Walka

659 43 1
                                    

Cały świat zawirował.Jej nogi stały się mięknie jak z waty.Nie czuła swojego ciała.Przymknęła oczy osuwając się na ziemię.Jednak silne ramiona złapały ją w pasie i trzymały.Szloch wydobył się z jej ust, a ona cała zadrżała.To nie mogło się dziać naprawdę.Kręciła głową we wszystkich kierunkach aby odgonić ten obraz, jego obraz z głowy, ale choćby nie wiadomo co nie mogła przestać czuć tego dotyku.Ból i jeszcze raz ból.To było jedyne co mogło określić jej stan.To co czuła i przeżywała.

-Zostaw!-Krzyknęła chcąc wyrwać się, ale na nic się to zdało.

-Nie.-Warknął i wtulił się w nią powodując coraz częstsze dreszcze.Szarpnęła mocno swoim ramieniem.

-Puszczaj mnie!Już!-Wrzasnęła w histerii.Wyrwała się z jego uścisku.Dłonią wytarła z policzków łzy.-To niemożliwe.-Szepnęła otwierając szerzej oczy.Naprawdę stał tam, przed nią.Mimo zmian jakie w nim zaszły to było on, on!Jego włosy, które kiedyś skręcały się lekko w spirale zostały krótko i równo ścięte, ale był wciąż ten sam kolor.Pojedynczy kosmyk wpadł mu do oczu, tych które śniły jej się przez kilka miesięcy po jego stracie.Jego ramiona były znacznie szersze, a on sam bardziej zbudowany.Choćby nie wiadomo jak się zmienił i ile czasu minie ona pozna go, rozpozna zawsze.Teraz to wszystko było jak sen, tamto wydarzenie zbladło do tego stopnia,że Rose powoli wracała, zaczęła normalnie funkcjonować, a tu pojawia się ten za którym tak bardzo tęskniła.Nie wiedziała już czy chciała aby było jak przedtem czy teraz kiedy go odzyskała.

Chciał do niej podejść, ale wystawiła rękę dając mu do zrozumienia,że ma się nie ruszać.Cały jej plan o nie poddawaniu się, powstaniu jak Fenix posypały się jak domek z karty.Wpierw Larry czy jak mu tam było, a teraz on, piękny jak ostatnim razem.Dwa potężne ciosy.Odgarnęła włosy z czoła i wyprostowała się.Toczyła sama ze sobą walkę.Wybór jaki musi dokonać nie należał do łatwych, ale był właściwy.Cofnęła się do tyła.Kendji zrobił ostrożnie krok w jej stronę jakby bał się co może zrobić.Ostatni raz na niego spojrzała i z całych sił zaczęła biegnąć przed siebie.

Obraz rozmywał jej się, ale ona nie przestała dalej biec nawet kiedy jej tenisówka zsunęła się z nogi i została na drodze.Skopała drugie i pędziła uciekając przed swoją miłością.Wystawiła rękę kiedy dźwięk  klaksona wmurował ją.Rozglądała się zdezorientowana.Auto stało kilka centymetrów od niej kierowca wysiał i energicznie gestykulował wydzierając się.Przetarła ręką twarz, tłum gapiów zaczął szeptać między sobą.Podniosła wzrok ,a wtedy dostrzegła go jak przedzierał się przez tłum.Z otwartą buzią wycofała się z drogi zerkając w tamtą stronę pobiegła w kierunku domu.Przyśpieszyła kiedy usłyszała tupot odbijających się butów i przyśpieszony oddech.Gonił ją.Gwałtownie skręciła o mały włos się nie wpadając do kosza na zakręcie.Odzyskała szybko równowagę i sunęła przed siebie.Obróciła się wpadając na kogoś.

Cicho zaszlochała i ukrywała twarz w koszulce Larrego. Zdezorientowany chłopak dopiero po chwili objął ją i przyciągnął do siebie.Głaskał ją po plecach w uspakajającym geście.

-Co się stało Ross.-Szepnął cicho i spokojnie.

-On...on-n wrócił.-Wyszlochała mocząc materiał jego bluzki łzami.

-Kto?-Ciche prychnięcie zwróciło jego uwagę.Kendji opierał ręce o pierś dumie prostując się.Szatyn zmierzył go wzrokiem.

-Kopę lat Rixston.-Prychną z kpiącym uśmieszkiem.-Jak ręka?-Zaśmiał się.

-Jak widzisz dobrze.-Zsunął rękę na dól pleców Rose powodując tym samym gniew u dawnego przyjaciela.Znalazł się przy nim tak szybko,że szatyn nie widział jak zareagować, jednak jego kolega był szybszy.Złapał go za koszulkę i odciągnął od płaczącej brunetki.

-Tknij ją jeszcze raz,a zobaczysz.-Warknął szarpiąc go.Larry nic nie zrobił sobie z tego tylko spokojnie poddawał się jego ruchom.

-Tak, bo co?Uderzysz mnie?Śmiało zrób to ulżyj sobie.-Wyszczerzył się.-Zniechęci się do ciebie jeszcze bardziej.-Puścił go i cofnął się.Szatyn uśmiechnął się triumfalnie.-I tak już cie nienawidzi.-Zmierzył wzrokiem rywala.

-Robisz za jej spowiedniczkę?-Zakpił.Brunet przekręcił głowę na bok.Specjalnie użył rodzaju żeńskiego co jeszcze bardziej  go wkurzyło.

-Nie...-Zerkną w kierunku Rose, która zaczęła się trząś.Miał ochotę pobiec do niej i uściskać.-Zapomnij Smith ona nie jest Julie.-Niebieskooki na wspomnienie  tego imienia drgnął.-Co wciąż ci nie przeszło hm?Przyznaj się miała być tylko zapomnieniem..chciałeś aby na moment przypomniała ci o niej.Każdy widział jak za nią latałeś....

-Ale to za Rose szaleje.

-Widzę, że masz serce jak rozjezdnia.Jak nie umiesz być stały i stabilny w uczuciach to po co wróciłeś do niej skoro w sercu masz inną?-Jego głowa obróciła się w bok.

Splunął  i wytarł wargę z krwi.

-Nie licz na to,że ją dostaniesz.-Kendji zacisnął ręce w pięści.

-Mam większe szanse niż ty.-Prychnął.-Hmm podobnie traktowałeś Julie..rzeczow..ciekawe czy tak samo skończy.-Smith rzucił się na niego.Obaj wylądowali na trawniku.Rose przymknęła oczy czując jak obraz jej się zamazuje.Osunęła się lekko na ziemię.Kiedy mroczki minęły zerknęła w kierunku dwójki facetów.Wciągnęła głośno powietrze zauważając jak Kendji siedzi na Larrym i uderza go w policzek.Zaraz potem został zepchnięty na bok, a jego przeciwnik wymierzył mu cios.Z przerażeniem i szokiem na twarzy widziała jak brunet złapał szatyna i wykręcił mu rękę.

-Pomocy!Oni się zabiją!-Wrzasnęła rozglądając się.Sama nigdy by nie weszła między dwóch rozwścieczonych facetów.Większych i zdecydowanie silniejszych od niej.Podbiegła do sąsiada Liama.  Umięśniony dwumetrowy murzyn zwany  pieszczotliwie kiedyś przez jej ojca kształtownik ze względu na obcisły strój w jakim chodziła na siłownie.Znaleźli się przy dwóje.Widok jaki tam zastała spowodował u niej mdłości.Trwa była zabawiona na czerwono krwią.Świat  zawirował,a jedyny obraz  jaki zobaczyła była kałuża krwi, zanim straciła przytomność.

Criminal.PowrótWhere stories live. Discover now