Rozdział 6. Jego miłość

1K 111 66
                                    

   Kiedy następnego dnia obudziło go słońce, nie był do końca pewien, czy jego wczorajsza rozmowa z mamą naprawdę miała miejsce. Wszystko dookoła wydawało mu się takie zwyczajne, codzienne i nieco melancholijne. Nawet to, że złoty blask przebijał się przez szare chmury, by potem mienić się delikatnie na powierzchni kałuż, pozostałych po deszczu, który do późnej nocy bębnił w szyby i parapety, nie pozwalając Kageyamie zasnąć.

   A jeszcze zwyczajniejsze było śniadanie. Takie jak codziennie. Zszedł do kuchni, gdzie rodzice już przygotowywali się do jedzenia, słuchając porannych wiadomości. Ojciec popijał kawę, mama smarowała chleb czymś, czego Tobio nigdy w życiu by nie tknął. I wcale nie chciał wiedzieć, co to było. Oboje przywitali się nim całkiem normalnie i żadne z nich nie poruszyło tematu jego orientacji, choć Kageyama był pewien, że matka opowiedziała tacie każdy szczegół ich rozmowy. Może już wszystko sobie wyjaśnili poprzedniego dnia? I może rzeczywiście powiedzenie im wszystkiego nie zmieni jego życia diametralnie, tak jak się spodziewał?

   Nie zamierzał się zastanawiać, do jakich wniosków doszli rodzice. Skoro oni zachowywali się zupełnie zwyczajnie, on nie zamierzał być wyjątkiem w tej kwestii. Zjadł śniadanie, podziękował i jak zwykle wrócił do swojego pokoju. Gdy już przejrzał torbę i uznał, że nie chce mu się robić żadnej z rzeczy, które miał zadane na weekend, zaczął przeglądać telefon w poszukiwaniu czegoś ciekawego, choć wiedział, że tak naprawdę tylko oszukuje samego siebie. Wszystkie jego "poszukiwania" krążyły bowiem wokół listy kontaktów, a konkretnie wokół nazwiska zaczynającego się na "h", a kończącego na "inata".

   Westchnął, rzucając telefon gdzieś obok, po czym wstał, przeciągając się powoli. Jego wzrok mimowolnie powędrował z powrotem na komórkę, potem na błyszczące za oknem słońce, aż wreszcie na szafę z ubraniami.

   Przebrał się szybko i już chwilę później siedział na niedużym stopniu w przedpokoju i zakładał buty. Z zadowoleniem stwierdził, że przez całą noc na kaloryferze zdążyły wyschnąć, a na dodatek były przyjemnie ciepłe. Zawiązał sznurówki, a potem wsadził je do obuwia, żeby nie latały na wszystkie strony. Zawsze uważał, że to daje większą gwarancję bezpieczeństwa, bo nawet jeśli sznurówki jakoś by się rozwiązały, było spore prawdopodobieństwo, że nie wypadną z butów i Kageyama nie potknie się o nie. Kiedyś wiązał je dookoła kostek, ale kiedy wuefista w podstawówce ostrzegł go, że może sobie w ten sposób odciąć krążenie, natychmiast przestał. Nie mógłby przecież grać w siatkówkę bez stóp.

   – Gdzie idziesz?! – dobiegło do wołanie mamy.

   Wywrócił oczami, wzdychając przy okazji.

   – Do Hinaty! – odkrzyknął. Nie miał powodu, żeby ją okłamywać, zwłaszcza że odkąd zaczął się dogadywać z Shōyō, dość często u niego bywał. Nawet zanim zaczęli chodzić ze sobą.

   – Aha – odparła po chwili, a Kageyama mógłby przysiąc, że usłyszał, jak jego ojciec parsknął przytłumionym śmiechem. – Weź parasol.

   – Świeci słońce!

   – Ale ma padać!

   – Dobra, niech ci będzie! – Kageyama zdjął z wieszaka czarną bluzę i zarzucił ją sobie na ramiona.

   – A kiedy wrócisz?!

   – A czy to ważne?!

   – Ważne! Bo byś do sklepu poszedł przy okazji!

   – Wrócę na obiad – powiedział Tobio już z ręką na klamce.

   – Wtedy już zakupy nie będą mi potrzebne!

Chmury || KageHina ||Where stories live. Discover now