five: restart

57 11 35
                                    

Obscurinate, przedostatni dzień rebelii

CL-41-RE ruszyła zwartym krokiem przez salę tronową, prześlizgując się między płonącymi gobelinami, kiedy zamek, a może i cała stolica Obscurinate, zadrżał w posadach. Z ledwością utrzymując równowagę na nogach, z zafascynowaniem obserwowała, jak płomienie trawią czerwony aksamit, który wyścielał kamienny tron. Królowa zdołała ujść z życiem, ewakuując się podziemnymi tunelami, ale ona i mały oddział rebeliancki zdołali zająć zamek. Teraz płonął żywym ogniem, napierając na kolorowe witraże, które od rozbicia w drobny pył pod wpływem temperatury dzieliły sekundy.

Rozpostarła ręce w geście wolności, otoczona płomieniami, tańcząc na marmurowej posadzce. W tej chwili nie miało znaczenia, czy wygrają wojnę toczoną z Królestwem. W tej chwili mogła być tym, kim chciała: człowiekiem.

Otrzeźwiała dopiero kiedy ceramiczny posąg matki Królowej rozbił się o kamienną podłogę i wyrwana z amoku szczęścia ruszyła ku wyjściu z sali tronowej. Musiała odnaleźć Mary jak najszybciej, udowodnić jej, że nie są na tak przegranej pozycji, jak wydawało im się wcześniej. Przywrócić jej nadzieję, przypomnieć jej, jak się kocha. Mogła jeszcze wszystko odwrócić, ona, CL-41-RE mogła uratować Mary od niej samej.

Wydostając się na zewnątrz, zakasłała dymem, który zgromadził się w jej wywietrznikach i gorączkowo rozejrzała się po skwerze. Pomarańczowe niebo zasnuwały czarne obłoki dymu kłębiące się z popękanych zamkowych okien. Posąg królowej Obscurinate był zadziwiająco wyraźny na tle pogorzeliska, przebijając się kolorem białego marmuru przez ciężkie powietrze. Był jedynym elementem głównego skweru, który przetrwał szturm na siedzibę Królowej. Wyszczerbienie na twarzy rzeźby, spowodowane zapewne wymierzonym w nie ładunkiem broni nanotechnicznej, zdawało się pokazywać jej prawdziwe oblicze: zimnokrwistego tyrana.

U stóp rzeźby zamigotała sylwetka kobiecej postaci. CL-41-RE rozpoznała w niej Mary. Przedzierając się przez zadymione szczątki pałacowego ogrodu, z uśmiechem na ustach ruszyła w stronę przyjaciółki, by przekazać jej upragnione wieści: Królowa była na wygnaniu.

Zatrzymała się dopiero kiedy zza zasłony dymnej wydobył się kształt drugiej postaci.

– Annika! – Z gardła CL-41-RE wydobył się zwierzęcy krzyk. Nad ciałem czarnoskórej dziewczyny, z szyją wygiętą pod nienaturalnym kątem, stała Mary, tępo wpatrując się w pozbawione życia fioletowe tęczówki rebeliantki.

Pokonując resztę dzielącego je dystansu, CL-41-RE upadła na kolana, gruchocząc sobie przy tym dopiero co zespawane połączenia stawów. Kładąc sobie głowę Anniki na kolanach, nie przerwała krzyku, bez względu na zatykające przewody wentylacyjne dym. Na policzki bezwładnego ciała spadły słone krople.

Po raz pierwszy w swoim życiu CL-41-RE płakała.

– Co się stało? Jak... – Z trudem łączyła sylaby w słowa.

– To koniec. Przegraliśmy.

***

Doktor czekał na nią trzysta lat.

Przemierzał ten nieubłaganie ciągnący się niczym rozplątana, niesforna szpula nici czas, jeśli nie w zawrotnej gonitwie to szybkim krokiem, ciągnąc za sobą początek nitki i napotkane po drodze osoby, wydając im tylko jedno, proste polecenie: biegnij.

Biegnij do Marigold Cummings. Okrężną drogą. W poszukiwaniu drugiego końca sznurka.

Nie żałował przygód, które przeżył wspólnie z Rose, Marthą, Donną czy Amy, ale niezmiennie znajdował się – do czego oczywiście się nie przyznawał – na krętej ścieżce prowadzącej do miejsca, gdzie spóźnił się, zgodnie z linią czasową Cummings, piętnaście lat. Nieważne co robił, zawsze nadstawiał ucha, nasłuchując niepewnego dziecięcego wołania o pomoc Marigold, która dopiero co straciła ojca. Prowadził TARDIS przez chaotyczny wir czasu i przestrzeni, by zlokalizować dziewczynkę, zanim jej głos rozmyje się pośród zawieszonych w układzie słonecznym planet, obijając się echem o ich orbity, by pozostał po nim nic innego jak gwiezdny pył.

improbable dreams; doctor whoWhere stories live. Discover now