Początek końca.

34 4 0
                                    

Wszedłem właśnie do szkoły, trochę później niż zazwyczaj, bo była 7:50, a zawsze jestem w niej już o 7:30.  Tak, jestem bardzo punktualny i poniekąd pedantyczny. Był zwykły poniedziałkowy poranek.. No dobrze, może nie do końca taki zwykły, bo zaspalem, zapomniałem kanapek i za 10 minut miałem klasowke z matematyki. Co tam, może da się ściągnąć, albo poprawić.
Heeeejjj!!!  - usłyszałem połączone ze sobą okrzyki dwóch dziewcząt pędzących w moją stronę. Była to Klaudia, rudowłosa dziewczyna o dość ładnej i szczupłej figurze, moja najlepsza przyjaciółka, z którą byliśmy nierozłączni. Zawsze smialismy się, że musielibyśmy się zabić, bo za dużo o sobie wiemy. A drugą z dziewcząt byla Roksana, blondynka, również bardzo szczupła, o nieprzeciętnej urodzie. Ta ostatnia nie znała mnie aż tak dobrze, dołączyła do nas, kiedy poszliśmy do liceum, do tej pory przyjaźnila się tylko z Klaudią.
- Hejka - odkrzyknąłem uśmiechnięty i zadowolony, że znów ich widzę, bo tylko dzięki nim mogłem przetrwać jako tako ten dzień. Przytulilismy się na przywitanie i ruszyliśmy w stronę sali do matematyki i fizyki, która znajdowała się na końcu naszej krętej szkoły, która przypominała Hogward, tak zresztą na nią mówiono. Było to renomowane liceum w centrum Olsztyna, jedno z najbardziej obleganych i najbardziej wymagających liceów w województwie. Ciężko było się dostać, ale udało się.

   W czasie prawie pięcio minutowej wędrówki rozmawialiśmy o funkcjach matematycznych, chcąc chociaż odrobinę przypomnieć sobie coś z poprzednich lekcji, jednak nasze zmagania poszły na nic. Poza tym i tak przerwała nam jedna z dziewcząt biegnących w naszą stronę z niecodzienną radością.
- Słyszeliście?! NIE MA MATMY!!!!  - wręcz wykrzyczala do nas jedna z naszych klasowych ,, koleżanek ''
- Serio?!  O fuck, jak dobrze, a co mamy zamiast tego horroru z Harrym Potterem ( tak mówiliśmy na naszą matematyczke, kobieta niska, stylówa z lat 70 i okrągłe okulary na nosie) 
- Z jakimś Panem..  kurde, nie wiem, nie znam i nie zapamiętałam, w każdym razie będzie to angielski.
- Spoko, dobre i to - skomentowała Klaudia
- Nooo, w sumie, ale wiesz, że moje zdolności anglistyczne są na poziomie zero, haha - wszyscy zgodnie pokiwalismy głowami. Niestety, nie cierpialem angielskiego i nic nie zapowiadało się abym kiedykolwiek biegle władal owym językiem, na szczęście miałem swój język niemiecki, który kochałem i prawie biegle nim władalem.
Czekaliśmy pod salą juz prawie dziesięć minut, a anglisty ani widu, ani słychu.. W końcu wyłoniła się jakaś sylwetka zza ściany i... 
                 ONIEMIAŁEM! 

FelowOnde histórias criam vida. Descubra agora