Rozdział 25

1.9K 96 37
                                    

Lena

-Hej Lena. Już lepiej się czujesz? -zapytał zmartwiony Fred. 

-Tak. Bardzo was przepraszam. Nie wiem co wczoraj się ze mną działo. Przez całe lekcje byłam przymulona, śpiąca i nie skupiałam się na lekcjach, a po nich byłam smutna. Na dodatek złe na sam koniec dnia zaczęłam się zachowywać jak prawdziwa suka. Przepraszam, nie chciałam tego. -oznajmiłam, spuszczając swój wzrok na podłogę. 

-Hej maluchu to nic takiego. Nie jesteśmy źli na ciebie. Pomimo twoich humorków pomogłabyś nam z kawałem, który już za chwilę ujrzy światło dzienne. Poza tym zafundowałaś nam masę śmiechu. -oznajmił, George przytulając mnie do siebie. 

-Dzięki, że mnie rozumiecie. Jesteście najlepsi! -krzyknęłam, przytulając ich dwójkę. 

-To, co idziemy na śniadanie? -zapytał szczęśliwy Fred. 

-Oczywiście! Mój brzuszek chce jeść! -krzyknęłam radosna, udając się w stronę wyjścia ze wspólnego salonu Gryfonów. 

*****

Wchodzę do Wielkiej Sali, a tu co? Brak Ślizgonów. Pewnie, każdy z nich próbuję przejść przez pokój wspólny bez żadnych ubrudzeń, pianą. Haha mają za swoje za te wszystkie czasy, a w szczególności za ostatni rok. Jest dość późna godzina, więc jeśli nasz kawał, by nie wypalił każdy, by z domu węża siedział przy ich obrzydliwym stole. Zasiadam przy swoim stole, na swoim stałym miejscu pomiędzy bliźniakami Weasley. Doskonale widzę jak, każdy nam się przygląda, ale nie robię z tego wielkiego halo. Bo po co? Mam wstać na stół, pełnym jedzenia i krzyknąć "Co się tak gapicie?" Po co? Nie warto. Zajadam się moją pierwszą kanapką, gdy nagle do wielkiej Sali wchodzi pół Ślizgonów, kierujących się w naszą stronę. Wzruszam ramionami i jem dalej. 

-Cravczyk! -krzyknął Draco, zatrzymując się koło mnie. 

-Co jest Draco? Coś nie tak? -zaśmiałam się, widząc pozostałości piany na jego mundurku szkolnym. 

-Ty dobrze wiesz co szlamo! -krzyknął, zabijając mnie wzrokiem.  

-Ale Draco spokojnie. O co ci chodzi? Przecież po wczorajszej kompromitacji poszłam płakać do swojego pokoju. Jak nie wierzysz, spytaj innych. Nawet już po drodze płakałam, rozumiesz? Każdy na pewno to widział. -oznajmiłam. 

-Jasne, a ja Fredka...-wystrzeżył mocno oczy, kiedy tylko zrozumiał, co takiego powiedział. Oczywiście inny to również usłyszeli, przez co wybuchli śmiechem. - yyy to znaczy jednorożec.

-Fajnie! A mogę cię dosiąść? Taki rasowy koń jak ty powinien, być porządnie wyszkolony, a niestety nie jest. -oznajmiłam. 

-Pożałujesz tego szlamo. -oznajmił, uderzając swoją dłonią o stół, koło mojego drogocennego talerza z pysznościami. 

-To ty tego pożałujesz tleniony bałwanie! A teraz odsuń się ode mnie, bo mnie zarazisz chorobami wenerycznymi, których ewidentnie nie posiadasz za sprawką jakieś dziewczyny, bo żadna nie chce takiego jełopa jak ty! -krzyknęłam, uśmiechając się wrednie. Wygrałam. 

-Pożałujesz! Mój ojciec... -nie dałam mu dokończyć. 

-Twój ojciec może mnie cmoknąć! Moi rodzice są mugolami! Nie mają nic wspólnego ze światem magi! Gówno im możesz zrobić, a wiesz czemu?! Bo nie wstydzę, się tego, skąd pochodzę i kim jestem! -krzyknęłam mu prosto w twarz, podnosząc się z miejsca, a następnie wchodząc na stół Gryfonów.  -Słuchaj mnie cały Hogwarcie! Jestem z rodzinny Mugoli i nie wstydzę się tego! Jestem Szlamą i mam to gdzieś! Możecie mnie cmoknąć! -krzyknęłam, klepiąc się w tyłek, a następnie schodząc ze stołu, za pomocą ręki Freda. Prawdziwa księżniczka ze mnie. Stanęłam, z Draciem twarzą w twarz uśmiechając, się ponownie z pogardą.  Oj kochany dobrze wiesz, że przegrałeś. Tylko się teraz do tego przyznaj. 

-Ślizgoni! Idziemy! A my Cravczyk się Jeszce policzymy. -oznajmił, odwracając się na pięcie, a następnie opuszczając wielką salę. Już wiem, czemu jest taki marudny. Biedny po prostu nie zjadł śniadania. 

-Dziewczyno, to było zajebiste! -powiedział, zaskoczony Fred, całując mnie w czoło. 

-No stary, jeszcze ta spódniczka i klepanie się po tyłku. No powiem ci, że jakbym nie był twoim jakby bratem, już byś była moja. -oznajmił, George poruszając dwuznacznie brwiami. 

-Jasne -roześmiałam się. -Teraz cały Hogwart pewnie uważa mnie za sukę, która się puszcza. -zaśmiałam się jakby nigdy nic. Serio zaczynam mieć coraz bardziej gdzieś, co ktoś powiedział o mnie. 

-Jesteś zajebista, a inni zazdroszczą ci odwagi i to, że umiesz wyrazić swoje zdanie. -powiedziała Hermiona, chwytając moją dłoń, która leżała na stolę. 

-No i może seksownej dupci. -powiedział Fred z rozbawieniem, na co wszyscy zebrani przy stole wybuchli śmiechem. 

*****

 -Chciał mnie pan widzieć? -zapytałam, wchodząc do gabinetu dyrektora. 

-Usiądź sobie, musimy porozmawiać. -powiedział dyrektor. Dobra jak na razie odzywa się do nie jakby nigdy nic. To znaczy jego ton głosu, jest okey i nie gestykuluję jakoś strasznie. Jak na razie jest okey. 

-O co chodzi? -zapytałam, siedząc już w dość wygodnym czerwonym fotelu znajdującym się przed biurkiem dyrektora. 

-Co się ostatnio z tobą dzieje? Od dwóch dni zachowujesz się tak jak nie ty. Ty jakieś złe słowa, tu złe zachowanie, kawały i na końcu dzisiejsza sytuacja na śniadaniu. -oznajmił. 

-Wczoraj... jakby to powiedzieć nie byłam sobą. Wie dyrektor kobiece sprawy, a dzisiaj byłam sobą w stu procentach, który wyraża swoją opinię. Oznajmiłam wszystkim w szkole, że nie wstydzę się samej siebie, ani nie wstydzę się mojego pochodzenia. -odpowiedziałam jakby nigdy nic. Bardzo mocno lubię naszego dyrektora. Nie boję się, mu mówić co tak naprawdę sądzę. Tylko czasem trzeba po prostu pilnować słownictwa. 

-Cieszę się z tego faktu. Tym wyczynem udowodniłaś każdemu, że idealnie zostałaś przydzielona podczas ceremonii przydziału, ale jeśli dobrze pamiętam, miałaś dylemat. Gryffindor albo Hufflepuff. Biorąc jeszcze pod uwagę dom borsuka, żaden uczeń z tego domu, by tak nie postąpił. Uważali, by to za niestosowne i bezsensowne. -oznajmił dyrektor. Okey, o co ci chodzi?

-Można jaśniej? Nie rozumiem, co dyrektor ma na myśli. -powiedziałam.  

-To, że określasz swoją osobę jaką dobrą, odpowiedzialną, uczciwą, odważną i tak dalej, ale tak do końca nie jest. Już nawet nie chce wspominać, jakby zareagowali nauczyciele, gdyby tam siedzieli, co na szczęście się nie stało, ale takie zachowanie na czternastolatkę jest nieodpowiednie. Rozumiem spódniczka długa i nic nie było widać, ale klepanie siebie było troszeczkę przegięciem. -oznajmił. Widziałam, że zaraz wybuchnie śmiechem. 

-No cóż, chciałam po prostu wszystkim pokazać, że nie ruszają mnie takie teksty. Odkąd pamiętam, wytykano mnie za to nazwisko. Nie było to w rodzaju Harry'ego. Nie raz było mi przykro, a nauczyciele to sobie lekceważyli. W końcu pokazałam, to co miałam na myśli i nie żałuję tego. -oznajmiłam, lekko zdenerwowana. 

-Wiem, że twoja sytuacja z nazwiskiem jest nieco ciężka, ale musisz myśleć nad tym, w jaki sposób okazujesz swoje własne zdanie. Chciałaś dobrze, rozumiem, ale nawet jeśli powinnaś wiedzieć, że jest to niestosowne. To tak samo jakbyś kogoś zabiła, za to, że on był seryjnym mordercą i skrzywdził wiele osób. Niby zrobiłaś dobry uczynek, ale i też zły. Pamiętaj o tym, a teraz wracaj do siebie. -oznajmił starzec. 

-Nie mam kłopotów? -zapytałam, z nadzieje w głosie. 

-W sumie powinnaś dostać za tą poranną pianę w pokoju wspólnym Slytherin, ale nikt ci tego nie udowodnił więc poco zabierać twój drogo cenny czas? Idź i się pilnuj. -oznajmił. 

-Dziękuję, do widzenia. -oznajmiłam opuszczając gabinet dyrektora. 

🌟🌟🌟🌟🌟
Liczba słów: 1120
Publikacja: 04.05.2019r

Co sądzicie o zachowaniu naszej Leny? Dobrze postąpiłaś czy źle?


☆Patrz to ta Polka!☆Cedrik Diggory☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz