Rozdział trzeci

2.4K 244 235
                                    

Huehuehue, teraz będziecie umierać z niecierpliwości przynajmniej do soboty, a może i dłużej :P








Powrót do Londynu okazał się istnym koszmarem. Najpierw trzy zakorkowane pasy autostrady, a potem zalewające przednią szybę fontanny wody, które tryskały spod kół pojazdów pędzących z naprzeciwka. Gdy Harry w końcu dotarł do domu, był wykończony. Zaparkował w garażu mieszczącym się w podziemiach budynku, wjechał windą do mieszkania, zamknął za sobą drzwi, wyjął z torby telefon komórkowy i odetchnął z głęboką ulgą.

Do telefonu Tomlinsona pozostawała jeszcze cała godzina, było więc trochę czasu, by się przebrać i napić gorącej herbaty. Jeśli Francuz potwierdzi zamiar kupna Turret House, to najlepiej będzie, gdy całą resztą zajmie się James Corden.

Telefon zadzwonił minutę przed dziesiątą.

– Harry Styles – odpowiedział błyskawicznie.

– A więc dotarł pan bezpiecznie do domu! – w głosie Louisa brzmiała wyraźna ulga. – Bardzo się niepokoiłem, Harry.

– To miłe z pana strony, ale zupełnie niepotrzebne. Dojechałem do Londynu już dość dawno temu.

– A zatem jechał pan zbyt szybko!

– To było raczej niemożliwe. Od chwili, gdy wjechałem na autostradę, utknąłem na środkowym pasie w korku, ciągnącym się aż do Londynu.

– Bien? Skoro jest już pan w domu, przejdźmy do interesów.

– Czy podjął pan już ostateczną decyzję? – spytał Harry, usiłując nadać głosowi zdawkowy ton.

– Tak. Potwierdzam zamiar kupna Turret House, ale – dodał z wyraźnym naciskiem – Na pewnych warunkach.

Uczucie triumfu, które ogarnęło Stylesa, nieco osłabło.

– Jakie warunki ma pan na myśli?

– Po pierwsze, chodzi o cenę. – wymienił sumę niższą niż ta, na którą liczył Harry, wyższą jednak od kwoty, którą agencja sugerowała właścicielom domu.

– Oczywiście muszę porozmawiać ze wspólnikami, ale jestem pewny, że dojdziemy do porozumienia – odparł Harry, z trudem ukrywając zadowolenie.

– Życzę sobie również, żeby to pan osobiście prowadził wszystkie sprawy związane z transakcją.

Harry lekko się stropił.

– W gruncie rzeczy, to James Corden...

– Zależy mi na panu – powtórzył Louis z naciskiem.

Inaczej nici ze sprzedaży. Wprawdzie te słowa nie zostały wypowiedziane na głos, ale Harry nie miał złudzeń, że Tomlinson stosuje swoistą formę szantażu.

– Skoro tak pan sobie życzy...

– W następny weekend przylatuję do Londynu. Tymczasem prześlę panu mailem dane obsługującej mnie kancelarii prawnej oraz numery telefonów, pod którymi będę osiągalny.

– Dziękuję – powiedział szybko Harry, oszołomiony dość łatwym sukcesem. I pomyśleć, że nawet James zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek uda im się sprzedać Turret House.

Haunts of the Turret House [LARRY STYLINSON]Where stories live. Discover now