◀(Rozdział 35)▶

745 90 41
                                    

Stanąłem przed salą Newta targany sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony bardzo chciałem tam wejść, uściskać go mocno, upewniając się, że jest cały i zdrowy, że już nic mu nie grozi. Z drugiej jednak strony miałem ochotę rzucić wszystko i uciekać jak najdalej, byleby tylko nie posypywać świeżej rany solą. Zobaczenie go pałającego nienawiścią takie właśnie by było.

Ciągle w głowie rozbrzmiewały mi ostatnie słowa Minho, gdy opuszczałem jego gabinet: "Jeśli go kochasz, sam to zrobisz." Kochałem go. Kochałem bardziej niż kogokolwiek w swoim życiu, a mimo to, bałem się nacisnąć na klamkę i wejść do środka.

Policzyłem do trzech, uchyliłem drzwi i zajrzałem ukradkiem. Spał, więc wślizgnąłem się i zatrzasnąłem drzwi. Rzeczy Newta ułożyłem na szafce obok łóżka, a mój list oparłem o wazon z kwiatami.

Teraz mogłem wyjść. Wyjść tak jak zaplanowałem i zacząć wszystko od nowa, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

Stałem wpatrzony w śliczną twarzyczkę blondyna, która już nie była taka blada jak wcześniej, a pokrywały ją delikatne rumieńce. Był taki piękny i kruchy, ale ci, co go znali, wiedzieli, że to tylko pozory, że pod tą anielską kruchością kryje się siła jaką ma mało kto.

Bezwiednie wyciągnąłem swoją dłoń i pogładziłem chłopaka, po zaróżowionym poliku. Moje serce drgnęło, gdy jego powieki poruszyły się, odsłaniając piękne, czekoladowe oczy, które zamrugały kilka razy, przyzwyczajając się do światła i odganiając resztki snu. Teraz wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. Chciałem szybko zabrać dłoń i uciec, ale nim zdążyłem się poruszyć, dłoń blondyna przykryła moją i splotła z nią palce.

  - Tommy - wyszeptał zachrypniętym głosem i spróbował podnieść się do siadu.

  - Nie, nie ruszaj się - powstrzymałem go. - Leż spokojnie.
 
  - Jak mam być spokojny, skoro jesteś tu i jeszcze nie zdążyłeś się ze mną przywitać?

  - Hej, Newt - uśmiechnąłem się i wolną dłonią przejechałem po blond kosmykach chłopaka.
 
Byłem zaskoczony jego zachowaniem. Wprawdzie Minho coś wspominał o tym, że Newt o mnie pytał, ale wydawało mi się to mało realne, aby mógł mi to wszystko wybaczyć i cieszyć się na mój widok. Nie mniej cieszyłem się, że nie zaczął krzyczeć, gdy tylko mnie zobaczył.

  - Nie tak - pokręcił głową i już nic więcej nie musiał dodawać. Bez problemu zrozumiałem, co miał na myśli.

Fala szczęścia zalała moje serce. Nachyliłem się nad nim i musnąłem jego usta swoimi, po czym rozchyliłem je językiem i zacząłem całować jak dawniej. Próbując wynagrodzić mu i sobie samemu mój głupi pomysł ucieczki i próby ponownego zostawienia go samego.

Bardzo brakowało mi jego ust, dłoni i uczuć, jakie we mnie wzbudzał. Nie chciałem się od niego odsuwać, nie teraz gdy znów połączyłem nasze usta i ponownie poczułem to wspaniałe uczucie wszechogarniającego szczęścia, które zawsze czułem, gdy był przy mnie, ale ciągle nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to tylko sen, że to niemożliwe, aby mi wybaczył.

  - Przepraszam - wyszeptałem przy jego ustach, zaciskając ze strachu swoje powieki.

  - Za to, że mnie uratowałeś? - przejechał dłonią po moim poliku i cmoknął w nos.

  - Za to, że cię skrzywdziłem - odważyłem się spojrzeć mu w oczy, ale nie dostrzegłem w nich gniewu czy bólu. - Przepraszam.

  - To nie byłeś ty - westchnął. - To wszystko wina Rachel. Ona mnie skrzywdziła. Wiedziała, że jeśli wykorzysta ciebie, będę cierpiał jeszcze bardziej, a ty razem ze mną. Nie mam pojęcia, jak mogłem niezauważyć, jaka jest naprawdę.

  - A co z tym że zbliżyłem się do ciebie, nie wspominając, że się znaliśmy już wcześniej? Mówiłeś wtedy, że mnie nienawidzisz i nie chcesz mnie znać.

Chłopak przesunął się i poklepał miejsce obok. Wiedziałem, że nie powinienem kłaść się na szpitalnym łóżku, a już na pewno nie w ubraniach i że jeśli ktoś wejdzie, obaj dostaniemy po uszach, ale teraz było to najmniej ważne.
Usiadłem obok blondyna, oparłem się na poduszce, a ramieniem objąłem go i przyciągnąłem do siebie.

  - Ty mi powiedz, dlaczego to zrobiłeś? - odezwał się, gdy oparł o mnie głowę i ponownie splótł nasze dłonie.

  - Nie wiem. Chyba się bałem - wyznałem, choć prawda była taka, że bałem się strasznie, a nie "chyba" - Pewnie widywałeś mnie już wcześniej na peronie.
 
  - Tak, zawsze gapiłeś się na mnie - zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego z boku. Zawsze myślałem, że moje spojrzenia były niezauważalne. - Myślałem wtedy, że chodzi ci o Rachel.

  - Cały czas patrzyłem na ciebie i każdego dnia przeżywałem stratę. Bałem się podejść i na nowo cię stracić, gdy nie będziesz chciał mnie znać.

  - Ale w końcu zaczęliśmy rozmawiać - zauważył.

  - Fakt, dzięki tobie. Ja zbierałbym się na to jeszcze z dziesięć lat. - przejechałem palcem po jego bliźnie na nadgarstku, której sam byłem sprawcą przed kilkoma laty - Ale wtedy powiedziałeś, że nienawidzisz gościa, który ci to zrobił.

  - Nie miałem pojęcia, że to ty.

  - To bez znaczenia - pokręciłem głową, a chłopak spojrzał mi w oczy. - Wtedy byłem dla ciebie nikim, więc nie miałbyś problemu przed znienawidzeniem mnie jeszcze bardziej.

  - Nie byłeś nikim. Zawsze wydawało mi się, że skądś cię znam, że znaczyłeś coś dla mnie w przeszłości, ale nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak czułem.

  - Teraz już wiesz.

  - Nie wszystko - pokręcił głową - Ale mam nadzieję, że kiedyś mi opowiesz o tym, co przeżyliśmy razem.

  - Obiecuję.

  - Od teraz żadnych tajemnic, dobrze?
 
Pokiwałem głową i przytuliłem go delikatnie do siebie, ciesząc się jak wariat. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałbym się, że wszystko potoczy się tak cudownie. A ja chciałem uciec, stchórzyć i znowu go zostawić. Czasem jednak warto stawić czoła problemom, bo mogą się zamienić w coś niespodziewanie pięknego.

Sięgnąłem wolną ręką po kopertę opartą o wazon i schowałem ją do kieszeni. Kiedyś może dam mu przeczytać o moim tchórzostwie i chęci ucieczki, ale nie teraz. Teraz nie wyobrażam sobie, jak mógłbym go zostawić i normalnie funkcjonować. Nie da się w końcu żyć bez serca, a on zdecydowanie był moim sercem.

  - Kocham cię, Tommy - wyszeptał, wtulając się we mnie, a ja uśmiechnąłem się szeroko, gdy w moim wnętrzu na nowo rozlało się uczucie ciepła i szczęścia.

  - Ja ciebie też - wyszeptałem.

____________________________________

Nie, to jeszcze nie koniec, choć mógłby być, ale musimy rozwiązać wątek z ciążą! :)
 

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz