Rozdział 1

380 22 1
                                    

- Rey, otwórz – dziewczyna usłyszała zmartwiony głos Finna za drzwiami. Nawet nie drgnęła. Leżała dalej, wpatrzona w metalowy sufit, mimo że wołanie w komplecie z natrętnym waleniem w blaszane wrota wciąż przybierało na sile. – Rey!

- Zostaw mnie! – krzyknęła z poirytowaniem. – Mówiłam ci już, że nic mi nie jest!

Było to oczywiście perfidne kłamstwo, które powtarzała wszystkim od dłuższego czasu, a jej jedyny w tym gronie przyjaciel nie stanowił wyjątku.

- Od kilku dni do nikogo się nie odzywasz! Jak mam ci wierzyć, że wszystko w porządku?! – spytał ironicznie były szturmowiec, nadal forsując wejście. – Otwieraj!

- Mam gorsze dni, ok?! – warknęła, czując, że zalewa ją fala wściekłości. Po chwili jednak się opamiętała. Wiedziała, że tak nie załatwi sprawy. Wzięła głęboki wdech i dodała już spokojniej. – Potrzebuję poukładać sobie parę rzeczy i spędzić czas na samodzielnym szkoleniu, nic więcej.

- Jak sobie chcesz – mruknął lekko udobruchany rebeliant. – Ale jutro się nie wymigasz! Powiesz mi wreszcie, co cię gryzie!

Natarczywe pukanie ucichło, a Finn odszedł od wejścia. Rey znowu została sama.

Chciała powiedzieć, co jej dolega. Wytłumaczyć powód nieustającej frustracji i podenerwowania, opuszczającej ją jedynie w czasie treningów, ale sama go nie znała.

Od zdziesiątkowania rebelii i zabicia Snoke'a minął miesiąc z kawałkiem. Wojsko republiki powoli otrzepywało się z kurzu i zdobywało nowych rekrutów, co z resztą szło im o wiele lepiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Najwyższy Porządek nie zachodził im za skórę i nie wysyłał patroli w okolicę, gdzie mieli bazę. Wszystko szło jak po maśle, ale nie dla niej.

Denerwował ją każdy. Wystarczyło jej, że oddycha, nic więcej. Miewała gwałtowne napady złości, w czasie których uwalniała siedzące w niej pokłady mocy, często coś niszcząc. Jednocześnie pomiędzy nimi nie odzywała się ani słowem. Chodziła osowiała, bez motywacji i chęci do życia. Nie świętowała sukcesów rebelii, nie spędzała czasu z innymi rekrutami.

W całym tym amoku najgorsze były właśnie nagłe napływy mocy. Potrafiła bez wysiłku zmiażdżyć tytanowe drzwi czy zgnieść statek jak kulkę papieru. Mistyczna siła robiła z nią co chciała, a ona nie umiała tego kontrolować. Ostatnio połamała kilkusetletnie drzewo rosnące nieopodal, o mało nie zabijając przy tym dwójki osób.

Największy paradoks stanowił jednak fakt, że właśnie w czasie treningów albo w używaniu mocy czuła się normalnie i posiadała całkowitą władzę nad sobą. Moc stała się jej jedynym i najlepszym przyjacielem, a jednocześnie największym wrogiem.

Dlatego właśnie całe dnie starała się spędzać samotnie pod pretekstem doskonalenia umiejętności. Kiedyś jednak musiała spać, chociaż ta czynność była dla niej synonimem horroru.

Miała wtedy wrażenie, że jest bezbronna, pozostawiona sama sobie z koszmarami, które ostatnio ją dręczyły. Dotyczyły wszystkich sfer życia i nigdy się nie powtarzały. Jej własny umysł ciągle czymś ją zaskakiwał.

Mogła podzielić się swoimi lękami, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła. Coś ją blokowało. Wiedziała, że nikt jej nie zrozumie. Była ostatnim Jedi, najsamotniejszą osobą we wszechświecie.

Zmusiła się do zaprzestania bezcelowych przemyśleń i pójścia spać. Nakryła się kocem pod samą szyję i przekręciła na drugi bok. Światła nie zgasiła. Bała się obudzić w ciemnościach.

Zmógł ją sen, ale płytki i urywany. Kręciła się niespokojnie, a minuty mijały. Wkrótce obudziła się z krzykiem.

Kubek po herbacie i parę innych podręcznych rzeczy lewitowało bezwiednie w przestrzeni. Kiedy tylko na nie spojrzała, opadły z głośnym hukiem. Naczynie pękło na drobne kawałeczki, powodując, że w jej głowie pojawił się dziwny pogłos.

Była cała zlana potem, od tłustych, dawno nie mytych włosów aż po koniuszki brudnych od ziemi stóp. Nie pamiętała snu, ale miała pewność, że był przerażający.

Wstała, zaczynając się trząść. Powodem mogło być zimno lub nadmierna ilość emocji, możliwe też, że oba na raz.

Zaczęła podnosić pojedyncze przedmioty za pomocą mocy. To był jedyny sposób, jaki ją uspokajał.

Miała dość. Dość przerażającego stanu, w jakim się znalazła, a mimo to nie chciała o nim z nikim rozmawiać.

Usiadła, próbując pohamować dreszcze. Przymknęła oczy, ale nie zasnęła. W taki sposób najskuteczniej odpoczywała. 

Wejście do otchłaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz