Rozdział 2 (+nominacje)

1.9K 88 69
                                    

Uchylam powieki słysząc nazwę dworca, na którym wysiadam. Otrząsam się lekko, przecieram powieki i poprawiam włosy. Zakładam czapkę, a szyję owijam chustką. Wstaję z miejsca, gdy pociąg się zatrzymuje. Nie wyciągam z uszu słuchawek, przepełnia mnie radość i uczucie ogromnej ulgi. Nie obchodzi mnie co robi teraz ojciec, ani to czy w ogóle zauważył moją nieobecność. W końcu czuję się wolna. Wychodzę z dworca centralnego i kieruję się tam gdzie poniosą mnie nogi. Podskakuję z nogi na nogę, śmieję się sama do siebie, chociaż wiem, że wszyscy patrzą się na mnie jak na idiotkę. Nie będzie już płaczu, bólu i siniaków. Odwracam się i zaczynam iść tyłem, patrząc na oddalający się dworzec. Słońce wzniosło się już wysoko i nieśmiało przebija między chmurami. Wpatrywała bym się w nie jeszcze dłużej, gdyby nie fakt, że potrzebuję załatwić sobie nocleg. Rozglądam się chwilę i analizuję tabliczki z nazwami ulic. Już przed wyjazdem wybrałam kilka moteli, więc teraz wystarczy, że przejdę się pomiędzy nimi i popytam o wynajęcie pokoju. Orientuję się, że muzyka przestała grać już jakiś czas temu, dlatego szybko zmieniam playlistę i skręcam w pierwszą lepszą uliczkę odchodzącą od centrum. Miejsce do którego zmierzam oddalone jest o kilka kilometrów od dworca, więc gdy w końcu staję przed drzwiami budynku niemal nie czuję nóg. Oddycham z ulgą i czuję jak serce powoli zwalnia do normalnego rytmu. Naciskam na klamkę i płacę za pokój na trzy doby.

Pomieszczenie jest przytulne i jasne. Otwieram okno i wychylam głowę w dół. Nie zdążyłam jeszcze zdjąć czapki, więc gdy ta spada za okno klnę cicho.

¡La puta madre! Będę musiała po nią potem pójść. Niech chwilę poleży. Nie sądzę żeby ktoś chciał ją zabrać.

Odłączam od telefonu słuchawki i puszczam na głos jakieś losowe piosenki pojawiające się na stronie głównej YouTube. Od pewnego czasu wyświetla mi się tam prawie sam rap, w różnych językach. Uśmiecham się gdy włącza się "Love" Quebonafide i po cichu podśpiewuję sobie tekst. Podgłaśniam na maksa i zaczynam powoli zdejmować z sobie ubrania. Jedyne na co teraz mam ochotę to długi, ciepły prysznic.

I na rogaliki z kakao.
Tak, na rogaliki z kakao zawsze mam ochotę.
Ya basta. Przestań w końcu myśleć o jedzeniu.

Rozprowadzam balsam po umytym ciele, dotykając lekko fioletowo-zielonych śladów na udach i brzuchu. Doskonale wiem, że jak każde inne znikną za kilka dni. Te najświeższe znikną za tydzień lub dwa.

Postąpiłam dobrze.
Wczoraj podniósł na mnie rękę ostatni raz.

Ubieram to, co miałam na sobie wcześniej, a mokre włosy zaplatam w dwa warkocze. Wychodzę z łazienki i zatrzymuję muzykę. Kładę się na rozkładanej kanapie i w ciszy wpatruję w sufit. Nachodzi mnie chwilą zwątpienia, ale wystarczy, że przypominam sobie od czego tutaj uciekłam i podłe myśli odchodzą, chociaż na moment. Mogłabym tak leżeć resztę dnia.

No tak. Czapka.

Wdycham, wznosząc oczu ku niebu i leniwie wstaję z łóżka. Na koszulkę narzucam bluzę, którą miałam w pociągu, a szyję owijam chustką. Włosy wciąż mi nie wyschły więc na głowę nasuwam kaptur. Odliczam trochę drobnych, aby po drodze wejść do sklepu i kupić sobie rogalika, kakao i coś na obiad.

Zamykam pokój na kluczyk i zbiegam z trzeciego piętra po schodach. Obchodzę budynek dookoła, usiłując zlokalizować miejsce gdzie spadła moja czapkę. Po trzecim okrążeniu opieram ręce na biodrach i jeszcze raz oglądam okolicę spod przymrużonych powiek.

A jednak... Kogoś najwidoczniej skusiła czarna czapka z imieniem wyszytym od wewnętrznej strony.

Zrezygnowana przewracam oczami. I spokojnym krokiem odchodzę w stronę gdzie wydaje mi się, że widziałam jakiś sklep.

Zanim Ucieknę // QuebonafideWhere stories live. Discover now