Rozdział 7

11 1 0
                                    

Sandy POV

Dziś na treningu z Brown Bandem nie szło nam najlepiej. Mieliśmy do przejechania tunel z pięcioma przeszkodami, później okser który miał 70 cm i na koniec triple bar z podobną wysokością. Musiałam skracać jak najmniej drogę aby dać radę na zakręcie. Brown jest też konie westernowym ale stanowczo woli skakać. 

W tym momencie obliczałam na ile ful jaką przeszkodę mam przejechać. Brown Band ze spokojem szedł wydeptaną drogą po ujeżdżalni. Dałam mu luźne wodze i łydkę aby nie zwalniał. Po jednym kółku Jonas rozkazał zagalopować. Przejechałam całą ujeżdżalnie i skręciłam na tunel - trzy małe stacjonaty i dwa krzyżaki czekały na przejechanie. Oddałam wodze i płynnie przejechałam wierzchowcem przeszkody. Zcisnęłam łydkami konia i prosto nakierowałam na stacjonatę. Uniosłam się w siodle, a drewniana przeszkoda znikła pod kopytami mojego rumaka. 

Za ostro skręciłam Brownem, ale zdążył  się pozbierać i wykręcił. Lewa wodza wymknęła mi się z rąk więc za bardzo nakierowałam Brown Banda na prawą stronę. Wybił się jakby skakał 60- metrówkę. Nie byłam na to przygotowana. Czułam jak moje ciało kieruje się na tylni łęk siodła a stopy gubią strzemiona. Chwyciłam się grzywy ale to niczego nie zmieniło. Spadłam wprost środka triple bar, drągi pod moim ciężarem spadły. Stojak na drągi przewrócił się na mnie i wcelował w czoło. Czułam jak mdleję. 

Widziałam tylko ciemność, jakieś głosy i spływającą krew po mojej twarzy. Ból głowy nie ustąpił wręcz narastał. Nie miałam zielonego pojęcia co się ze mną stanie.  Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu i nadgarstku. Poczułam delikatną woń gumy miętowej - Dorian. Od razu poczułam ścisk w żołądku i z oporem otworzyłam oczy. Zaczęłam się dusić próbując łapać oddech. Pierwsze spojrzenie padło na chłopaka dotykającego teraz mój policzek. Spojrzałam trochę w górę i moim oczom ukazał się Brown trącący mój leżący obok czerwony od krwi kask. Zrobiło mi się niedobrze, obraz krwi nigdy mi nie służył. Odruchowo złapałam się za czoło.

-Ałaaa- syknęłam gdy dotknęłam się w ranę. Gdy spuściłam rękę, rękawiczka była od krwi. 

-Nie ruszaj się - spokojnym tonem powiedział Dorian. Otarł mi łzę i pomógł wstać.

Trochę zakręciło mi się w głowę. Nie dziwię się, ten stojak miał wyjątkowo ostre zakończenie. 

Jonas nie wyglądał na zadowolonego. Mruknął coś pod nosem i pogładził wierzchowca po łbie. 

-Dorian bądź tak dobry i zaprowadź Sandy do swojego pokoju, Catarine nie ma, powiadomiła mnie, że ona ma klucze, ale jest na zajęciach i nie może przyjść - wysokim tonem powiedział Jonas - Ja odstawie Browna na pastwisko.

Gdy wyszedł z ujeżdżalni popatrzyłam na Doriana - wydawał się być radosny z powodu, że idę do jego pokoju. Wziął mnie za ramię i kazał ruszyć do wyjścia

-Przepraszam, że będziesz musiał spędzać czas w moim towarzystwie - powiedziałam nie patrząc mu w oczy. Niekomfortowo czułam się w prawie objęciach nie mojego chłopaka.- Irene będzie zła, lepiej żeby nie wiedziała, że u ciebie będe. Boje się, że coś mi zrobi.

Chłopak zatrzymał mnie i spojrzał na mnie jak na jakąś głupią. Chyba nie oczekiwał takiego zdania wypowiedzianego przeze mnie

-Irene nie jest moją dziewczyną. Ugania się za mną jak głupia. Nie lubię jej wolę ciebie- powiedział bez żadnego zawstydzenia.

- To dlaczego Irene jeszcze nie odpuściła? - zapytałam zaciekawiona. 

 - Jesteś nowa, a ona popisuje się i chce każdego nastraszyć - wytłumaczył.

Byliśmy już przy chłopięcym akademiku. Zawachałam się wchodząc tam. 

Kont galopWhere stories live. Discover now