K

707 40 0
                                    

- Masz pieprzone 10 minut, aby razem z tym swoim pierdolonym chłopakiem przyjechać na adres, który ci podałem. Jeśli go nie pamiętasz, on powinien. ... Co? ... Nie wkurwiaj mnie bardziej... 10 minut. – rozłączył się, bo jeszcze kilka sekund rozmowy z tym debilem i zbierał by telefon z podłogi, a raczej to z co z niego zostało.

Wrócił do chłopaka, który nadal pozostawał nieprzytomny.

Yoongi cały czas przy nim siedział. Szare włosy, dodawały nastolatkowi pewnego rodzaju blasku, którego nie umiał rozpoznać. Zaróżowione policzki, delikatnie widoczne kości policzkowe. Kształtne usta, lekko uchylone. Yoongi, śmiało mógł nazwać go aniołem.

Dzwonek do drzwi przerwał jego myśli krążące wokół postaci.

Wpuścił przybyłą parę i po dotarciu do salonu, o mało nie rzucił się z pięściami na Taehyunga. Jungkook zdążył zasłonić go własnym ciałem i sam oberwał.

- Co ty do cholery wyprawiasz?! – krzyknął Jungkook.

Min mimo niewielkiego wzrostu, miał sporo siły.

- To czego nie zrobił by Jimin. A teraz odsuń się.

Jungkook był jednego pewny, za cholerę nie wiedział kim jest Jimin, ale nie da skrzywdzić swojego skarbu.

- Nie ma mowy.

- Siadać na kanapie. – Yoongi wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. Domyślał się, że najpierw musiał by pokonać Jeona. A nie chciałby by mieć wroga w najlepszym przyjacielu, tylko dlatego, że pobił jego chłopaka.

Nastolatkowie usiedli posłusznie na kanapie. Głos Mina był przerażający. Znał go długo i wiedział, że tak się powstrzymuje, ale wtedy też nie jest dobrze.

- Taehyung, powiedz mi do cholery, dlaczego zostawiłeś Jimina samego, co? Nie odpowiesz. Bo znalazłeś sobie tego królika i nagle Jimin przestał mieć znaczenie? – Kima przeszedł dreszcz. Zaczynało do niego docierać co takiego zrobił. – Uwierz mi, gdybym znał go wcześniej, nie zostawiłbym go za nic. Nie ważne co. Szczególnie teraz, kiedy jego mama nie ż-.

- Pani Park nie żyje? – spytał Taehyung podnosząc się z kanapy. Jego głos drżał, a w oczach pojawiły się łzy.

Jungkook nie wiedząc co ze sobą począć, biegał wzrokiem od jednego do drugiego. Domyślał się, że nie ma co się odzywać. Oni muszą to wyjaśnić pomiędzy sobą.

- Tak, zmarła dziś.

Taehyung zalał się łzami. Pani Park była dla niego jak druga mama.

- Gdzie jest Jimin?

- W sypialni. Zemdlał po telefonie – tylko tyle zdążył wydobyć siebie, bo Taehyung rzucił się biegiem do pokoju, w którym przebywał Park.

Dało się stamtąd usłyszeć szloch, nie jednej, a dwóch osób.

Yoongi'emu na ten dźwięk krajało się serce, ale wiedział, że tamta dwójka musiała pobyć sama we dwoje.

Jungkook nadal pozostał na swoim miejscu. Płacz jego skarbu łamał mu serce, ale to z jego winy, kontakt z przyjacielem się urwał. Czuł się temu winien.

Gdy wszystko ucichło, Jeon i Min postanowili zajrzeć do pokoju. Dwójka nastolatków spała wtulona w siebie. Na policzkach mieli zaschnięte łzy. Jungkook złapał koc, który leżał na krzesełku i przykrył te dwie bezbronne dusze.

„Dlaczego dopiero gdy wydarzy się coś niedobrego ludzie zbliżają się do siebie?", zadawał sobie takie pytanie Yoongi.

Jungkook został w mieszkaniu, w czasie, kiedy białowłosy poszedł do swojego mieszkania po swoje rzeczy.

Obiecał sobie, że przypilnuje tego aniołka, szczególnie przez najbliższy czas.

Promise | yoonminWhere stories live. Discover now