Część 4

4K 248 45
                                    

Czasem chciała bym przestać chodzić do szkoły, ale nim wcześniej zaczniemy w nowym miejscu, tym dłużej możemy tam zostać. Wiem, że jest to tekst wzięty z "Zmierzchu", ale najwidoczniej ja i Edward mamy takie same zdanie. Kończąc kanapkę wyszłam z mieszkania. Od czasu kiedy Chris podniósł na mnie głos, nie odzywam się do niego, mimo że przeprasza mnie na każdym kroku. Do szkoły szłam dzisiaj pieszo, nie spieszyło mi się.

Za tydzień moje 78 urodziny. Nie za bardzo cieszę się z ich okazji, bo i tak nie będą one świętowane, będzie to kolejny zwykły dzień. Tak, ja i Chris nie świętujemy swoich urodzin, od kiedy zmarli nasi rodzice. Mi tego brakuje, tortu, piosenki, przy której każdy jubilat czuje dyskomfort i prezentów. No ale co ja z tym zrobię? Przecież nie poproszę o świętowanie moich urodzin... W końcu jesteśmy pokłóceni.

Wsłuchując się w piosenkę, która aktualnie leciała w moich słuchawkach szłam przed siebie, a w tej chwili mijało mnie auto mojego brata, gdzie miejsce pasażera zajęła Kate. Ona jest chyba największym powodem, dlaczego nie jestem w stanie pogodzić się z Chrisem. Gdy tylko widzę ją na oczy... Dlaczego on w ogóle nie widzi tego kim ona jest?! Rozumiem, że brakuje mu sexu, no ale dlaczego akurat ona?

Nagle poczułam coś mokrego. Kropla za kroplą na mnie spadała. Pięknie, akurat teraz deszcz? Szybko wbiegłam do pobliskiej kawiarni, a w tym samym momencie zaczęło porządnie padać. Stwierdziłam, że za szybko nie przestanie padać, więc usiadłam przy jednym z stolików. Wyjęłam słuchawki z uszu i zobaczyłam, że stolik jest już zajęty przez kogoś innego.

- Cieszę się, że znów się widzimy.- na twarzy Sama pojawił się uśmiech. Nie odpowiedziałam mu.- Ignorujesz mnie?- już nie był taki szczęśliwy.- Co się stało?- zapytał, zmartwiony?

- Mam już wystarczające przez ciebie problemy.- powiedziałam zdenerwowana.

- Podwieźć cię do szkoły? Wątpię, że przestanie padać w ciągu najbliższej godziny.- spojrzałam przez okno i się zastanowiłam.

- Zgoda.- nie musiałam się zgadzać, ponieważ mam lekcje dopiero za trzy godziny, ale nie chciałam siedzieć w tej kawiarni.

- Na którą masz lekcje?- zapytał, gdy wsiedliśmy sz

- Na jedenastą.

- To dopiero za ponad trzy godziny... Chcesz się powłóczyć po mieście?- kiwnęłam twierdząco głową.

Przymknęłam oczy i zaczęłam pod nosem nucić piosenkę, a raczej kołysankę, która została w mojej rodzinie już od dawna. Nie bałam się, że Sam mnie usłyszy, ponieważ słuchał dość głośno radia.

Potrzebne mi są skrzydła, by okryć ciebie,
Zawieją by Cię ukołysała,
Gwiazdy, by oświeciły twą drogę
Chciałabym kiedyś ujrzeć twój sen.

Baju-baju-baj, wietrze, wietrze - odlatuj,
I do samego rana, będę na ciebie czekała.

Chciałabym Ci niebo czarne pokazać...
Fale, które wybujają Cię,
Jak cisza kołyski,
Niczym statki przepływają sny.

Baju-baju-baj, wietrze, wietrze - odlatuj,
I do samego rana, będę na ciebie czekała.

Baju - baju - baj...
Baju - baju - baj...

- Nie fałszujesz tak bardzo jak myślałem. W sumie to pięknie śpiewasz, co to za piosenka. Jest w języku rosyjskim?- zapytał, a ja spaliłam buraka. Zawsze się zapominam, gdy ją śpiewam.

- Tak... To kołysanka, którą poznała kiedyś moja babcia. Moja rodzina ma swoje korzenie w Rosji.- powiedziałam patrząc za szybę.

- Wasza rodzina należy do szlachetnych smoków?- zapytał.

Pokolenie SmokówWhere stories live. Discover now