Rozdział 24

123 9 0
                                    

Włoska rezydencja

Dom, słodki dom. Ciekawe jak na długo w nim zostanę.

Rayne Arwens

Lecieliśmy już z dwie godziny. Słonawy zapach morza unosił się w powietrzu, a gorące słońce ogrzewało przyjemnie skórę. Byliśmy blisko, czułam to.
   - Jak nas znaleźli?- zapytał nagle Bruce.
   - Nie mam pojęcia.- dosiadła się do nas Natasha.- Może jest wśród nas zdrajca.- o dziwo spojrzała się spod byka na Loki'ego.
   - Raczej wątpię.- odezwałam się, nie mogąc już słuchać tych niedorzeczności.- Lilith nie jest głupim demonem. Nie lekceważcie jej to może przeżyjecie.- dodałam.
   - A ciebie co ugryzło?- zdziwił się Jake.
   - Nic. Po prostu chcę już być w domu.- odparłam.
   - Jak każdy.- zauważył i objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w nie i przymknęłam oczy. Chwila spokoju.
Byłam spokojna, mimo tego, że próbowała mnie dzisiaj zabić dawna przyjaciółka.
   - Była tam Iracundiam.- powiedziałam po chwili.
   - Co?- zdziwili się Jake i Marii.
   - Widać przeżyła.- wtrąciłam.
   - A co z pozostałymi?- zapytała Marii.
   - Pewnie zostały przy Lilith.- odparłam.- Tylko czemu na pierwszy ogień posłała najsilniejszą?- tego nie umiałam zrozumieć.
   - Pewnie sądziła, że cie pokona, albo w jakiś sposób osłabi.- zauważył Thor.
   - Nie, to niemożliwe. Ona wie co potrafię. Nie ryzykowałaby w ten sposób.- odpowiedziałam.
   - To co ją podkusiło?- zdziwiła się Marii.
   - Nic. Iracundiam działała na własną rękę. Raczej nie wierzę w to, że sama ją wysłała. Jak mówiłam nie jest głupia. Ale mogę się mylić.- zastanowiłam się chwilę.- Tylko co to były za istoty. Wyglądali jakby dopiero co wyszli z grobu.
   - Czyżby zombie?- zaśmiał się Jake.
   - Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne.- zadrwiłam.
Nagle coś czarnego przeleciało z boku śmigłowca. Wszyscy spięli się, nerwowo rozglądając na boki.
   - Jesteśmy w domu.- uśmiechnęłam się i wstałam zaglądając w dół.
Pod nami była tylko tafla wody i odbijający się w nim śmigłowiec. Wychyliłam się bardziej i przed oczami śmignął mi znajomy zarys czarnego smoka.
   - Zilesis.- stwierdziłam.- Nie wiem jak wy, ale ja mam dosyć siedzenia w jednym miejscu.- zażartowałam i wyskoczyłam.
Nie leciałam długo. Bezpiecznie wylądowałam na grzbiecie Smoka Mroku.
Usłyszałam z góry krzyk Bruce'a i śmiech mojego rodzeństwa.
Wzbiliśmy się wyżej na wysokość śmigłowca.
   - Tego mi brakowało!- krzyknęłam czując się jak małe dziecko, które odkrywa na nowo świat.- Każ im lecieć za mną!- dodałam i zwinnie przeleciałam na przód.
Przed nami rozpościerał się przepiękny widok. Wysokie góry porośnięte cyprysami. Gdy się zbliżaliśmy do lądu, widoczny był zarys wąwozu, przez który wdzierała się woda do doliny. Tam był mój dom.
Zaśmiałam się w duchu. Jak to ja, nie obyło się bez popisów. Uwielbiałam latać. Czułam się wtedy wolna. Ten wiatr we włosach.
I pomyśleć, że kiedyś bałam się tego smoka.
Pozwoliłam by śmigłowiec wleciał pierwszy do doliny. Była ona przepiękna.
Ogromne jezioro odgradzało od gór wyspę, na której kwitnęła właśnie lawenda. Eksplozja kolorów z moich ogrodów robiła wrażenie. Wszystko przeplatane niewielkimi sadami, a nad wodą, gdzie była niewielka plaża, dumnie piętrzyły się palmy ananasowe. Na środku stała ogromna barokowa rezydencja, z białego kamienia. Przed nią była okrągła fontanna z białego marmuru, ze złotymi dodatkami. Do niej prowadziła brukowana ulica. Przed mostem, który prowadził na wyspę, była brama z kutego żelaza. Wszystkie zaklęcia ochronne jakie tylko istnieją chroniły ten mały raj. Za rezydencją był taras, przez który można było wejść na salę balową.
Śmigłowiec wylądował przed fontanną, a każdy kto z niego wyszedł, padł ofiarą uroku tego miejsca.
Zatoczyłam jedno koło i dumnie wylądowałam przed nimi. Zeskoczyłam ze smoka i pogłaskałam go po głowie.
   - Witam was w Reggia Bianco.- powitałam ich z dumą w moich „skromnych” progach.
   - Nie lubisz władzy tak?- zauważył z drwiną Loki.
   - Tak.- odparłam obojętnie, starając się nie wybuchnąć śmiechem, widząc jak mu szczęka opadła.- Ale za to bardzo lubię luksus.- zaśmiałam się i pewnym krokiem poszłam w stronę drzwi frontowych.- Idziecie czy nie?- zapytałam popędzając ich.
Wszystko w budowli było dopracowane do najmniejszych szczegółów. Płaskorzeźby i hermy były doskonale wykonane. Boniowane cegły dodawały uroku rezydencji.
Minęliśmy fontannę, a ja szybkim krokiem wbiegłam po kilku stopniach schodów prosto do drzwi z jasnego drewna.
Gdy tylko do nich podeszłam od razu się otworzyły.
   - Robi wrażenie co?- zapytała z satysfakcją Marii. Fakt, ona ją projektowała, ale wnętrze zrobiłam według siebie.
   - Poczekajcie jak zwiedzicie ją w środku.- zaśmiałam się wchodząc do środka.- Al.- ucieszyłam się widząc starego przyjaciela.
   - Pani.- ukłonił się delikatnie.- Dzisiejsze raporty.- wręczył mi plik dokumentów. Tak, on wiedział co jest najważniejsze do uwzględnienia w takiej sytuacji.- Przybyli już przedstawiciele Lacertae z całego świata. Mam ich wezwać na naradę?- zapytał.
   - Tak.- odparłam.
   - O cholera. Muszę sobie taki sprawić.- no tak, Tony zawsze chciał zobaczyć moją rezydencje.
Nie dziwię mu się.
Cały hol był w białym, polerowanym marmurze, wysoki na dwa piętra. Z lustrzanego sufitu zwisał kryształowy żyrandol.
Szerokie schody prowadzące na pierwsze piętro ozdabiały złocone poręcze.
Tam, przez szklane drzwi można było dojść na salę balową, skąd na parkiet schodziło się podobnymi schodami rozchodzącymi się na dwie strony.
Były też drzwi, skąd można było dojść do pokoi.
   - Al, pokaż naszym gościom pokoje, a potem przyprowadź ich do mnie.- poprosiłam.- A, i daj Stark'owi jakiś garnitur.- dodałam.- Jake, Monic, Marii. Musimy się przygotować do narady.- stwierdziłam i skręciliśmy w lewo.
Weszliśmy przez drewniane drzwi do ciemniejszego korytarza. Był oświetlony bogato zdobionymi kinkietami, a na podłodze leżał czerwonozłoty chodnik. Reszta wykonana w brązie, gdzie na ścianach wisiały różnego rodzaju obrazy. Nie chciałam, żeby były one zbyt surowe.
Na prosto, gdzie korytarz skręcał w prawo, wisiało prostokątne lustro.
   - Transitur.- przejechałam dłonią po tafli zwierciadła, które zaczęło falować jak tafla wody.
Za nim był korytarz, przypominający ten na statku S.H.I.E.L.D. Nie był on długi. Przeszliśmy przez drugie drzwi.
Weszliśmy do pomieszczenia o wiele większego niż hol. Ściany były ciemne, ale rozświetlały je niebieskie płomyki pomieszane z żółtymi, przez co wydawało się, że jest jeszcze większe.
Na prawo stał szkielet portalu. Były to trzy, wysokie aż pod sufit nogi, łączące się u góry w jednym punkcie. Punkcie kumulującym energię.
Na lewo był podłużny stół w kształcie elipsy, gdzie u szczytu były trzy miejsca. Każdy miał swoje, ale ze względu na tymczasowe powiększenie naszego grona, trzeba będzie dodać kilka.
Niby zdawało się być tu pusto, ale całą przestrzeń wypełniały różne przedmioty. Pod ścianą, naprzeciw portalu był panel sterowania. To tu miały być wpisywane dokładne współrzędne miejsca, do którego chciało się przedostać.
Podeszłam do swojego miejsca przy tym stole i usiadłam. Po mojej lewej stronie siedziała Marii, ze względu na to, że jest najmłodsza.
Gdy tylko zajęliśmy miejsca od razu otworzyłam raport.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz