Rozdział szósty

2.4K 241 138
                                    



Louis uśmiechnął się uprzejmie do Zayna, ale nawet na chwilę nie spuszczał oka ze zmieszanego i wyraźnie nadąsanego Harry'ego.

– Proszę mi wybaczyć, powinienem uprzedzić telefonicznie, ale...

Przerwał im kolejny dzwonek. Zayn uścisnął Harry'ego, życzył im obu dobrej nocy i rzucając przez ramię znaczące spojrzenie, pomknął witać Liama.

– Czy mogę zamknąć drzwi? – spytał Louis, gdy stało się jasne, że Harry jest tak zaskoczony, że zapomniał o elementarnej grzeczności.

– Oczywiście – odezwał się w końcu. – To dla mnie niespodzianka.

Na myśl o tym, że stoi przed nim w wytartych dżinsach, starym swetrze, a w dodatku bardzo rozczochrany, ogarnęła go wściekłość.

– Jak widzę, niespodzianka niezbyt miła – powiedział Louis, stając w drzwiach. – Przepraszam, chyba przychodzę nie w porę.

– Nic nie szkodzi – odparł oficjalnym tonem. – Proszę wejść i usiąść. Co mogę podać – kawę, herbatę?

– Nic. Dziękuję.

Zagłębił się w swoim jedynym fotelu i gestem wskazał Louisowi sofę. Tomlinson usiadł na brzegu. Jego nienaganna zazwyczaj prezencja pozostawiała wiele do życzenia – był wyraźnie zmęczony, miał ciemne sińce pod oczyma i nieogoloną twarz.

– Twoje oko wygląda znacznie lepiej – powiedział wreszcie, gdy cisza stawał się trudna do zniesienia.

– Owszem, dziękuję. A jak ty się czujesz?

– W końcu zdjęli mi szwy, wszystko szybko się goi. – spojrzał na Harry'ego tak, że na chwilę zabrakło mu tchu. – Wybacz, że nie dzwoniłem.

– Po co te przeprosiny? Obaj mamy dużo pracy.

– Gdy żegnaliśmy się tydzień temu, byłem na ciebie zły.

– Zauważyłem.

– Nie miałem zamiaru przyjeżdżać do Londynu w ten weekend. – westchnął. – Ale w końcu przyleciałem.

– Interesy? – spytał uprzejmie Styles.

– Wiesz, że nie o to chodzi. Przyleciałem dla ciebie. Musiałem cię zobaczyć.

Harry ukrył wszechogarniającą radość pod maską obojętności.

– Pochlebiasz mi. Jeśli chciałeś spędzić ze mną weekend, to nie masz szczęścia. Jestem zajęty.

– Przez tego znajomego?

– Tak – odparł spokojnym tonem. – Umówiłem się z Nickiem.

Louis zerwał się z sofy.

– A zatem nie będę cię dłużej niepokoił. Mam wezwać taksówkę?

– Naturalnie.

Harry odrzucił w tył włosy i zamrugał oczami, by powstrzymać zdradliwe łzy. Przez chwilę wodził palcem po spisie korporacji taksówek. Zanim jednak zdołał wykręcić numer, Louis chwycił go za przeguby dłoni i zmusił, by spojrzał mu prosto w oczy.

– Proszę, nie rozstawajmy się w gniewie. Zamień ze mną chociaż kilka słów.

– Czy na pewno chodzi ci o rozmowę?

Jego twarz znieruchomiała.

– Wyglądasz tak pociągająco... Skłamałbym, twierdząc, że wystarczy mi sama rozmowa. Ale będzie tak, jak sobie życzysz. Podporządkuję się, choć nie nawykłem do tego, by mi rozkazywano.

Haunts of the Turret House [LARRY STYLINSON]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें