Szlachetny ród czarodziejów czystej krwi, którego historia sięga początku osiemnastego wieku. Z Rodu Blacków pochodzi wielu uzdolnionych czarodziejów i czarownic. Wielu członków rodziny popierało czyny samego Voldemorta, ze względu na jego niechęć d...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
•••
Była 9 rano, śniadanie zaraz dobiegało końca, więc niechętnie zwlekłam się z łóżka.
Odbyłam szybko poranną toaletę i narzucając na siebie gruby, wełniany sweter opuściłam dormitorium.
Drzwi do Pokoju Wspólnego Slytherinu stanęły otworem a za nimi stał Remus.
Szybko obejrzałam się za siebie upewniwszy się, że nikt go nie dostrzegł i wyskoczyłam na korytarz.
– Remus? Co Ty tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona jego widokiem.
– Chciałem się zapytać... No wiesz, jest weekend, wolne od tego cholernego sprzątania, może... może miałabyś ochotę przejść się ze mną do Hogsmade?
Zamurowało mnie, stałam w osłupieniu bacznie mu się przyglądając.
– Ponieważ jesteś tu sama, bez żadnych znajomych, pomyślałem, że przyda Ci się towarzystwo, ale skoro nie...
– Skąd! – zaprzeczyłam szybko – W sumie z chęcią wybiorę się z Tobą do Hogsmade.
Na twarzy Remusa dało się dostrzec ulgę.
– To świetnie, w takim razie może po obiedzie?
– W porządku, do zobaczenia później – powiedziałam po czym wyminęłam Remusa i ruszyłam na śniadanie.
Dlaczego ja się zgodziłam? Przecież nie powinnam tego robić... Co jeśli zobaczą nas jego kumple? A co jak Syriusz powie o tym mojej matce?
Szybko odgoniłam od siebie ponure myśli.
Jest weekend, nie zamierzam spędzić go samotnie w pokoju wspólnym!
Podczas obiadu słuchałam historii Jamesa, który opowiadał o tym jak wygrał zakład z jedynym Puchonem, w skutek czego otrzymał trzy paczki czekoladowych żab.
– Co wy na to by pójść na boisko pograć w Quidditcha? – zaproponował Syriusz.
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że nie jestem uwzględniona w tej propozycji.
– Świetny pomysł! – zawołał James.
– Ja nie mogę – wtrącił Remus.
– Co Ty gadasz, Luniek? Masz inne plany?
Zesztywniałam przyglądając się Remusowi.
– Wybieram się do biblioteki odrobić zaległe prace domowe – oznajmił nagle chłopak.
Uffff...
– Ale mamy weekend! – powiedział rozżalony James.
– Za dwa dni wszyscy wracają do szkoły i zaczynają się zajęcia, a ja wciąż mam zaległości z Obrony Przed Czarną Magią.
– A czy przypadkiem nie zrobiłeś tej pracy w zeszłym tygodniu? – zapytał podejrzliwie Syriusz.
– Nie, tamto to były Zaklęcia – odparł Remus skutecznie maskując kłamstwo.
– W takim razie żałuj, że nie zobaczysz jak daje wycisk Syriuszowi i Peterowi! – powiedział pewny siebie James.
•••
Po obiedzie czekałam na głównym dziedzińcu. Była piękna pogoda, słońce świeciło, a niebo było bezchmurne.
Rozkoszowałam się zapachem kwiatów i trawy, kiedy pojawił się Remus.
– Gotowa? – zapytał.
– Tak.
Ruszyliśmy przed siebie w stronę Hogsmade. Celowo wybraliśmy drogę by uniknąć przejścia obok stadionu Quidditcha.
Rozmawialiśmy na przeróżne tematy. O szkole, o minionych świętach, o uczniach... rozmowom nie było końca.
Czułam się bardzo swobodnie w jego towarzystwie. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, a kiedy doszliśmy do Hogsmade zaszliśmy najpierw do knajpy na kremowe piwo.
Zajęliśmy pierwszy lepszy stolik i kontynuowaliśmy rozmowę. Byłam pod wrażeniem. Remus wydawał się być bardzo dojrzały jak na swój wiek. Nie wątpliwie był również zabawny i intrygujący.
Przegadaliśmy dwie godziny przy kremowym piwie, po czym poszliśmy się przejść po miasteczku.
Kiedy dzień chylił się ku końcowi postanowiliśmy wrócić do zamku.
Czułam się bardzo swobodnie w jego towarzystwie, wspominaliśmy noc duchów podczas, której wylądowaliśmy na imprezie w kuchni, kiedy znaleźliśmy się pod moim dormitorium.
Wciąż uśmiechając się podziękowałam Remusowi za ten dzień.
– Do zobaczenia jutro na śniadaniu – powiedział chłopak patrząc mi w oczy.
Część mnie chciała by został, byśmy dalej rozmawiali i żartowali, jednak rozum podpowiadał mi bym nie palnęła żadnej głupoty.
Pożegnaliśmy się i kiedy miałam już wejść do dormitorium Remus wrócił, chwycił mnie za ramie i nim zdążyłam zaprotestować pocałował mnie.
Szczerze powiedziawszy to nawet przez myśl mi nie przyszło by zaprotestować. Był to czuły, a zarówno pełen pragnienia pocałunek.
Wpiłam się w jego usta nie chcąc by przestawał.
Poczułam jak jego ręce oplatają moją talię, ja zaś muskałam dłoniami jego tors.
Dopiero wtedy, kiedy staliśmy w zupełnej ciszy, złączeni ze sobą pocałunkiem, zrozumiałam jak bardzo tego pragnęłam. Jak bardzo pragnęłam jego.