4.

136 14 3
                                    

– Masz różdżkę?

Brunet odwrócił się w jej stronę w swoich rękach trzymając stos książek. Wybałuszył oczy i odparł:

– Profesor Snape zabronił mi wziąć różdżki.– Olive roześmiała się. Chyba już wiedziała, z kim miała do czynienia.

– O, czyli jesteś jednym z tych, którzy trzymają się zasad... – Chłopak po raz kolejny spojrzał na nią, jakby mówiła same głupoty. – No cóż, jak widzisz, ja – to mówiąc wyjęła ze swojego kozaka różdżkę – raczej lubię je łamać. – Uśmiechnęła się do niego i, machnąwszy różdżką, wykrzyknęła – Chłoszczyść!

Książki zaczęły wylatywać z półek, wymijać się nawzajem i powoli trafiać do docelowego miejsca w klasie. Olive, co jakieś czas musiała robić uniki, żeby nie uderzyła w nią książka, a na chłopaka natarły dwa opasłe tomiska i zaatakowały jego głowę. Zaczął bronić się rękami, a dziewczyna uniosła oczy do góry. Ten chłopak naprawdę był bardzo nieporadny.

W końcu klasa wyglądała tak, jak wcześniej, jednakże książki poukładane były tak, jak kazał profesor Snape. Olive rozejrzała się i uśmiechnęła pod nosem, ponieważ świetnie jej wyszło to zaklęcie. Obróciła się na pięcie i powiedziała głośno:

– To cześć! Idę na mecz! – otwierając drzwi od klasy.

– Czekaj! – zatrzymał ją brunet, łapiąc ją za ramię. Zamknął szybko drzwi i dodał – Tak nie można!

Spojrzał na jej różdżkę i wyrwał jej z ręki. Olive popatrzyła na niego dziwnie, po czym w jej oczach zajaśniał gniew. Miała już dość tego dnia. A miała grać teraz w quidditcha...

– Nie można? A kto tak powiedział? – prawie wykrzyczała mu w twarz i wyrwała się z jego uścisku. – Accio różdżka!

Różdżka magicznie doleciała do otwartej dłoni Olive w tym samym momencie, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Snape.

– Panna Thompson! – wycedził przez zaciśnięte zęby, a jego spojrzenie spoczęło na różdżce dziewczyny. – Różdżka.

– Potrafię to wyjaśnić. To wszystko... – zaczęła Olive, ale przerwał jej brunet, wchodząc w słowo.

– Ja chciałem zrobić to bez różdżki, panie profesorze, ale Olive wyciągnęła ją...

– Wcale nie! – oburzyła się dziewczyna i przewróciła oczami. – Nie wyciągnęłam różdżki.

– To jak znalazła się w panny rękach? – mruknął Snape, kończąc ich sprzeczanie się.

Czarownica nie miała na to wyjaśnienia. Zarumieniła się ze wstydu i poczuła na sobie palący wzrok bruneta. Oczekiwał, żeby się przyznała.

– Cóż, widzę, że będziemy musieli powtórzyć nasz mały szlabanik... – stwierdził Snape, wymijając uczniów w drzwiach i wchodząc do klasy. Rzeczywiście zauważył, że książki są idealnie poukładane. Prychnął cicho i ciągnął – W kolejną sobotę, zjawisz się tutaj, Thompson, bez spóźnienia i nie oczekuj szlabanu prostszego od dzisiejszego. Bez różdżki.

– Tak jest, panie profesorze – odrzekła tylko i pokręciła głową, niezadowolona. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i odwrócił się, żeby wyjść.

– Nie. Tak. Szybko. Zoet – powiedział Snape, a brunet powoli zwrócił się w stronę nauczyciela ze słabnącym uśmiechem. – Ty również stawisz się za tydzień. Zasady te same.

– Ale...! Przyjdę, panie profesorze – mruknął jednak cicho.

– Wracać do domów.

Oboje nie stawiali już więcej oporu i wyszli grzecznie z klasy. Gdy dostatecznie oddalili się od sali Snape'a, Olive zatrzymała się, złapała chłopaka za ramię i wycelowała w niego różdżkę.

– Ty, Zoet, czy jak cię zwą. Policzymy się jeszcze – powiedziała twardym głosem, widząc jednak jego zdziwione spojrzenie, zelżała uścisk i opuściła różdżkę. Uśmiechnęła się krzywo, chcąc jakby wynagrodzić swoje osobliwe zachowanie i odeszła, bijąc się ze sobą w myślach.

– Głupia ty, głupia. Co to miało znaczyć? Uspokój się! – mamrotała pod nosem, wracając do pokoju wspólnego Hufflepuffu, zła, że nie pójdzie jednak na mecz. Musiała wracać do domu, jak kazał Snape.

A Kane Zoet, nadal stał w tym samym miejscu, zastanawiając się, co zrobił tej dziewczynie. Chciał tylko być sprawiedliwy, nic więcej. Poczuł dziwne ukłucie w sercu. I dlaczego zagroziła mu, a później wykrzywiła się, jakby zjadła cytrynę?

Szlaban, panno Thompson!Where stories live. Discover now