nine: the girl with the thorn in her side

13 0 0
                                    

– Tato, zobaczymy kiedyś razem gwiazdy? – Marigold dotknęła miejsca, w którym pokryty gęstym zarostem policzek mężczyzny przechodził w zmatowiałą połać skóry. Przerwanej przez czterolatkę ciszy towarzyszyła szemrząca w tle płyta Joni Mitchell, mrucząca o gwiezdnym pyle rozsianym w krwiobiegu każdego człowieka.

– Obiecuję ci, maleńka. – Pocałował wierzch dłoni córki i podniósł wspartą o brzuch książeczkę, której zakładka przypominała o nieubłaganym końcu przygody. – Co ty na to, żeby zobaczyć co u Kubusia Puchatka?

Dom na skraju lasu kiedyś był pełen nadziei. Teraz po sam brzeg rdzewiejącego dachu wypełniało go oczekiwanie na śmierć, na koniec żałoby i ostateczny powrót do normalności. Wysokie ściany, naznaczone piętnem czasu, nie skrywały już w swoich szczelinach i krzywiznach dziecięcego śmiechu. Nie chyliły stropów, słuchając kolejnych stron baśni czytanej przed snem. Nie czuły miękkiego ojcowskiego dotyku, który pnąc się po schodach, głaskał je, udając, że wcale nie walczy z ciałem trawionym przez raka trzustki, a jedynie żegna się z każdym zakamarkiem i kątem dwupiętrowej budowli. Biała farba, pokrywająca grubo wnętrze dwupiętrowego budynku, przeżyła lepsze dni, a gęste brzozowe gałęzie, rzucające rozpierzchnięte cienie przez zamglone okiennice, tego lata wcale nie obrodziły nasionami, by wiatr zasypał nimi drewniane, zakurzone podłogi. Zaciągnięte zasłony, szorstkie dywany przypominające w fakturze sierść niemytego psa, stos naczyń obrośniętych zaschniętym jedzeniem, zwiędłe rośliny chylące swoje kielichy ku ziemi były jedynie potwierdzeniem żałoby. Efektem śmierci spodziewanej przez domowników, ale i tak boleśnie dotkliwej.

Charles Cummings wydał swoje ostatnie tchnienie przeszło trzy miesiące temu, a jego rodzina żyła na bezdechu, od kiedy maszyna monitorująca jego puls westchnęła głośno i zawyła przeciągłym piskiem, sygnalizującym zatrzymanie akcji serca. Marigold nie musiała bać się zakapturzonych czarownic, krwiożerczych wilkołaków i innych stworów zamieszkujących strony jej ulubionych książek: szpitalne narzędzia tortur skutecznie spędzały sen z dziecięcych powiek, nawiedzając ją każdej nocy. Nienawidziła przewodów, kroplówek i strzykawek wbijających się w miękkie ciało ojca, zamieniając go w ludzką powłokę napędzaną elektrycznością i lekami na receptę. Kiedy pierwszy raz wylądował w szpitalu, z maską tlenową nakrywającą sine usta – niczym kopułą oddzielającą go od reszty świata – oskarżyła matkę o to, że razem z lekarzami krzywdzą ojca.

– Jestem jak Śpiąca Królewna szykująca się do snu, maleńka. – Wyjaśnił, kiedy spod napuchniętej jak przejrzała śliwka powieki, dostrzegł filigranowe paluszki majstrujące przy kroplówce. – Wszyscy chcą dla mnie jak najlepiej. To trochę jak pakowanie walizek przed długą podróżą. Te „narzędzia tortur," których tak nie lubisz, są jak strój kąpielowy, parasolka, sweter na ciepłą pogodę. Na tak długie wakacje trzeba być dobrze przygotowanym, nie uważasz?

Marigold wetknęła kciuki do kieszeni sztruksowych, różowych spodni i spuściła głowę, pozwalając zabieganej pielęgniarce poprawić poduszkę, zwilgotniałą od zimnego potu skraplającego się na ciele mężczyzny. Blond włosy wymykającego się z ciasnego koka kobiety zasłoniły zmartwiony wyraz oczu, a szorstkie od płynu dezynfekcyjnego dłonie objęły wypełnioną do połowy kroplówkę. Dzięki sprawnemu ruchowi nadgarstka była w stanie ocenić, kiedy przypadała kolejna dawka leków przeciwbólowych. Czterolatka wiedziała to, bo już wcześniej przesłuchała całą służbę zdrowia, wypytując ich o bardziej i mniej intymne rzeczy.

– Czy tam, gdzie tata się wybiera, jest ciepło? Myślę, że oprócz ośmiornicy, przydałby mu się szalik. – Rączką wskazała na metalową konstrukcję kroplówki. – Morze jest nieprzewidywalne. Pirat z ośmiornicą wzbudzi szacunek, ale bez szalika zamarznie na śmierć albo jeszcze gorzej... Dostanie kataru i nikt nie będzie brał go na poważnie.

improbable dreams; doctor whoWhere stories live. Discover now