Rozdział 5

380 18 3
                                    

Ten idiota mnie pocałował. Tego było za wiele. Co on sobie w ogóle wyobraża!? Myśli, że jest panem świata czy jak?! Nie lubię takich typków. Sądzą, że mogą mieć każdą dziewczynę, że po ich pocałunkach dziewczyna w całości im się odda. Dobre sobie, nie ze mną takie numery. Ja go nawet nie znam a on już do takich konkretów przechodzi.
Wzięłam zamach i uderzyłam go pięścią w twarz. Nie będzie mnie bezprawnie obmacywał.

-Co ty robisz? - jeszcze śmie pytać... Dobrze wie o co chodzi!

-Co ty robisz człowieku?! Nie dotykaj mnie więcej! Żegnam.

-Jeszcze będziesz moja! - krzyczał gdy już odchodziłam.

Obeszło mnie to. Nigdy nie będę jego.

Jego pocałunek był dziwny... Taki mocny, łapczywy. Czułam, że pożąda mnie całym sobą ale do cholery to, że mu się podobam nie oznacza, iż od razu może się na mnie rzucać. Zero kultury, zero!

*****

Wchodząc do domu potknęłam się o czyjeś buty, czyli są w domu. Przeklinam w myślach. Wolałabym być sama w domu.

Idę do swojego pokoju patrząc przed siebie żeby aby na pewno nie złapać z kimś kontaktu wzrokowego bo nie miałam już dziś ochoty na żadne kłótnie.

She lets me down
Then gets me high
Oh I don't know why
She's just my type
She's my device
I don't think twice
Oh I don't know why
She's what I like

Słyszę dźwięk nowej piosenki the vamps dochądzący z mojego pokoju. Ciśnienie momentalnie mi się podnosi. Wbiegam do pokoju jak najszybciej tylko mogę i co wiedzę? Cleo.

-Co ty robisz? - krzyczę wściekła. - Czemu grzebiesz w moich szafkach? Kto w ogóle pozwolił ci dotykać moich głośników?

-O co ci chodzi? Ja nic nie robię.

Nigdy nie umiała kłamać. A może i umiała ale tę zdolność wykorzystywała w najmniej odpowiednich momentach czyli takich, które ewidentnie świadczyły o jej winie.

-Proszę cię, właśnie siedzisz przed moją szafą, otwartą szafą a na dodatek obok ciebie leży sterta moich rzeczy, które gdy wychodziłam znajdowały się w szafie. Musisz nauczyć się kłamać bo ci to na razie nie wychodzi.

-Daj mi już spokój! - rzuciła i czym prędzej wyszła z mojego pokoju.

Zastanawiało mnie jedno a mianowicie czego ona szukała w moich szafkach. Ja nie mam nic co mogło by być dla cenne. Co za ludzie! Czasem zastanawiam się z kim ja żyję.

Czekolada da­wała jej szczęście, al­ko­hol wolność,
faj­ki spokój,
ko­kaina tu­liła ją do snu .
Tyl­ko życie, wciąż ja­kieś marne...

Tak, moje życie jest marne i z każdym dniem uświadamiam się w tym bardziej.

*****

Zeszłam na dół żeby coś zjeść. Z kuchni dobiegł mnie dźwięk jakiejś awantury. W roli głównej moja matka, która krzyczała na Cleo i Liss. Stanęłam w drzwiach i patrzyłam na wszystko.

-Co to jest ja się pytam? - mówi matka, w ręku trzyma woreczek z marihuaną.

-Nie wiemy! - odpowiedziały zgodnie.

-To jak wytłumaczycie to, iż ów obiekt znalazł się w waszym pokoju?

-Naprawdę nie wiemy! Może to Edith nam to podrzuciła, dobrze wiemy do czego jest zdolna. - odezwała się Cleo. Mnie aż zatkało. Próbuje zrzucić całą winę na mnie, mała żmija!

-Ty słyszysz samą siebie dziecko? Przecież to nie moje i dobrze o tym wiesz! - włączam się do rozmowy.

-Edith, czemu namawiasz je do czegoś takiego!? Dobrze się czujesz?! - krzyczy na mnie matka.

No tak wystarczy, że Cleo coś powie i każdy jej wierzy a ja jak zwykle zostałam sama, bez wsparcia.

-Gdybyś lepiej ich pilnowała to nie znajdywałabyś czegoś takiego! To wszystko twoja wina, twoja i taty. Moje nałogi to też wasza wina. Wiecznie zapracowani, nie interesujecie się życiem własnych dzieci. Mogłaś wcześniej pomyśleć i nie bawić się w dzieci! - wykrzyczałam jej w twarz.

Nie wiedzieć czemu mój lewy policzek zaczął przeszywać ból... Ach no tak matka mnie uderzyła. Najgorsze jest to, że nie pierwszy raz miała miejsce taka sytuacja. Kiedyś to jakoś znosiłam ale teraz coś we mnie pękło. Chwyciłam kurtkę, ubrałam buty i wybiegłam z domu. Tego było już za wiele, nie będzie się wiecznie na mnie wyżywać. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy.

Z dnia na dzień rujnuję się,
Moje życie niczym mur,
Od ciągłych strzałów i uderzeń,
Rozpada się na małe kawałeczki
A ja nie mogę ich posklejać,
Choć bardzo tego chcę.

Wychodząc na ulicę przestraszyłam się, że nie wzięłam telefonu ale był w kieszeni moich spodni w gratisie z słuchawkami.

W uszach rozbrzmiało mi głośne "Same to you" The Vamps. Wsłuchałam się w tekst po czym strumienie łez się powiększły, ta piosenka zawsze mnie wzrusza.

Myślę, co mam teraz zrobić. Właśnie zdałam sobie sprawę, że siedzę sama na ciemnej ulicy. Trochę się boję ale do domu wrócić nie mogę. Matka i tak mnie nie chce. Jedyne co potrafi mi powiedzieć to to jaka jestem beznadziejna. Nie wiem co mam zrobić. Przydałby się jakiś nocleg. Jest tylko jedna osoba, do której chcę teraz zadzwonić i myślę, iż nie odmówi mi pomocy...

When I Met You | Joel Pimentel [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz