1. Więc ucieknijmy

2.4K 182 128
                                    

    Jeśli spodobał wam się ten pomysł, możecie napisać coś na tt pod #casingcars

     Niedziele zawsze były dla mnie pełne nostalgii za zmarnowanym weekendem. I jeśli myślicie sobie, że nie pamiętam piątku oraz soboty, bo ktoś wyciągał mnie skończonego z rowu - jesteście w wielkim błędzie. 

    Nie jestem tym typem człowieka. Jestem tym typem człowieka, do którego się dzwoni, by wyciągnął ciebie z rowu. Moi znajomi jednak, zazwyczaj panowali nad sobą... Dobrze, no może nie wszyscy, ale Ashton miał wyjątkową percepcję, zatem wygrzebywał się z mułu o własnych siłach.

      Ashton Irwin to naprawdę wyjątkowy człowiek z wyjątkową zdolnością do koloryzowania nawet najmniej zajmującej historii. Wszystkie miejskie ploty usłyszałem z jego ust, każdy raport z nocnych szaleństw, trafiał do mnie już w poniedziałek rano, gdy tylko przekraczałem szkolne mury. Potrafił mówić bez końca i nieustannie wpadać w dygresje. 

     Nie zawsze wierzyłem, że głosi prawdy objawione, a jeśli już, odejmowałem dodany przez tego bajkopisarza koloryt, by uzyskać spójną, logiczną całość. Takim sposobem mogłem stwierdzić, że Jessica z klasy maturalnej wpadła, ale nie z wykładowcą, tylko ze starszym kumplem ze studiów i w sumie to nie wpadła, ale zaplanowali to dziecko, a uciekają nie do Jakucji, tylko wyprowadzają się z Luray do New Jersey, bo on ma tam rodzinę. 

     Swoją drogą - zazdroszczę. Czasem sam miałem ochotę wyprowadzić się z Luray, ale gdy tylko odważyłem się odwiedzić brata w Nowym Jorku, czułem jak moja małomiasteczkowość wychodzi każdym otworem, w każdą stronę świata. 

     Właściwie... Ja tutaj całkiem pasuję, albo raczej powinienem powiedzieć pasowałem, bo próbuję wam właśnie opowiedzieć bajkę o tym, jak zbudowałem siebie na nowo tylko dlatego, że zamiast "pójść w melo" z Ashtonem Irwinem, postanowiłem zostać przy bezpiecznym Netflixie, z bezpiecznym kakao, uznając że Narcose to lepsze wyjście niż poszukiwanie rowu, gdzie mógłbym złożyć swoje strute alkoholem ciało. 

     Uwielbiam te zdania wielokrotnie złożone, bawcie się dobrze, bo mimo, że mam szóstkę z angielskiego na świadectwie drugiej klasy licealnej, wciąż jestem głodny i zjadam przecinki. Przyjemności przy łapaniu oddechu. 

     Muszę przestać psioczyć na Asha, bo sam popadam w dygresję. 

     Myślicie pewnie... Dlaczego Netflix i kako zmieniły moje postrzeganie świata, samego siebie, tego co lubię, a co myślałem, że lubię, bo tak przecież wypada... 

     To nie one, tylko moja ukochana mama, która w piątkowy wieczór, wieczór zakończenia roku szkolnego, gdzie miałem mieć czas tylko dla swoich pierdół, musiała zmącić ten spokój głośnym komunikatem w trybie bardziej rozkazującym, niż cokolwiek na świecie o treści: "Luke, wynieś śmieci, teraz!". 

     I żadne "zaraz", ani "no potem" nie miały żadnego sensu. 

    Walczenie z Liz Hemmings w kwestiach porządku, to jak oczyszczanie stajni Augiasza, czy coś - i tu rodzi się piękne nawiązanie do uciekającego wręcz z mojego pokoju bałaganu. 

     Konkluzja jest taka, że miałem wynieść śmieci, nie mogłem protestować i nie umiem utrzymywać porządku w swoim pokoju. 

     Co jest całkiem zabawne, bo każdy człowiek na świecie, prócz oczywiście mamy, Ashtona i braci, w życiu nie posądziłby mnie o koczowanie w takim syfie. Ludzie uważali, że jestem najporządniejszym chłopakiem w Luray, pod każdym względem. 

     To była chyba kwestia właśnie mojej mamy, która mnie nie tyle wychowała, co wyszkoliła. 

    Musiałem dobrze się uczyć, dobrze wyglądać, być miły i uśmiechnięty do ludzi... Rzeczywiście, udawało mi się to i często sam czerpałem przyjemność ze swojego trybu życia, ale czasem miałem ochotę po prostu dostać pałę z matmy, by móc w spokoju, odgrodzony od świata słuchać IAMX i grać w simsy, zamiast szukać x. 

chasing cars {muke}Where stories live. Discover now