9. Pod kołdrą, albo w szafie...

1.3K 117 42
                                    

            Następnego dnia wpadliśmy w szał. Ja nawet nie wiem jak mam wam to opowiedzieć, bo wszystko działo się dla mnie niczym w prędkości światła. Jeżeli jest jakaś stricte turystyczna rzecz w Nowym Jorku, której nie widzieliśmy, to prawdopodobnie dlatego, że był za duży korek, albo kolejka, by chciało nam się czekać.

Jasne, byłem już w tym mieście parokrotnie, ale tylko z mamą i braćmi i głównie spędzaliśmy czas w mieszkaniu Bena. Jasne, że zabrał nas na Time Square, na stadion Metsów, albo do zoo. Ale poza tym i Statuą Wolności, nie miałem okazji zwiedzać w takiej prędkości i z taką pasją.

Michael miał szaleństwo w oczach, ciągnął mnie za rękę przez tłum ludzi, żeby zdążyć, chociaż wcale nam się nie spieszyło. Mogliśmy zostać u mojego brata tak długo jak chcieliśmy, chociaż nawet tam jeszcze nie zlądowaliśmy tak naprawdę. Zostawiliśmy swoje bagaże w aucie, auto na parkingu podziemnym, więc nawet nie pytałem Mike'a o rachunek. Ale wciąż – woleliśmy poruszać się metrem, żeby poczuć się jak prawdziwi nowojorczycy.

Chłopak kupił nam te wieśniackie koszulki z napisem „Ja serce NYC", wziął broszurkę, uzupełnił plecak wodą, bo żywiliśmy się albo hot – dogami, albo burgerami. Opowiadał mi o konkretnych miejscach, a raczej czytał ich opisy, robił masę zdjęć.

Sobie, mi, nam, rzeczom, miejscom.

Mam nawet selfie z bezdomnym, któremu potem oddałem tę koszulkę, bo było mi go szkoda. Zrobiliśmy mu też zakupy, to znaczy ja wyprosiłem Clifforda, żebyśmy zrobili mu zakupu, na co stwierdził po fakcie, że muszę nauczyć się trochę znieczulać, bo o ile u nas w Luray bezdomny jest jeden i każdy do wspiera, tak tutaj... Tutaj jest zupełnie inaczej.

Rzeczywiście miałem moment, gdy widziałem właściwie samych biednych, pokrzywdzonych przez los ludzi i żałowałem, że nie wziąłem swojego kieszonkowego, nachodziły mnie najróżniejsze wizje mojej własnej przyszłości, byłem dobity i chciałem położyć się do łóżka. Ale Mike sensownie zajął moje myśli.

Nie będę wam opowiadał jak wyglądało nasze chodzenie z miejsca do miejsca, bo to byłoby strasznie nudne – zachowywaliśmy się po prostu jak turyści, którymi byliśmy de facto. Powiem wam wyłącznie, że cholera... Spodobało mi się to. Spodobało mi się odkrywanie nieznanego dla mnie. Dreszcz emocji związany z komunikacją miejską. Świadomość, że to ja decyduję gdzie teraz pójdę i co teraz zobaczę, nie Liz...

Ale przede wszystkim – tamtego poranka, popołudnia i wieczoru, zakochałem się w planowaniu drogi, w szukaniu i przede wszystkim odnajdywaniu wyznaczonych przez nas miejsc. Michael nie miał żadnej orientacji w terenie, ja swoją odkrywałem. Jako że byłem bardzo dobrym uczniem, miałem sporą wiedzę teoretyczną na temat choćby zabytków, czy wydarzeń historycznych. I o dziwo Mike wydawał się zainteresowany tymi nerdowskimi ciekawostkami, bo słuchał mnie w pełnym skupieniu, czasem o coś pytał, a potem kiwał głową z uznaniem.

On pokonał mnie pod względem filmów, co też było trochę nerdowskie, ale nie powiedziałem mu tego, żeby się nie obraził. Dosłownie – przechodząc jakąś uliczką był jak „W tej części Avengersów, zniszczono ten budynek", „O, a widziałeś jak w tym filmie, stało się to?". Ja nawet nie pamiętam tytułów, żeby wam je nadmienić, to była jego rzecz. I ku zaskoczeniu mnie samego – to biadolenie miało swój urok.

Chcąc nie chcąc dzień musiał kiedyś się skończyć, a my musieliśmy wreszcie dotrzeć do mieszkania mojego brata. Jednak zanim to się stało, gdy zaparkowaliśmy już samochód, zasiedliśmy na ławce niedaleko jego bloku, by jeszcze chwilę odetchnąć w samotności.

Mike odpalił papierosa, ja podciągnąłem nogi pod brodę i spojrzałem na ruchliwą ulicę przed sobą. Miałem czas, by zebrać myśli... Od rana potrafiłem wyrzucić z głowy wydarzenia poprzedniego wieczoru – jak chłopak na mnie zadziałał, jak... Zrobiłem sobie dobrze w łazience z myślą o nim. Ale wówczas, po tych całych emocjach, to ponownie napłynęło do mnie ze zdwojoną siłą. Spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu jak na nas. Podzieliliśmy te chwile zafascynowania większym światem niż Luray... Przez co chciałem więcej. Chciałem móc zasnąć z myślą, że jutro czeka nas kolejna podróż, że pojutrze będziemy w kolejnym miejscu na świecie, którego jeszcze nie mieliśmy okazji zwiedzić i to wszystko będzie nowe, piękne, pełne tajemnic... Nie że wrócę do siebie, do mamy i spędzę resztę wakacji najpewniej oglądając seriale, raz na ruski rok wychodząc do jedynej pizzerii w mieście z Ashtonem, żeby później ponownie odcinać się od ludzi na kolejne parę tygodni.

chasing cars {muke}Where stories live. Discover now