26.06.2018

62 3 1
                                    

Wydarzenia z 25.06.2018

Siedzieliśmy na tylnych siedzeniach dwudrzwiowej czerwonej osobówki. Popijaliśmy soczek, a ja próbowałam rozrzedzić gęste powietrze. Czytałam dziwne nazwy grzybów z poradnika, robiłam śmieszne miny. Widziałam, że moje starania skutkują, bo dostrzegłam cień uśmiechu na jego twarzy. On nagle jakby dostał jakiegoś ataku, zaczął mnie dotykać po nogach po twarzy. Mówił, że chciałby mnie przycisnąć do ściany i rżnąć najlepiej ze wszystkich, aż do bólu, do póki bym płakała. Na początku wzięłam to za droczenie się i sama mu wtórowałam. Później zaczął napierać coraz bardziej, powtarzałam, że śmierdzi piwem, że nie chcę. Następnie moje słowa przerodziły się w błagania, a zdanie "nie dotykaj mnie", to jedyne co potrafiłam wydusić, naprzemiennie ze słowem "proszę". Wszedł na mnie, zgniatał moje nogi (krzyczałam, że boli), przyciskał moje ciało do fotela, a ja z całych sił próbowałam się oswobodzić z mocnego uścisku. Odgarniałam jego łapy, plułam i waliłam na oślep w twarz. Chciał, abym mu okazała więcej tej agresji, na którą w końcu sobie pozwoliłam - żebym go zeszmaciła i opluła (może właśnie to było przyczyną jego zachowania). W pewnym momencie ogarnął mnie histeryczny śmiech, może odebrał to za pozwolenie z mojej strony. Szybko jednak zamienił się w bezsilną rozpacz, jednak nawet to nie dało mu do myślenia. Stwierdziłam, że może gdy nie będę reagować na jego zaczepki, nie będę się wyrywać i odpychać jego rąk, zostawi mnie w spokoju. Jednak tak się nie działo, a ja czułam ogromny wstręt do jego dotyku i widoku. On nie był ludzki, tylko desperacki i chory.

Chciał dotknąć twarzy i uda. Wciąż łkając i błagając, zsunęłam się na podłogę pomiędzy siedzeniami, aby ukryć się jak najdalej od niego. Nie pozwalał mi wyjść, ani zachować żadnego dystansu - wciąż się narzucał, mówił, że słodko wyglądam, jak bardzo chciałby mnie rżnąć. Okna w samochodzie były otwarte, mogłam krzyczeć, ale wstydziłam się. Nawet, kiedy po nieubłaganych kilku minutach w końcu zjawili się oni, starałam ukryć, że jestem taka słaba, że nie dałam sobie rady. Nie byłam w stanie sama uciec, a on jakby nie słyszał słowa "nie". Nie reagował na mój płacz, na moje osłanianie się rękoma i kapturem. W tamtym momencie chciałam być na tyle malutka, aby nie mógł mnie dostrzec, pragnęłam umrzeć. A jemu życzyłam pierdla albo innego najgorszego gówna.

Na wspomnienie tych wydarzeń pojawiają się łzy w oczach, przeszywający ból w każdym miejscu na ciele, którego kiedykolwiek dotknął. Nie potrafię spojrzeć już na niego inaczej, niż przez pryzmat tego, co zrobił. Jego postać w mojej głowie to człowiek seksualnego oprawcy i ohydy. Tej kategorii doświadczenia w roli głównej z ukochaną osobą, to jak nóż w plecy. Tym bardziej, że tego dnia zerwałam się z domu specjalnie po to, aby poprawić mu nastrój, towarzyszyć w trudnych chwilach.

To już nigdy nie będzie miłość.

MalignaWhere stories live. Discover now