Rozdział siódmy

3.4K 245 567
                                    

NIE WIERZĘ, ŻE TO DODAJĘ

OTO PRZED WAMI NAJGORSZY SMUT EVER

WYDŁUBCIE SOBIE OCZY PRZED CZYTANIEM

A JA TYMCZASEM WYLOGUJĘ SIĘ Z KOSMOSU









Zazwyczaj w czasie weekendów Harry wstawał dużo później, jednak tej niedzieli był na nogach już o świcie. Chciał umyć włosy, wziąć prysznic i spokojnie poszukać w garderobie ubioru najbardziej stosownego do okoliczności, wygodnego, a zarazem eleganckiego.

Właśnie dopijał kawę, gdy rozległ się dzwonek domofonu.

Z całą pewnością nie mógł to być Louis, przecież minęła dopiero dziewiąta... Podniósł słuchawkę i zarumienił się radośnie, gdy usłyszał znajomy głos.

– Bonjour, czy nie jestem za wcześnie?

– Nie, wchodź!

Kiedy w chwilę później zapukał, Styles z uśmiechem otworzył szeroko drzwi. Louis szybkim ruchem postawił papierową torbę na podłodze i wziął go w ramiona, całując w oba policzki.

– To dużo milsze powitanie niż wczoraj – powiedział z zadowoleniem i wręczył mu torbę. Była jeszcze ciepła i dobywał się z niej smakowity zapach. – Croissanty – wyjaśnił i głęboko wciągnął w nozdrza powietrze. – Czyżbym czuł wspaniały aromat kawy?

– Tak. Właśnie zaparzyłem – roześmiał się Harry. – Widzę, że serio mówiłeś o wspólnym spędzeniu całego dnia.

– Oczywiście!

Zazwyczaj na śniadanie wystarczała Harry'emu filiżanka kawy lub herbaty. Jednakże teraz ze zdumieniem stwierdził, że jest bardzo głodny. Zjedli razem z Louisem wszystkie rogaliki, po czym ponownie zaparzył kawę.

– Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś domatorem – zauważył, patrząc, jak Louis po raz trzeci zręcznie nalewa kawę do filiżanek.

– Lubię pomagać w kuchni – zapewnił go, wyraźnie z siebie zadowolony. – Jeśli chcesz, zrobię dziś kolację. Zaraz pojedziemy po zakupy, potem zjemy gdzieś lunch, a wieczorem zadziwię cię w roli szefa kuchni.

Harry obserwował go z rozbawieniem znad filiżanki kawy.

– Trudno uwierzyć, że cokolwiek w życiu ugotowałeś.

– Żartujesz ze mnie... Nie zawsze miałem pieniądze. Poza tym moja matka jest mistrzynią w gotowaniu i wymaga, żeby każde z dzieci potrafiło przygotować jedną lub dwie proste potrawy. To ci pewnie coś przypomina, n'estice pas? – spojrzał na niego przeciągle. – Mam nadzieję, że w miarę rozwoju naszej przyjaźni będziemy odkrywać coraz więcej spraw, które nas łączą.

– Możliwe – przyznał ostrożnie.

– Na pewno – poprawił go. – A teraz pokaż, gdzie tu jest zmywarka do naczyń.

Harry zaśmiał się i pokazał mu własne ręce.

– Oto ona!

Louis przechylił się przez stół i ujął jego dłonie, składając pocałunek na każdej z osobna.

– Nie dzisiaj – powiedział stanowczo.

Wycieranie talerzy zmywanych przez Louisa, ku zdumieniu Harry'ego, okazało się miłym i zabawnym zajęciem. Żaden ze znajomych mężczyzn nigdy nie pomagał mu w kuchni. Nick, który czasem wpadał na kawę, też nigdy tego nie proponował, zresztą i tak brunet nie życzyłby sobie jego pomocy. Był zadowolony z rozwoju wydarzeń, bowiem zanim Louis przybył obawiał się, że po ich namiętnym rozstaniu poprzedniego wieczoru będą się czuli nieco skrępowani. Co zrobiłby, gdyby Louis już od progu obsypał go pieszczotami? Tymczasem w pocałunku na przywitanie więcej było czułości niż namiętności. Uspokajało go to, podobnie jak fakt, że Louis tak chętnie i z własnej woli pomaga w kuchni.

Haunts of the Turret House [LARRY STYLINSON]Where stories live. Discover now