekcjonalnie.

Moja irytacja wzrasta z każdym pokonanym metrem, natomiast temperatura mojego ciała się zmniejsza. Jakby tego było mało, Benjamin uparcie zagaduje mnie błahostkami, nie pozwalając mi dojść do słowa, kiedy chcę dowiedzieć się, za ile będziemy na miejscu.

Oddycham z ulgą, gdy po kilkunastu minutach wreszcie zatrzymujemy się na dobrze znanej mi ulicy. Uśmiecham się delikatnie, domyślając się, gdzie prowadzi mnie Benjamin. Jestem równocześnie mocno zaszokowana, ponieważ zupełnie nie spodziewałam się, że przyjaciel zabierze mnie właśnie w ten zakątek.

Plaża jest rozległa, ciągnie się zapewne przez kilka kilometrów, a woda w blasku księżyca wygląda oszałamiająco. Jeszcze pół roku temu przychodziliśmy tu praktycznie codziennie, tyle że w ciągu dnia. Ostatnio jednak nie mieliśmy na to czasu. Byłam przekonana, że Ben zapomniał o tym miejscu, zatem jestem mile zaskoczona.

Nie odzywając się ani słowem, maszeruję za przyjacielem w stronę ciepłego oceanu. Z uśmiechem oglądam się dookoła, jednak po chwili koncentruję spojrzenie na Benjaminie, który, ku mojemu oszołomieniu, jednym zwinnym ruchem ściąga przez głowę grubą bluzę, a następnie koszulkę.

Wprawdzie dane jest mi ujrzeć jedynie napięte mięśnie jego pleców, ale to wystarcza, by gardło zaschło mi na wiór. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak przystojny jest Ben, dlatego więc teraz uderza to we mnie z dwukrotną siłą. 

Niezmiernie trudno powstrzymać się od patrzenia na jego umięśnione plecy, rozłożyste barki i opaloną skórę, szczególnie gdy stoi zaledwie kilka metrów ode mnie.

Take me or leaveWhere stories live. Discover now