Rozdział 6

397 26 2
                                    

-Halo? - usłyszałam ciepły i przyjemny głos w telefonie.

-Joel? - zapytałam nieśmiale.

-Edith? Co sprawiło, że dzwonisz do mnie o tak późnej porze? - powiedział nieco zaskoczony.

-No bo wiesz... Pokłóciłam się z mamą i muszę z kimś pogadać.

-To mów, chętnie Cię wysłucham. - oznajmił ochoczo.

-A mogłabym... Może... Było by miło jakbym...

Nie powinnam mu się teraz zwalać na głowę. Pewnie ma dość swoich problemów a ja go jeszcze obarczę moimi. Czuję zażenowanie całą tą sytuacją ale mam dziwną chęć pogadania właśnie z nim.

-Ochhh no wyduś to z siebie w końcu dziewczyno. - powiedział, w sumie może trochę wykrzyczał z irytacją w głosie.

Nie był zły. Joel to nie typ nerwusa. Rozumiem go bo każdy by się zirytował na jego miejscu, po prostu lubi stawiać sprawy jasno.

-Możemy pogadać u Ciebie w domu? - nie pewnie zapytałam.

-Jasne, wpadnę po Ciebie do domu.

-Wiesz... Nie musisz iść aż do mojego domu bo tak się składa, że siedzę sobie na chodniku obok galerii.

-Cooooo? Edith czy ty do reszty zgłupiałaś? Przecież jest ciemno, zimno i późno. Może ci się coś stać! Zaraz po Ciebie będę! - wykrzyczał do słuchawki i się rozłączył.

Co za człowiek! Nawet nie dał mi nic powiedzieć, tak zwyczajnie się rozłączył. Nie żebym nie cieszyła się, że po mnie przyjdzie no ale kurde jak tak można się rozłączyć. Zero kultury.
Teraz pozostaje mi tylko na niego czekać.

Czas mija. Siedzę na chodniku już jakieś 10 minut. Zastanawiam się ile u niego trwa chwila. Sądzę, że bardzo długo, baaaaaardzo długo.
Na mieście w sumie nie ma ludzi, ja o nigdy. Czasem może przewinie się jakiś człowiek ale w sumie to nikogo nie ma.
Musiałam wstać bo już prawie nóg nie czułam. Zauważyłam, iż z daleka w moją stronę zbliża się jakiś szemrany typek i chyba trochę pijany bo chodzenie równo w tym momencie mu nie wychodzi.
No to zaczynam moją opracowaną technikę. Wyciągam telefon i udaje, że z kimś piszę żeby na kolesia nie patrzeć.
Jest coraz bliżej a ja nadal odgrywam swoją rolę. Jego chód z każdym krokiem się zwalnia, im jest bliżej mnie tym wolniej idzie. Na stówę się zatrzyma. Z moim szczęściem to jeszcze zacznie mnie zaczepiać.

-A ty co tu robisz sama ślicznotko? - no tak. Musiał się odezwać...

I co ja mam teraz zrobić. Nie będę przecież uciekać. On niby jest pijany ale jakby chciał to by mnie dogonił. Może po prostu się nie będę odzywać.

-Czekasz na kogoś?

A ja nadal milczę.

-No powiedz coś. Czekasz na kogoś? - zapytał znowu.

Zaczął się coraz bardziej przybliżać i nie ukrywam, że ostro naruszył moją przestrzeń osobistą. Chciał mnie jakoś złapać bo zauważyłam, że jego ręką ruszyła w moim kierunku. Szybko go odepchnęłam. Niby nie był jakiś bardzo napakowany ale raczej nie dałabym mu rady.
On chyba trochę się zezłościł. Przerażenie zaczynało ogarniać całe moje ciało. Wyobrażałam sobie najgorsze. Chwycił mnie za ramiona i przyparł do ściany jakiegoś budynku. Byłam sparaliżowana. W jedną swoją dłoń wziął moje dwie i przytrzymał a drugą zaczął mnie obmacywać. Krzyczałam ale to nic nie dawało bo na ulicy nie było nikogo. Czułam, że to już koniec.

-Odwal się od niej koleś! - usłyszałam krzyk a jego osoba leżała na ziemi.

To był Joel. Serio... Doceniam jego gest ale mógł przyjść wcześniej. Chłopak rzucił się na pijanego typka i zaczął go okładać pięściami. Musiałam go odciągnąć bo przecież by go zabił. Nie, nie było mi szkoda tego kolesia ale Joel mógł narobić sobie przez to problemów.
Chłopak był bardzo zdenerwowany, ledwo go od tego kolesia odciągnęłam. Szybko rzuciłam mu się na szyję, mimo wszystko cieszyłam się, że przyszedł. Jakoś tam z napływu tych emocji chwyciłam jego twarz w swoje ręce i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek a potem szybko od niego odskoczyłam zdając sobie sprawę z tego co zrobiłam.

When I Met You | Joel Pimentel [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now