Rozdział 11

266 11 8
                                    

Postanowiłam dzisiaj pójść do kina. Tak! Ja, Edith Smith postanowiłam dzisiaj wyjść z domu, do ludzi. Dobrze słyszycie, nikt inny tylko ja.
Obrałam sobie za cel seans nowej części szybkich i wściekłych. Miałam nadzieję, że zdążę i będą miejsca bo niby była dopiero 15 ale w sumie muszę się jeszcze ogarnąć a do kina mam jakąś godzinkę drogi spacerkiem. Nie ma co się załamywać, muszę mieć pozytywne nastawienie.
Szybko wbiłam się w białe rurki i błękitną bluzę i wyszłam z domu.
Czułam na sobie krzywe, mierzące mnie od góry do dołu spojrzenia niektórych przechodniów, albo może mi się wydawało. Nie ważne, mam już jakąś paranoje ewidentnie. Postanowiłam, iż nie będę się tym przejmować dzisiejszego dnia, albowiem chcę spędzić sympatyczny wieczór. Heh ale to mądrze zabrzmiało, aż dziwnie jak na mnie.
W kinie byłam pół godziny przed seansem, miejsc było jeszcze strasznie dużo. W sumie, spodziewałam się tłumu ludzi no bo szybcy i wściekli to jednak szybcy i wściekli haha.
Film był mega, serio, strasznie śmieszny. Wyszłam chyba jako ostatnia z sali. Przemierzałam sobie spokojnie korytarz myśląc o życiu, dopóki ktoś nie przywalił mi z bara i to mocniej niż by się mogło wydawać.

-Ała! Może uważaj jak chodzisz co?! Albo chociaż przeproś! - powiedziałam to nieco głośniej niż się spodziewałam.

-O co ci chodzi? - odezwała się. Była to jakaś dziewczyna, nie kojarzę.

-Może o to że mnie popchnęłaś?! Tak mi się wydaje, ale pewności nie mam.

-A to co, już cię popychać nie można? A jak ty kogoś popychasz to jest dobrze tak?

-Teraz ja zapytam. O co ci chodzi?

-Dobrze wiesz o co mi chodzi i o czym internet huczy od paru dni.

-Ja nie mogę, dajcie mi już z tym spokój! Co on jest jakimś bogiem, że go tak wszyscy bronicie? Ja pierdole! - rzuciłam i odeszłam.

Miałam już dosyć tego wszystkiego. Kiedy ludzie w końcu o tym zapomną? Przecież to nic takiego.
Czym prędzej uciekłam do domu żeby schować się w moim pokoju przed całym tym okrutnym światem.

Teraz uwaga, bo pewnie się tego nie spodziewaliście. W domu nie było lepiej bo była w nim moja matka, która zamiast udawać tak jak zawsze, że nie istnieję dowaliła się znowu o byle gówno.

-Gdzie byłaś? - zapytała chłodnym tonem.

-Na mieście. - rzuciłam.

-Pytałaś się o zgodę?

-A od kiedy muszę ci się pytać?

-Od zawsze! Jestem twoją matką!

-Zachowujesz się jakby obchodził cię mój los.

-Przestań być taka bezczelna! Łazisz gdzieś, pies wie z kim i gdzie i nawet słowa mi nie powiesz.

-Nie będę ci się tłumaczyć! Proste? Proste. A teraz muszę iść na spacer z Lokim.

-Świetnie! Po prostu genialnie! Znowu gdzieś wychodzisz.

-Daj mi spokój! - wykrzyczałam, chwyciłam smycz i Lokiego i wyszłam.

Chodziłam sobie tu i tam. Starałam się chodzić po prostu tam gdzie światło, bo mimo wszystko było już ciemno a ja się bałam.
Przechadzałam się beztrosko przez park i nawet przez chwilę przestałam myśleć o moich problemach kiedy nagle ktoś musiał znowu wjechać we mnie z bara. Uwierzcie, myślałam, że wyjdę z siebie. Doprawdy, ile można?

-Kolejny co się domaga sprawiedliwości za tego pseudo muzyka? - wypaliłam do chłopaka, tak był to chłopak.

-Co? Nawet nie zdążyłem cię przeprosić bo już zaczęłaś coś mówić. Przepraszam, zapatrzyłem się naprawdę.

-Co? A nie, nie ma sprawy, nic się nie stało. - matko, jak mi się zrobiło głupio.

Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie ale lekko zakłopotany, był całkiem ładniutki. Miał ładne brązowe włoski, był wysoki i miał ciemniejszą karnację.

-Tak w ogóle to jestem Frans. - podał mi rękę.

-A ja Edith.

-Bardzo ładne imię Edith. - imię ładne niczym jego właścicielka haha. Nie no, widziałam się w lustrze, bądźcie spokojni.

-Dziękuję.

-Co cię skłoniło do takich nocnych przechadzek jeśli mogę spytać? - podrapał się teatralnie po głowie. On był naprawdę uroczy, tak serio serio.

-A dużo by mówić, nie chciało mi się siedzieć w domu, poza tym Loki też musi wyjść od czasu do czasu.

-A no tak. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że jest z tobą pies.

-A ty co tu robisz o tej godzinie?

-Szczerze to sam nie wiem. Tak jakoś sobie pomyślałem, że muszę wyjść z domu i jak tak teraz patrzę to był to dobry pomysł. - posłał mi kolejny uśmiech, bardzo rozbrajający.

-Nie wiem co mam ci odpowiedzieć.

-Może usiądziemy na ławce i pogadamy?

-Możemy.

Wypuściłam Lokiego żeby sobie trochę pobiegał i usiadłam z Fransem na ławce.
Zaczął mi dużo o sobie opowiadać. Dowiedziałam się, że pisze piosenki i ma w sumie na swoim koncie parę utworów. Swoją drogą dobrze, że powiedział mi o tym od razu i nie ukrywał tego tak jak niektórzy.

-Już wiem o kim będzie moja następna piosenka. - wypalił.

-Taaak? O kim?

-O pięknej dziewczynie napotkanej pewnej gwieździstej nocy w parku.

-Ale ładnie to ująłeś, jestem pod wrażeniem.

-To jedna z wielu rzeczy, którą mogę cię zaskoczyć.

-Nie wątpię ale jest już późno i chyba muszę wracać do domu. - powiedziałam nieco zakłopotana, nie chciałam iść ale już naprawdę robiło się zimno.

-Odprowadzę cię. - nie protestowałam.

Nie wracałam sama i dzięki temu czułam się bardziej bezpieczna. Zaczęłam trząść się z zimna. Frans zdjął kurtkę i nałożył mi ją po czym objął mnie ramieniem. Zrobiło mi sie o wiele cieplej. Bałam się tylko, że jemu jest zimno ale posyłał mi uśmiechy, które chyba miały sygnalizować, iż jest w porządku.

Położyłam się do łóżka ale jakoś nie mogłam przestać myśleć o tym co się dzisiaj stało. Spotkanie Fransa było jednym z tych przyjemnych zdarzeń z ostatnich kilku dni.
Z tą myślą pozwoliłam sobie odpłynąć.

~~~~~~~~~~~~

Powróciłam! Szkoła odbiera mi chęci do życia...

When I Met You | Joel Pimentel [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now