Dwa

1.8K 187 68
                                    

Z szeroko otwartymi ustami wgapiam się w Mandy, kompletnie oszołomiona jej pojawieniem się w naszym mieszkaniu. Najpewniej musiała podkraść klucze bądź po prostu jeden z zapasowych przekazał jej Benjamin — tak czy siak, wciąż nienormalnym wydaje się, że kobieta przychodzi do nas codziennie o tak wczesnej porze.

Nie wiem, co powiedzieć, kiedy w oczach Mandy majaczą łzy. Z jednej strony pragnę wyznać jej, że to jedynie nieporozumienie i do niczego nie doszło między mną a moim najlepszym przyjacielem. Z drugiej strony chciałabym wręcz wykrzyczeć jej prosto w twarz, co rzekomo robiliśmy dzisiejszej nocy, tak bardzo nie mogę znieść jej towarzystwa.

— Okłamałeś mnie — stwierdza Mandy drżącym od wstrzymywanego płaczu głosem i wskazuje palcem na Benjamina. — Ruchaliście się?

Mój przyjaciel wpatruje się w swoją dziewczynę z wyraźnym oszołomieniem, a po chwili zrywa się z łóżka jak oparzony i podchodzi do niej, jak przystało na wzorowego chłopaka. Nie kwapi się nawet, by założyć okulary, mimo że ma dużą wadę wzroku i właściwie mało co bez nich widzi.

— Nie! Oczywiście, że nie — zapewnia, obejmując Mandy ramionami.

Podnoszę się do siadu i niespokojnie pocieram dłońmi skronie, usiłując tym samym uspokoić szalone bicie swojego serca. 

— Nigdy bym cię nie zdradził — dodaje.

— A jednak zastałam cię w łóżku razem z nią... — Po policzkach Mandy spływają już łzy, zatem Ben desperacko stara się ją do siebie przytulić w geście pocieszenia. — Nie wierzę ci.

Wstaję z miękkiego materaca i niepewnie podchodzę do przyjaciela, chcąc przekazać mu, że zostawię ich samych. Mimo obrzydliwego uczucia zazdrości, jakie majstruje emocjami w moim ciele, nie chcę im przeszkadzać. 

Mandy posyła mi nienawistne spojrzenie, kiedy delikatnie układam dłoń na ramieniu Benjamina. Rozumiem, jak skrzywdzona się czuje, jednak powinna postawić się na moim miejscu — Ben to mój przyjaciel, znamy się od przeszło kilku lat i wiemy o sobie naprawdę wszystko, więc nie powinna się zamartwiać o rodzaj naszego związku.

— Pójdę do... — Przerywam, gdy raptem ktoś mocno mnie popycha.

Okazuje się, że rozjątrzona Mandy wyrwała się z uścisku Benjamina i postanowiła okazać swoją złość na mnie, przez co teraz z piskiem ląduję na materacu.

— Jesteś suką — cedzi przez zęby, podczas gdy ja odsuwam się jak najdalej tylko mogę.

W jej spojrzeniu widzę czystą nienawiść, co sprawia, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Wprawdzie Mandy nigdy nie należała do szczególnie poukładanych kobiet, jednak nie posądziłabym jej o tak nagły wybuch agresji.

Benjamin opanowuje swoją nieokiełznaną dziewczynę, chwytając ją w pasie i mocno do siebie przyciągając. Spoglądam na jego kwaśną minę, a potem przenoszę wzrok na oczy, które ciskają we mnie piorunami.

— Sue to moja przyjaciółka — przypomina, skupiając się na rozjuszonej Mandy. — Nie podoba mi się w sposób, w jaki ty mi się podobasz, i dobrze wiesz, że nie mógłbym się z nią przespać.

Mimo że słowa wypadające z jego ust są jak najbardziej naturalne, krzywdzą mnie tak bardzo, iż nie jestem w stanie tego znieść. Gula w gardle puchnie mi do tego stopnia, że jestem zmuszona wyjść stąd jak najszybciej, jeśli nie chcę, by ktokolwiek zauważył moje rozedrganie.

Unoszę się więc na rękach, a potem układam stopy na chłodnych panelach i czym prędzej oddalam się w kierunku swojego pokoju. Przełykam ślinę, starając się zamknąć za sobą drzwi jak najciszej i dopiero wtedy pozwalam płynąć łzom.

Take me or leaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz