5*7

7.1K 825 397
                                    

Mimo że na imprezkę urodzinową Taehyunga miał przyjść tylko jeden gość, ten szykował wszystko, jakby zaprosił całe miasto. Dwie miski chrupek, paluszki, krakersy, żelki, cukierki, ciasteczka i całe trzy butelki piccolo (chłopcy byli grzeczni i nie pili alkoholu przed osiemnastką), mama nawet uszykowała mu jakąś sałatkę i sushi, a mimo to bał się, że będzie to dla nich za mało. Nikt nie jest w stanie pojąć pojemności brzucha Jungkooka.

Do tego jeszcze rodzice Taehyunga mieli być w domu przez całą noc, więc wszystko musiał zmieścić w swoim pokoju, który specjalnie przyozdobił na tę okazję kolorowymi światełkami jak na choinkę. Wszystko było już gotowe kilka minut po południu, więc musiał naprawdę nad sobą panować, żeby nie zrobić bałaganu przez te pięć godzin. Ale się udało.

Równo o siedemnastej (liczył sekundy, patrząc na zegarek) usłyszał pukanie do drzwi, a że stał zaraz obok nich, czekając na swojego gościa, otworzył mu je od razu.

– Jungkookie! Udało ci się przywlec tutaj swój leniwy zadek! – pisnął szczęśliwy, rzucając się w ramiona starszego chłopaka, na co ten westchnął, mimo wszystko uśmiechając się pod nosem.

– To twoje urodziny, musiałem przyjść.

– Masz rację. Inaczej stłukłbym cię na kwaśne jabłko.

Jungkook wiedział, że Kim nie był gołosłowny, dlatego wolał mu nie podskakiwać i posłusznie ruszył za nim do sypialni na piętrze. Światło w pomieszczeniu było przygaszone, dlatego jedynym, co sprawiało, że choć trochę mógł tam widzieć, były świecące jasno lampki.

Aż wydał z siebie głośne „łoł", widząc, ile jedzenia stoi na biurku młodszego.

I Jeon nie byłby sobą, gdyby nie rzucił się od razu na pianki w kształcie smerfów. Kochał pianki w kształcie smerfów, ale pianki w kształcie smerfów niekoniecznie kochały jego. Był pianko-smerfokształtnych-żercą.

– Tooooo – zaczął Taehyung, siadając na swoim łóżku tuż obok Jungkooka (obaj starali się nie przypominać sobie o wydarzeniach, które miały miejsce kilka tygodni temu na tym samym meblu). – Co mi kupiłeś?

Spojrzał na niego w ten uroczy-więc-mnie-wypieść sposób (podłapał go od kotków), na co Jeon jedynie podrapał się po karku z buzią pełną pianek.

– Jak to co? Mogę dać ci zmacać najzajebistszą dupę na świecie.

Czerwonowłosy zmarszczył brwi, patrząc na niego z przymrużonymi oczami.

– Coś ci nie wyszło, bo macam ją codziennie, jak zakładam majtki. – Dźgnął go wyprostowanym palcem w pulchny policzek i aż zaśmiał się cicho, czując pod nim panią smerf. Zaraz jednak spoważniał. Nie chciał tracić czujności przy wrogu.

Jungkook przez jeszcze moment żuł łakocie, a kiedy w końcu je przełknął, powiedział coś, co wydało się zdecydowanie zbyt dziwne, czyli całkowicie w jego stylu.

– Wyjrzyj przez okno i szukaj mojego okna.

A że Taehyunga ciągnęło do prezentów, szybko wykonał jego polecenie.

Już nieraz wyglądał przez okno, aby podglądać sąsiada, który nie zasłaniał często rolet (raz dojrzał, jak ten się przebiera), dlatego bardzo szybko odnalazł odpowiednie okno.

I jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył w nim naklejoną kartkę z rysunkiem dłoni, której kciuk i palec wskazujący złączone były na kształt litery O.

– Muka! – Usłyszał jeszcze, zanim poczuł okropny ból w prawym ramieniu.

– Jesteś okropny, Jeon!


___________

A/n: ktoś liczył na urodzinowe buzi? haha

blah blah ❧ kth · jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz