Rozdział 1. Jego irytacja

3.1K 141 132
                                    

   Czy chmury znaczą cokolwiek?

   Czy rzeczywiście układają się w różne kształty, jak twierdzi mnóstwo osób?

   A jeśli tak, czy te kształty mają jakieś znaczenie? Czy da się z nich wyczytać przyszłość albo chociaż jakąś wskazówkę odnośnie tego, co może się zdarzyć?

   Czy patrzenie w wolno płynące obłoki ma jakiś sens?

   Nie wierzył w to. A mimo to leżał na pachnącej, skąpanej w słońcu trawie i gapił się tępo w niebo. Podążał wzrokiem za białymi chmurami, ale jednocześnie nie był pewien, czy nie wyobraził sobie ich powolnego ruchu po bezkresnym błękicie. Przecież obłoki nie mogą przemieszczać się tak szybko, prawda? Był przekonany, że kiedy się tam położył, chmury były po przeciwnej stronie – wisiały gdzieś nad miastem, jakby przyglądały się błądzącym po ulicach ludziom – a teraz zmierzały ku zielonym wzgórzom, znacznie wyższym od tego, na którym się wylegiwał. Dokąd uciekały, tak wolno i szybko jednocześnie?

   Westchnął, przenosząc wzrok na chwilowo czyste niebo tuż nad jego głową. Powinien teraz być zupełnie gdzieś indziej, tam, gdzie była teraz cała jego drużyna. Wiedział dobrze, że jeśli się tam nie zjawi, narazi się im wszystkim, ale z drugiej strony tak bardzo nie chciał. Czuł się oszukany i samotny i był zły. Denerwowali go oni wszyscy – ci, którzy doradzali mu rozmowę, ci, którzy siłą próbowali go tam zaciągnąć, a już zwłaszcza ci, którzy uważali go egoistę bez uczuć i tylko dlatego dali mu święty spokój. A już najbardziej nie chciał widzieć osoby, dla której powinien tam być.

   Obrócił się na bok i z gniewną miną zakrył głowę bluzą. Naprawdę nie był taki oschły, tak zimny, by nie zrozumieć. Wbrew pozorom Kageyama rozumiał wiele rzeczy. Ale Hinata zachował się wobec niego zwyczajnie niesprawiedliwie.

   Tobio rozumiał. Ale to nie zmieniało faktu, że go to denerwowało. On by tak nigdy nie zrobił.

   Zerknął na niebo przez niewielką szparę, powstałą między trawą a czarnym materiałem bluzy. Nad horyzontem błękit był teraz zupełnie czysty, a to znaczyło, że nad nim musi wisieć następna fala chmur. Nie musiał długo czekać – minęło ledwie kilka minut, a zobaczył pierwsze fragmenty obłoków, niestrudzenie zmierzających na drugą stronę świata. Im więcej ich widział, tym bardziej był wściekły. Zakrył twarz rękami i przetarł oczy, jakby mogło mu to w czymś pomóc, ale tak jak się spodziewał, nic mu to nie dało. Wciąż miał mętlik w głowie, wciąż wszystko było bez sensu, a chmury wciąż płynęły.

   Rozłożył się szeroko na trawie i zamknął oczy, by już nie patrzeć na niebo.

   Kiedyś ktoś mu powiedział, że patrzenie w chmury jest relaksujące, dobre na słoneczne popołudnia, że wycisza i pomaga zapomnieć o wszystkim.

   Żadna z tych rzeczy nie była prawdą.

   Jedyne, co mógł w tamtej chwili powiedzieć o chmurach, to to, że kradną czas. Płyną bez przerwy, ciągnąc za sobą sekundy, minuty, a nawet godziny. Jedynym, co uświadamiają patrzącemu, jest upływ czasu, co ani trochę nie wycisza, ani trochę nie uspokaja. Wręcz przeciwnie. Kageyama czuł się, jakby od tego czasu zależało całe jego życie. Jakby do pewnego momentu miał wybór, jakby mógł coś zmienić, ale nie potrafił zdecydować. A kiedy nadejdzie ten moment, wszystko miało znowu być takie, jakie było wcześniej, bez względu na to, co wybierze. Tylko pytanie, które "wcześniej" wolał?

   To "wcześniej", którego pragnął, zanim go pokochał?

   Czy może to, które było potem?

Chmury || KageHina ||Where stories live. Discover now