Rozdział 6

18 1 0
                                    

Sandy POV

Ciągle tylko słyszę brawa i komplementy. Ponoć mój styl jazdy jest fenomenalny. Mam dobry dosiad i świetnie zgraje się z Brown Bandem. To prawda. Ale nie potrzebne jest robienie ze mnie popularnej. Przez poprzedni miesiąc byłam 3 razy najlepszym jeźdźcem tygodnia. Młodsi ode mnie mówią, że jestem dla nich przykładem lub inspiracją. W tym akademiku jest coś nie tak. Przecież istnieje dużo lepszych jeźdźców i amazonek ode mnie, a akurat mnie uznają za tą najlepszą. Wcale sława mnie nie interesuje. Przyjechałam tutaj bo ciocia tak zdecydowała. Chciałam tylko polepszyć swoje szanse na wygranej w zawodach i posiadanie Brown Banda na własność. Szczerze to wszystko mnie irytuje. Nie mogę na osobności porozmawiać lub w spokoju przeprowadzić trening. Po dziurki w nosie mam ,,tego czegoś" w sobie czego niby inni nie mają. Dorian jeździ lepiej ode mnie! Oh...

Skupiłam się na dobraniu koloru owijek do czapraku i w końcu wybrałam niebieską. Gdy mój ogier ( o dziwo ogier, a nie wałach ) był już gotowy ruszyłam w stronę krytej ujeżdżalni. Dziwiło mnie zachowanie kasztanka. Koń był dzisiaj w innym humorze. Nie chciał podać nogi do wyczyszczenia, nie chciał przyjąć ogłowia do pyska no i ugryzł mnie w ramię. Możliwe jest, że ma inny, gorszy dzień i stajenny nie dał mu ulubionych przysmaków. 

 Może choć w tej części nie ma trybun pełnych ludzi... Westchnęłam i otworzyłam drzwi. 

-Uff - mruknęłam z ulgą i wsiadłam na wierzchowca.

Po 20 minutowej rozgrzewce postanowiłam przejechać parkur. Stwierdziłam, że Jonas będzie tylko mi się przyglądać lub dawać skromne uwagi - nic więcej. Miałam dosyć jego durnego rozciągania się na koniu przez pół godziny, a później tego zdania : ,,Zsiadamy z koni, sami wiecie dlaczego" i złowieszczy uśmieszek na koniec.

Zacisnęłam łydki kasztanowatemu do galopu. Płynnie  przegalopowaliśmy całe kółko nim naprowadziłam Browna na stacjonatę. Zacisnęłam wodzę i przyłożyłam bacika do łopatki konia. 

-Głowa do góry, nie napinaj tak się! - komentował mężczyzna. 

Przejechałam jeszcze raz tym razem bezbłędnie. Gdy przyszedł czas na oksera trochę się zlękłam - Brown Band był dzisiaj ogromnie niespokojny. Wierzgnął łbem i zamachnął ogonem. Zerknęłam kontem oka na Jonasa. Wyglądał jakby chciał mi coś ważnego powiedzieć. Zatrzymałam konia bliżej mężczyzny. 

- Czy przypadkiem Brown Band nie był kasztanowaty? I nie był wyższy? - odparł zagubionym głosem.

Popatrzyłam na sierść wierzchowca - była koloru  bułanego, a wysokość faktycznie była inna. Popatrzyłam na trenera, on również nie wiedział co się dzieje.

-Ciągle ma uszy położone po sobie, Brown Band tak nie robi - stwierdził fakt i podszedł bliżej. -Zawiązałaś mu kokardkę na ogonie?-

Na znak przeczenia pokręciłam głową i schyliłam się ku ogonowi konia. Zapleciono kitkę a na jej końcu błyszczała biała wstążka. Nie przypominałam sobie abym zawiązywała jakąkolwiek kokardę Brown Bandowi.

-Jest coś na niej zapisane! - powiedziałam głośniej wskazując na wstążeczkę. 

Trener odwiązał tajemniczy materiał i odczytał na głos :

-  Daylight  - otworzył szerzej oczy czytając to - Przecież to koń który niedawno wprowadził się do boksu Brown Banda! Zapomniałem Ci powiedzieć, że zmieniono miejsce. One są takie podobne... - oświadczył Jonas z zakłopotaniem w głosie. 

Jeszcze nigdy nie czułam się przy nim tak dobrze, a on nie mówił do mnie takim tonem. Nie wiem co było dziwniejsze, zachowanie trenera czy pomylenie konia!

Zaprowadziłam Daylighta to jego boksu. Pomimo jego zachowania dałam mu przysmak. Zasmakował mu, trącił ciągle moją dłoń w poszukiwaniu większej ilości smakołyków. Pogładziłam go po czole i zamknęłam boks za sobą. Gdy już przyszłam do pokoju zabrałam Catarine do stajni. Pomogła mi wyczyścić Brown Banda. Później trochę spędziłam czas z nim sama. W jego boksie zaplotłam jego warkoczyk i dałam jabłuszko. Postanowiłam wziąć go na spacer, a następnie do myjki.

Założyłam mu ogłowię i wyprowadziłam na łąkę. Na razie szukałam wzrokiem ścieżki do lasu. O tej porze drzewa wyglądały przepięknie. Uwielbiałam na nie patrzeć i podziwiać. Brown Band również lubił spacery, ponieważ zawsze mógł sobie skubnąć świeżej trawki. Gdy chodziliśmy tak sobie opowiadałam mu jak to się stało, że pomyliłam go z Daylightem. Zawsze tak robiłam. Kiedy mówiłam coś do mojego wierzchowca on wygadał jakby mnie uważnie słuchał. Spoglądał na mnie i nasłuchiwał uszami. Kiedyś ktoś mi powiedział, że my nie rozumiemy koni, ale konie rozumieją nas.

Wkrótce stwierdziłam, że czas wracać do stajni. Choć jeszcze nie było ciemno cykady już zaczęły wydawać dźwięki. Pomimo jasnego nieba przechodziły mnie dreszcze na rękach, ponieważ robiło się zimno, a miałam na sobie tylko krótki rękawek i dżinsową kurtkę. Spojrzałam na Brown Banda - on również już chciał być w stajni gdzie jest ciepło i jest jedzenie. 

------------------------------------ 

Cześć! Dzisiaj rozdział z 700 słowami. 

Nie ma większej akcji, ale chciałam wprowadzić nowego konia, dlatego bo to właśnie od niego będzie zależeć przyszłość Brown Banda. Ale więcej nie zdradzam! 

W następnym rozdziale pojawi się obraz widzenia jako Brown Band, Derwent lub nawet sam Daylight! Czekajcie z niecierpliwieniem! 

Pozdrawiam!

<3

Kont galopWhere stories live. Discover now