Rozdział 5. Jego zaufanie

934 102 25
                                    

   Kageyama stał w progu i nie był do końca pewien, co ma teraz zrobić. Z jednej strony powinien wejść do środka i jak najszybciej przebrać mokre od deszczu ubrania – nie chciał przecież się rozchorować. Lecz z drugiej bał się przejść przez korytarz. Jego rodzice dopiero co położyli tam nową wykładzinę, a że matka Kageyamy była na tym punkcie bardzo drażliwa, zniszczenie dywanu w jakikolwiek sposób już pierwszego dnia nie wchodziło w grę.

   Tobio rozejrzał się dookoła, szukając jakiegoś skrawka podłogi, po którym mógłby przejść, ale wykładzina dokładnie zakrywała każdy panel w przedpokoju. Ostatecznie postanowił, że po prostu spróbuje przeskoczyć ten kawałek, który dzielił go od schodów, mając przy tym nadzieję, że jego nasiąknięty wodą mundurek nie zachlapie dywanu za bardzo, a właściwie, że nie zachlapie go wcale. Przyjął pozycję na ugiętych nogach, żeby dobrze się wybić i wziął głęboki oddech.

   W momencie, w którym skoczył, w przedpokoju pojawiła się głowa jego matki i zmarszczywszy brwi, krzyknęła gniewnie:

   – Co ty wyprawiasz?!

   Iskierka radości, która błysnęła w głowie Kageyamy, gdy jego stopa wylądowała idealnie na pierwszym drewnianym stopniu, zgasła w ułamku sekundy, a on sam poślizgnął się na mokrej skarpetce i z głuchym trzaskiem wylądował u podnóża schodów.

   – Już prawie to miałem! – zawołał, po czym z jękiem przekręcił się na brzuch, żeby wstać. Matka chwilę potem już stała przy nim i przyglądała mu się dokładnie.

   – Nic sobie nie zrobiłeś? – zapytała.

   – Nie.

   – W takim razie dlaczego zamoczyłeś mi całą wykładzinę, zamiast przejść jak normalny człowiek!?

   – Eem... – mruknął Tobio i zerknął na jasny dywan, na którym teraz widniała całkiem spora, mokra plama w kształcie... jego. – To nie do końca moja wina.

   – Więc czyja?! Kto przyniósł do domu cały deszcz, jaki spadł przez ostatnie pół godziny? – spytała, biorąc się pod boki. – I czy właściwie nie powinieneś być teraz na treningu?

   – Powinienem – odparł niechętnie. – Ale zajęli nam salę, a pada, więc nie mogliśmy wyjść na dwór.

   – I zamiast tego postanowiłeś przyprowadzić powódź do domu? Idź się przebierz, bo będziesz chory – poradziła mu i odwróciła się, żeby wrócić do kuchni. – I na przyszłość oglądaj pogodę! – zawołała za nim.

   Kageyama tylko wywrócił oczami i poszedł do swojego pokoju, skąd wziął pierwszy dres, jaki wpadł mu w ręce, a potem skierował się do łazienki, żeby przebrać przemoczony mundurek i trochę się wytrzeć przy okazji. Kiedy już skończył, zszedł na dół, gdzie unosił się przyjemny zapach obiadu. Wszedł do jadalni i usiadł przy drewnianym stole obok matki, która już na niego czekała.

   – Smacznego – powiedziała.

   – Smacznego – odparł, zabierając się za jedzenie. Było bardzo dobre, jak wszystko, co gotowała jego mama, ale jego myśli popłynęły zupełnie innym nurtem, nie pozostając zbyt długo przy tym, co jadł.

   Sugawara dość jasno wyjaśnił mu, iż Hinata zrozumiał fakt, że rozpowiedział drużynie o ich związku, nieco inaczej niż Kageyama. Tobio zatem doszedł do wniosku, że być może potraktował go zbyt surowo i zdecydowanie powiedział kilka słów za dużo, jednak z drugiej strony wciąż dręczyło go uczucie, którego nie potrafił nazwać. Może rzeczywiście była to jakaś obawa, związana z zaufaniem, jak to określił Kōshi, a może po prostu swego rodzaju przygnębienie lub nawet niezadowolenie, że Hinata nie domyślił się, co Kageyama miał na myśli. Aczkolwiek on sam nie mógł zaprzeczyć, że z zdał sobie sprawę z przyczyny swojego gniewu, dopiero gdy Sugawara go uświadomił.

Chmury || KageHina ||حيث تعيش القصص. اكتشف الآن