H

220 11 2
                                    

- To wszystko twoja wina!

- Ach tak?! Teraz to przeze mnie?! A przypomnieć ci kto pierwszy zaczął pokazywać dupę przed idiotami w internecie?!

- Mówiłam ci już, że to był tylko czat!

- Gówno prawda! Ty zakłamana szmato! Już dawno powinniśmy byli się rozwieść!

- Przecież my mamy syna do cholery!

- Nawet kurwa nie próbuj nagle udawać, że cię on chociaż trochę obchodzi! Jedyne co robisz to podcierasz sobie nim dupę!

Odgłos tłuczonego szkła, a potem uderzenia w twarz. Mocnego.

- Jesteś pojebana! Znowu chcesz mi koszulę ubrudzić krwią?!

- Mówisz jakbyś to ty ją prał!

Dźwięk trzaskania drzwiami. Chwilę potem szloch.

Właśnie to codziennie witało Kim Taehyunga, kiedy wracał do domu z znienawidzonej szkoły. Każdy dzieciak byłby szczęśliwy wychodząc z budynku i wracając do domu, do rodziny, jednak u niego było zupełnie inaczej. W szkole miał problemy, zaś w domu - jeszcze większe.

Rówieśnicy bardzo często znęcali się nad nim. Nigdy jeszcze nie doszło do bójki, jednak słowa bolą równie mocno. Krzywdzą, ranią, niszczą, zabijają. Wyśmiewali go za zgłaszanie się na lekcji, za mądre słowa opuszczające jego krtań, za kolor włosów i skóry, za figurę, za każdy jeden błąd i niedociągnięcie. Zawsze znaleźli sobie powód do nabijania się z niego w liceum, a potem i na studiach.

W domu nie było lepiej. Ojciec nadużywał alkoholu, przez co ani trochę nie dogadywał się z matką, a ich małżeństwo coraz bardziej obumierało. Fruwały obrączki, tłukły się szklanki i donice, padały kąśliwe, ostre słowa pod wpływem emocji. Mimo tego nadal byli razem. Po co? Dlaczego? Taehyung nie wiedział. Ale czasami chciał, by po prostu oddalili się od siebie. Może wtedy on zaznałby spokoju. Może lepiej byłoby, gdyby nie bylo ze sobą. Może lepiej byłoby, żeby się rozwiedli, zanim zrobią sobie nawzajem krzywdę. O ile już do tego nie doszło.

Dziś jak i każdego dnia przemknął się przez drzwi frontowe po cichu i podreptał do swojego pokoju. Już nie raz próbował powstrzymać ich ciągle kłótnie lecz nigdy nic to nie dawało, a on tylko na tym cierpiał. W pewnym momencie zaprzestał prób.

Nie miał już sił. Nie miał sił na bitwę z nimi, na szkołę, na optymizm, na nadzieję. To wszystko gasło. A może już dawno zostało zgaszone?

Jedyną ucieczką od tego wszystkiego był sen. Tylko wtedy jego zmysły zostawały ukojone, a on był spokojny. Tylko wtedy nie martwił się, nie płakał i nie cierpiał. Świat snu był jego małym, szczęśliwym kącikiem. Bezpiecznym miejscem, w którym mógł się ukryć. W tym świecie czuł się tak dobrze, że wkrótce jego umysł sam zaczął owy świat coraz bardziej kreować. Tworzyć z niego krainę, do której chłopak mógł uciec, gdy cierpiał.

Ułożył się w swoim łóżku i przymknął oczy, w których szkliły się łzy. Pozwolił, aby niewidzialne dłonie utuliły go do snu. Wkrótce zasnął, lecz jego oczy otworzyły się i...

dream ; plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz