8. jakże heteroseksualnie

1.3K 111 183
                                    

      Ten rozdział jest długi i... szczególny więc zaparzcie sobie herbatkę i koniecznie komentujcie na bieżąco, bo świetnie się bawię czytając wasze reakcje.

           Nowy Jork i Luray nie były miastami jakoś szczególnie mocno od siebie oddalonymi, mimo wszystko dojechanie z punktu A do punktu B okazało się dla mnie i Michaela wyjątkowo czasochłonne. Nasze ciągłe postoje na siku, na krótką drzemkę, na rozprostowanie kości zazwyczaj przedłużały się niemiłosiernie, na co w sumie nie mogłem narzekać bo pomijając to jak wielką księżniczką bywam, polubiłem bycie w drodze.

Spodobało mi się obserwowanie świata z perspektywy pasażera. Nie żebym kiedyś próbował zostać kierowcą... Moja mama chyba dostałaby zawału, gdybym mając szesnaście lat, powiedział jej, że chcę spróbować prowadzić, wówczas lat miałem siedemnaście i wciąż jakoś nieszczególnie ciągnęło mnie do motoryzacji. Uznałem, że może kiedyś, ale póki co rozkoszowałem się tym, że to Mike musi poświęcać uwagę jezdni. Ja mogłem w tym czasie słuchać muzyki, wcinać słodycze i napawać się czerwcowym słońcem wychodzącym zza drzew, bo jechaliśmy pomiędzy lasami.

Całe dnie spędzaliśmy na pogawędkach o niczym tak naprawdę. Wymienialiśmy się głupimi historyjkami, opowiadaliśmy sobie to ważniejsze wydarzenia z naszego życia, czasem poruszaliśmy kwestię filmów, albo zespołów. Tym sposobem dowiedziałem się, że Michael ma szczególną miłość do kina psychologicznego i do horrorów, nawet jumpscarów. Ale jakimś dziwnym trafem wyciągnąłem z niego, że z durnymi komediami romantycznymi też mu całkiem po drodze, co trochę podniosło mnie na duchu, bo czasem wydawało mi się, że jestem jedynym facetem na ziemi, który zna całą filmografię Ryana Reynoldsa, ze szczególnym dopieszczeniem właśnie tych komedii.

I wbrew temu jak wyglądała nasza relacja przez ostatnie parę lat, tak naprawdę mieliśmy o czym gadać, a nasze spostrzeżenia dotyczące życia jakoś szczególnie od siebie nie odbiegały. Z tą różnicą, że Clifford miał zdecydowanie większe doświadczenie i co opowiadać wnukom na starość.

- Jeśli mam być szczery to Deadpool jest jednym z moich ulubionych filmów kiedykolwiek – powiedział, wyrzucając niedopałek po papierosie za okno.

Słońce powoli chowało się za horyzontem, a im niżej było, tym bliżej miasta, które nie zasypia byliśmy my. To powinno dać mi dobre emocje, ale zamiast szczęścia, że zobaczę brata i moja podróż z „moim prześladowcą" dobiegnie końca, było mi dziwnie źle i smutno. Niby Michael planował zabawić trochę dłużej w Nowym Jorku, więc mielibyśmy powiedzmy z tydzień, albo chociaż pół tygodnia na łażenie, zwiedzanie i zabawę we dwójkę... Przerażała mnie myśl, że on pojedzie dalej i prawdopodobnie nie wróci. Że zamieszka w samochodzie, znajdzie sobie dorywczą pracę, by coś zarobić i mieć za co jechać dalej, że w końcu skończy mu się Internet w telefonie i będzie go łapał tylko od czasu do czasu, że nie będzie miał zasięgu, że... Nie będę mógł nawet zapytać czy żyje, bo przecież... Dlaczego miałby obejść go mój spokojny sen?

Nie byliśmy przyjaciółmi, właściwie niewiele nas łączyło, ale mnie wydawało się, że łączy nas za dużo, żebym miał pozwolić mu tak po prostu zwiać z Luray na wieki wieków amen.

- Tak, ja też go lubię. – Z zamyślenia wyrwał mnie wzrok Mike'a na moim profilu, ale przypomniałem sobie o czym rozmawialiśmy i posłałem mu delikatny uśmiech, żeby nie było. – W sensie... Ten film ma warstwy, jak cebula, albo ogry. – Chłopak zaśmiał się szczerze, na co i ja się lekko zaśmiałem.

Bardzo polubiłem chichot Michaela. Był taki szczery, wręcz dziecinny, co zupełnie do niego nie pasowało. Przeniosłem na niego wzrok, wciąż się uśmiechając, za co oberwałem dźgnięcie w bok.

chasing cars {muke}Where stories live. Discover now