3. to był raczej odruch

1.2K 156 40
                                    

     Jechaliśmy sam nie wiem jak długo. W tym czasie zdążyłem przekalkulować w głowie, co tak naprawdę miało miejsce i powoli przyzwyczaić się do sytuacji. Starałem się wierzyć, że wszystko będzie w porządku, że wrócę do domu, Michael wróci ze mną, a wraz z nami stare, dość monotonne już życie, gdzie Clifford mi dokucza, a ja tylko czasem irytuję się na niego do czerwoności. 

     Rzeczywiście włożyłem w uszy słuchawki, odpalając jakąkolwiek piosenkę z playlisty Michaela, zatytułowanej kropką. Nie powiem, odrobinę zdziwiło mnie brzmienie, gdyż chłopak nie wydawał się fanem spokojnej, kojącej muzyki, ale miło jest się czasem zaskoczyć. 

     Nie umiałem jednak zmrużyć oka ze świadomością, iż wciąż jesteśmy w ruchu. Przypomniałem sobie tę mrożącą krew w żyłach scenę z Titanica, gdzie jakieś małżeństwo, czy tam rodzina z dziećmi, specjalnie kładła się spać, bo wiedziała, że statek zaraz zatonie, a oni nie mają innego wyjścia, niż zginąć pod wodą. 

     Może Clifford próbował zastosować tę samą taktykę? Może chciał, żebym umarł we śnie, gdy wjedziemy w jakieś drzewo, albo uderzy w nas piorun?

     Poczułem jak przechodzi mnie zimny dreszcz. Okropieństwo. 

     To trochę jak ten ziomek, który błaga, żebyś go oszczędził podczas szkolnej strzelaniny, chociaż zawsze udostępniał memy o samobójstwie, czy coś. 

     Ja byłem tym ziomkiem. Im więcej "zabij mnie", wypowiedzianych w stronę Ashtona przed klasówką z matmy, tym mniej chęci, by naprawdę umierać. 

    Chociaż to byłoby zdecydowanie poetyckie dać się zabić u boku swojego oprawcy. Oprawca, jak to głupio brzmi. Mike wcale nie był moim prześladowcą. Nie no, raz prawie utopił mi grzywkę w szkolnej ubikacji, ale to dlatego, że zacząłem czesać się do góry, co uznał, że jest idiotyczne i wyglądam jak pędzel. 

     Sam był pędzlem, pędzel. 

    Kolejny grzmot sprawił, że chłopak rzeczywiście zjechał gdzieś w las, co chyba i tak było lepszym wyjściem niż stanie na drodze. Wybrał jednak miejsce, gdzie drzew rosło stosunkowo mniej. I tak nie byliśmy bezpieczni, więc trochę wsioryba. 

     Z zamyślenia natomiast wyciągnął mnie ruch Clifforda, gdy zaparkował. Uderzył bowiem stosunkowo mocno głową o zagłówek, przetarł twarz i przeczesał włosy palcami. Był wówczas definicją niemocy, jakby sam bał się niemożliwie nie tyle burzy, co czegoś bardziej przeszywającego, co zjadało go od środka, jak robaki zgniłą śliwkę, czy coś. 

     Zacisnąwszy usta w cienką linię, obserwowałem Michaela w lusterku, a gdy ponownie obił potylicą o siedzenie, aż się skrzywiłem. Nie chciałby bym to oglądał. Każdy tylko nie ja, hm? Ale to nie była moja wina, dlatego nie miałem za co oberwać.   

      Z resztą... Mike był zbyt wykończony psychicznie i fizycznie, by zareagować agresywnie. 

     Mocą dedukcji doszedłem do tego, że on tak naprawdę nie chce uciekać, nie chce stawiać się w tej sytuacji, a może po prostu... Boi się być sam?

    Naszą ciszę przerywała burza, bo wyłączyłem muzykę. Podniosłem się znów do pozycji siedzącej i położyłem drżącą, zmarzniętą dłoń na fotelu. Jakbym bał się go dotknąć. Przełknąwszy ślinę, wychrypiałem, ponieważ przez długie niemówienie w moim gardle rozrosła się monumentalnych rozmiarów gula. 

     - Chcesz położyć się na tyle?

    - Hm? - Trochę się spiął, zakrywając swoją zaczerwienioną już buzię dłońmi. Chyba naprawdę myślał, że śpię, zwłaszcza gdy dostrzegłem łzy błyszczące w jego oczach. 

chasing cars {muke}Where stories live. Discover now