- Boże, ty naprawdę uciekłeś z domu. – Michael aż zamrugał wolniej oczami, gdy podjeżdżaliśmy ponownie pod dom Caluma, by przespać się tam przed wyruszeniem w dalszą podróż. – Szanuję cię za to. W sensie, nie wiem czy to była dobra, życiowa decyzja twoim wypadku, ale mocno szanuję za podjęcie jej... No i raczej nie zginiemy, z naciskiem na raczej.
Ja sam jeszcze nie do końca wiedziałem jak się z tym czuję. Mike miał skończoną szkołę średnią, chociaż nawet nie otworzył koperty z wynikami egzaminów, bo nie uważał, aby procent z matematyki mógł wpłynąć na jego mniemanie o własnej inteligencji. Nie miałem pojęcia co dalej z moją edukacją, czy mama rzeczywiście nie zdenerwuje się na tyle, by mnie znaleźć i siłą zabrać do domu, czy... Ja w ogóle poradzę sobie z takim życiem?
Z jednej strony byłem wciąż w emocjach, pewny swoich uczuć do chłopaka, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy przebijała mi się myśl, że jeśli zasnę i obudzę się za parę godzin, uświadomię sobie sens słów Liz, przy czym ponownie zamknę się w tej metaforycznej szafie, bo nie będę mógł znieść myśli o tym, że ona mnie nienawidzi i nie akceptuje.
Próbowałem przetrwać w beztrosce chociaż do rana, dlatego namiętnie wpatrywałem się w Clifforda, ściskając swoje uda, albo rozważając czy ręka boli mnie na tyle, by czasem nie zacząć płakać, bo chyba o wiele bardziej przemawiał do mnie ból fizyczny, niż ten psychiczny. Nierzadko przewracałem się o własne nogi, byłem przyzwyczajony.
- Ale słuchaj... To „raczej" chociaż istnieje, a to już coś. – Miałem nadzieję, że jakoś nam to wszystko wyjdzie, bo po tak wielkiej rewolucji, jedyne co mógłbym zrobić innego, to zadzwonić do Jacka i powiedzieć: "bracie, będę teraz tobą, bądź moim mentorem".
Dojechaliśmy na podjazd.
Po dłuższej chwili siedzieliśmy już w pokoju Caluma. Chłopaki zadali wszystkie możliwe pytania, odnośnie tego jak się czuję, co właściwie się stało i tym podobne, ale szedłem w zaparte, że jestem przeszczęśliwy i wreszcie mam wiatr we włosach.
Kiedy Michael opowiadał im o naszej ucieczce, o tym jak bawiliśmy się w drodze, że mieliśmy jakieś absurdalne przygody, ja wsłuchiwałem się tylko w jego głos, skubiąc swój bandaż. Może rzeczywiście pewniej czułem się bez obecności osób trzecich?
Albo musiałem mocno się skupić, by trzymać tę i tak pękającą tamę, by emocje nie zalały mnie od góry do dołu.
W tle leciała mocno ściszona muzyka, a Hood z Irwinem pokładali się jeden na drugim. Swoją drogą, może to dobrze, że zniknęliśmy? Wcześniej nie mieli okazji się zaprzyjaźnić, a teraz nie miałem chociaż wyrzutów sumienia, że opuszczam Ashtona na dłużej.
- Słuchajcie, przywiozłem nam coś z Nowego Jorku.
- A ja wiem co. – Calum aż zachichotał. – Panowie – obwieścił. – Będzie jarane. – Podniecony wręcz otworzył okno.
Michael odpowiedział mu takim samym, zawadiackim uśmiechem.
- Chyba cię coś piecze! – uniosłem leżąc półtrupem na dywanie. Podparłem się na łokciach i spojrzałem na niego spod uniesionych brwi. – Ashton... Bądź głosem rozsądku razem ze mną.
- Wybacz, ale... Nie.
- Wracam do Liz. – Oczywiście żartowałem, by wybadać temat, czy to jest już śmieszne.
Nie było.
- To wracaj i baw się dobrze. – Calum mruknął złośliwie, biorąc od Michaela pozwijane już skręty.
- Ale serio, myślę, że jak nie chcesz, to nie musisz – Clifford zwrócił się do mnie, robiąc znaczącą minę. – A jak chcesz, to ty ze zdrowym rozsądkiem, bo pamiętasz jak się skończyło w mieście?
KAMU SEDANG MEMBACA
chasing cars {muke}
Fiksi Penggemar"Damy radę wszystkiemu, na własną rękę. Nie potrzebujemy niczego, ani nikogo. Jeśli się tu położę, czy położysz się ze mną, zapominając o całym świecie?" Gdzie "zbuntowany" Michael kradnie ojcu auto, chcąc pojechać przed siebie, a "doskonały" Luke n...