Rozdział 2

1.2K 79 73
                                    

Luka:

Spoglądając za siebie nigdzie nie zauważyłem dziwnego wąsacza, który śledził nas od szkoły Marinette.

Mimowolnie odetchnąłem z ulgą. Nie sądziłem, że Marinette może, ktoś śledzić lecz doskonale widziałem każdy ruch naszego obserwatora. W pewnym momencie chciałem rozwiązać problem bezpośrednio lecz, gdy odwróciłem się z zamiarem dania nauczki temu zboczeńcowi, ten zniknął nagle, widocznie wiedząc że może być zauważony.

- Niech to! - Chciałem spędzić z Marinette, tylko trochę czasu lecz teraz widząc, że jest w niebezpieczeństwie muszę uważniej ją obserwować. Może nadal mam w sobie coś z bohatera?

- Plus masz pretekst, by częściej się spotykać z Marinette. - odezwał się cicho Spirit spod mojej bluzy.

- W sumie masz rację.

- Luka, dlaczego się uśmiechasz? - dopiero wtedy zauważyłem że Mari spogląda na mnie z niepokojem.

- Ach, wybacz. Zamyśliłem się.

- Czasami twój uśmiech wygląda upiornie.

- Naprawdę? - Zanim zauważyliśmy, gdzie idziemy doszliśmy do długiego mostu na którym sympatyczny mężczyzna sprzedawał lody z wózka.

- To może tutaj? - wskazałem palcem, po czym spojrzałem na Marinette, lecz ta wydawała się smutna patrząc na lodziarza.

- Hej czy coś się stało? - powoli uniosłem jej podbródek, by spojrzeć w jej oczy. Przez moment widziałem w nich ból, lecz po chwili ból zamienił się w zażenowanie.

- Dobrze? Jasne, oczywiście! - uśmiechając się na siłę prędko odeszła ode mnie na bezpieczną odległość. - Chodźmy!

Ruszając za Marinette doszliśmy do lodziarza, który akturat nakładał lody dla zakochanych.

- Cześć Andrè. - przywitała go Marinette.

- Ach, słodka Mari! Co się sprowadza w progi skromnego lo... - przerwał nagle, gdy zauważył mnie obok dziewczyny.

Ten świdrujący duszę wzrok wydawał się mówić, że nie mnie się spodziewał. Ba! On nawet mówił wprost, że tu nie pasuje.

- Och, a kim jest ten młodzieniec? - zapytał.

- To Luka, mój nowy przyjaciel.

- Och, przyjaciel to dobrze, bardzo dobrze i niech tak pozostanie.

- Czy to była groźba!? - zapiszczała moja kieszonka, którą momentalnie zasłoniłem.

- Spokojnie Spirit zaczynasz nadinterpretować. - wyszeptałem - Nie ma się czego bać... chyba.

- W takim razie poprosimy, po trzy gałki lodów! - zaproponowała entuzjastycznie Mari.

- Oczywiście! Zielona mięta jak jego oczy... - nakładając lody Marinette,  Andrè spoglądał na mnie wymownie.

Gdy przyszła moja kolej uśmiech na twarzy Andrè zniknął, a pojawiła się powaga.

- Wiśniowy jak krew którą wkrótce przelejesz. - założył gałkę lodów wiśniowych. - Błękitne jak łzy smutku i złości którymi wkrótce napawasz przyjaciół. - nałożył mi gałkę lodów Smerfowych. - Na koniec czerwień ognia twej determinacji, i kolor kobiety która może cię zbawi.  - gałkę lodów truskawkowych nałożył z taką nienawiścią jakby zgniatał głowę odwiecznemu wrogowi.

- Lodziażowy prorok. - fuknął Spirit.

- Umm dziękuje? - czemu mam takie ciarki od słów zwykłego lodziarza. Nagle poczułem dziwny ruch pod bluzą.  - Hej Marinette wybacz, ale muszę odebrać. To ważne!

Dragonlove - miraculumWhere stories live. Discover now