Rozdział 15

234 13 8
                                    

W drodze dostałam telefon z komisariatu. Jonathan postanowił z dnia na dzień wyjechać sobie z miasta czy z kraju, nie wiem dokładnie.
Z jednej strony poczułam wewnętrzny spokój ale z drugiej nie okiełznany gniew. Prawdę mówiąc gniew przeważał. Nie mogłam się pogodzić z tym, że tak mu to wszystko uszło bez żadnych konsekwencji a na domiar tego wszystkiego może sobie tak o wyjechać z kraju. Gdybym mogła to poszłabym do niego i osobiście zaciągnęła go za szmaty i zamknęła w celi a klucz wyrzuciła gdzieś do morza.

-Wejdziesz na chwilę? - zapytałam się Joel'a gdy dotarliśmy pod blok.

-Ale... No nie wiem bo..

-Spokojnie, moich rodziców nie ma w domu. - przerwałam mu lekko uśmiechając się pod nosem, czym on się przejmuje. Ja wiem, że moja matka jest jakby to ładnie ująć niezrównoważona psychiczne ale bez przesady.

Wchodziliśmy po schodach na górę a po drodze natknęliśmy się na moich rodziców razem z Cleo i Liss. Moja pierwsza myśl to "co oni robią w domu? " ale druga to "po co im do cholery są walizki?! ".

-Wyprowadzamy się? - zwróciłam się do mamy.

-Tak wyprowadzamy się, MY nie ty. Na stole w kuchni masz kartkę, wszystko ci napisałam a teraz musimy już iść.

-Ale co? Jak? Co się dzieje? - powiedziałam ale oni zdążyli już dawno mnie uminąć i zignorować to co powiedziałam. Miałam w głowie jedno wielkie wtf.

Weszliśmy do mieszkania, poszłam do kuchni po kartkę żeby przeczytać co w ogóle się tu odwala.

-Słuchaj - zwróciłam się do Joel'a - " Edith, dobrze wiesz, że nigdy nam się nie układało łagodnie mówiąc. Te ciągłe kłótnie o wszystko. Prawdę mówiąc nigdy nie uważałam cię za moje dziecko i przykro mi to pisać ale taka jest prawda, cały czas uważam, że zniszczyłaś mi życie. Teraz postanowiłam, że się wyprowadzamy ale bez ciebie. Nasze wszystkie rzeczy są już zabrane a ty masz tydzień aby się wyprowadzić. Tyle ode mnie."

Mimowolnie z moich oczu zaczęły płynąć łzy bo nie miałam pojęcia jak ja sobie teraz poradzę, na dobrą sprawę zostałam sama.
Joel podszedł do mnie i mnie przytulił.

-Ej czemu płaczesz? Wszystko będzie dobrze. - zapewnił ale co on mógł.

-Ty chyba nie rozumiesz, ja zostałam sama, oni mnie zostawili, mam tydzień żeby coś ze sobą zrobić a ja nie mam ani pracy ani mieszkania, no nic nie mam.

-Przecież coś na pewno da się zrobić, zawsze jest jakieś wyjście.

-Ciekawe jakie, jestem w ciemnej dupie, nie mam nawet pieniędzy na mieszkanie albo chociażby na pokój.

-Wiem. - nagle się ożywił i odsunął się ode mnie.

-Co?

-Zamieszkaj ze mną.

-Ale ja nie mogę Joel, ja nie mam ci nawet jak zapłacić.

-Zapłacisz w naturze. - roześmiał się a spojrzałam na niego z zażenowaną miną. - Weź, tylko żartuje, już nie rób takich min. Chcę ci po prostu pomóc, jesteś dla mnie ważna i kocham cię.

-Sama nie wiem.

-No proszę, co masz do stracenia?

-No dobrze.

-To co już dzisiaj przenosimy twoje rzeczy.

-Dzisiaj? - zrobiłam wielkie oczy.

-No tak, im szybciej będziesz u mnie tym lepiej.

Joel zadzwonił do Christophera żeby przyjechał samochodem aby przewieźć rzeczy.
Szybko nam poszło spakowanie wszystko bo dużo rzeczy to ja nie miałam.
Właśnie wychodziliśmy z bloku z ostatnimi kartonami.

-Edith? - usłyszałam znajomy mi głos ale w duchu modliłam się żeby to nie był on. Powoli się odwróciłam i no moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Co jeszcze się dziś wydarzy...

-Frans? Co ty tu robisz? - widziałam minę Joel'a ale rzuciłam mu spojrzenie mówiące "nawet nie próbuj się odzywać"

-Wiesz, nie dawałaś znaku życia i chciałem cię odwiedzić ale widzę, że wpadłem nie w porę...

-Ym no tak jakby nie mam czasu teraz.

-Wyprowadzasz się?

-Jak widać tak.

-Do niego!? - ożywił się nagle jakby wcześniej nie widział Joel'a. - ty jesteś z nim teraz? Co się tutaj dzieje?

-Tak, jestem z nim. - spojrzał na mnie z bólem i wręcz nawet taką pogardą, aż mi się przykro zrobiło - Frans ja... Przepraszam... Ale nie było okazji żeby ci powiedzieć.

-Aha czyli nie byłaś na tyle łaskawa żeby powiedzieć mi, że już nie jesteś mną zainteresowana i wracasz jednak do niego. Ekstra. Po prostu super. Wiesz było miło ale nie chcę Cię już znać. - odszedł.

Znowu zaczęłam płakać, ja nie wiem co ja taka rozryczana jestem ostatnimi czasy. Szybko jednak się ogarnęłam i spakowałam ostatnie rzeczy do samochodu.
Spojrzałam w kierunku chłopaków a oni patrzyli się jakby nie do końca wiedzieli co właśnie się stało.

-To co jedziemy? - zapytał Chris.

-Tak. - odpowiedziałam z nie skrywaną ulgą.

Jechaliśmy tak sobie i po paru minutach zauważyłam, że nie jedziemy w kierunku w którym powinniśmy.

-Joel, czy my na pewno dobrze jedziemy?

-Tak a co?

-No bo yyy.. To nie jest droga do twojego domu.

-No jak? Przecież to jest droga do naszego domu. Co ty gadasz?

-Nie, nie jest.

-Ahaaaa - chłopak jakby nagle zrozumiał. - mówisz o tamtym domu, ja się tam tylko zatrzymywałem, byliśmy z chłopakami na jakiś czas w mieście, ale teraz mogę spokojnie wrócić do domu z tobą.

-Czekaj, to gdzie ty mieszkasz?

-W San Antonio w Texasie.

-No nie gadaj...



~~~~~~
Koniec części pierwszej

When I Met You | Joel Pimentel [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz