Rozdział 20

9.8K 463 1.4K
                                    

Dla wszystkich czytelników. Pamiętajcie, że Was kocham!♥

Braden's POV

-Braden, synku, wstawaj. Masz mecz - usłyszałem głos mojej rodzicielki, więc przeturlałem się z jednej części łóżka, na drugą.

-Ale dzisiaj sobota - mruknąłem i otworzyłem powoli oczy. Poprawiłem swoje czarne włosy, które opadły mi na czoło.

-Właśnie Braden, a ty w sobotę masz mecz. Wstawaj pulpeciku - powiedziała wychodząc z pokoju. Parsknąłem śmiechem na mój pseudonim.

Odkąd moim ulubionym daniem stały się pulpeciki, moja mama mnie tak przezywa. Nie potrafi powiedzieć na mnie jak cywilizowany człowiek - Braden, mówi do mnie pulpecik.

Westchnąłem cicho i przetarłem twarz dłońmi. Wstałem z łóżka, poprawiając swoje spodenki do spania. Pościeliłem łóżko i pobiegłem do łazienki się odświeżyć. Po umyciu przewiązałem się w pasie, ustałem przed lustrem i spojrzałem w swoje odbicie. Zrobiłem ruch strzelania pistoletami z moich rąk i puściłem do siebie oczko.

Yeah.

Szybko się wytarłem i po założeniu bokserek, ubrałem czerwoną bluzę i czarne jeansy. Skierowałem się do mojego niebieskiego pokoju i wziąłem z czarnej pufy torbę sportową. Zbiegłem na dół i wyjąłem miseczkę, po czym wlałem zimne mleko no naczynia oraz czekoladowe płatki.

-Kiedy Megan do nas przyjdzie? Tak dawno nie widziałam tej dziewczyny - powiedziała czarnowłosa, wchodząc do kuchni ze ścierką i płynem do kurzy.

-Mamo, powtarzam ci to już tyle razy, Megan nie jest moją dziewczyną - jeknąłem i usiadłem do stołu.

Moja rodzicielka od małego uważała, że ja i brunetka jesteśmy dla siebie stworzeni. Zaczęło się od tego, iż polubiliśmy ten sam zespół. Potem już tylko wszelkie podobieństwa, które nas łączyły były dla niej znakiem, żeby za dwadzieścia lat wynająć nam salę weselną.

-Gadasz głupoty - mruknęła i zaczęła skrupulatnie wycierać szafki. - jesteście dla siebie stworzeni.

-Mamo, mam dziewczyna - powiedziałem i przełknąłem czekoladowe płatki.

-Dziewczyna nie żona, możesz zmienić - zaśmiała się i weszła na krzesło.

-Mamo - jeknąłem i wstawiłem naczynia do zmywarki. Lepiej jeżeli już pójdę, ponieważ ta kobieta mnie zaraz omota i kto wie co zrobię. - idę wróżbitko.

Zaśmiałem się i zabrałem torbę z krzesła. Podszedłem do kobiety, która zeskoczyła ze stołka i wychyliła mi policzka. Cmoknąłem ją w niego lekko,po czym włożyłem czarne trampki.

-Cześć, mamuś! - krzyknąłem i otworzyłem drzwi.

-Narka, pulpecie! - odkrzyknęła.

Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na Graciel, która opierała się o boczne drzwi swojego czerwonego samochodu. Ubrana była w zwiewną różową sukienkę do kostek oraz czarne sandały. Uczesana w wysokiego koka patrzyła na mnie zza swoich czarnych okularów przeciwsłonecznych.

-Stresujesz się przed meczem? - spytała odblokowując samochód i siadając za kierownicę.

-To tylko mecz, nie zawody stanowe - powiedziałem i rzuciłem swoją torbę na tylnie siedzenia, a sam usiadłem na miejscu pasażera. - a ty? Stresujesz się?

Dziewczyna zaśmiała się zalotnie i zdjęła okulary. Położyła je na tapicerce, po czym lekko przetarła oczy.

-Nie, nie boję się takich rzeczy - powiedziała pewnie i wyjechała z podjazdu.

Meet meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz