21.

56 10 0
                                    

Olive zaczęła myśleć, że Pani Pomfrey musi jej nie lubić. Nie chciała jej wpuścić do skrzydła szpitalnego, mówiąc, że brunetka już narobiła jej za dużo kłopotów. Wcale nie wzruszyło to dziewczyny, znała prawdę, że to niezdara Kane sam zjadł tego lizaka. Jednak musiała się tam jakoś dostać.

Gdy zapadł zmrok, a uczniowie w domach pokładli się spać, Olive zerwała się z łóżka. Nie miała żadnego planu, w jej sercu wykluł się tylko pomysł odwiedzenia poszkodowanego, pomysł tak upragniony, że na jego myśl Olive zaczynało boleć serce. Wyszła szybko z pokoju wspólnego Hufflepuffu, upewniając się kilkukrotnie, że nikt jej nie śledzi i znalazła się na korytarzach Hogwartu. Teraz pozostało jej jedynie dostanie się do szpitalnego skrzydła.

Pędziła biegiem w swojej liliowej koszuli nocnej z rozwianymi czarnymi włosami tak szybko, jak się da. Obiekty przed jej oczami były całkowicie rozmazane, a gdy dotarła do skrzydła, poczuła jak miękną jej nogi. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak biegła.

Po sześciu latach spędzonych w Hogwarcie, znała kilka przydatnych informacji o zamku. Oczywiście nie tyle, ile bliźniacy Weasley z jej roku, ale jednak potrafiła sobie całkiem nieźle radzić. Stając przed zamkniętymi drzwiami do części szpitalnej Hogwartu, była wdzięczna sobie za wpychanie nosa w nie swoje sprawy przez tyle lat. Gdyby nie podsłuchała pewnej nocy monologu Irytka, narzekającego na szkolną pielęgniarkę, nie wiedziałaby, że obraz obok drzwi do skrzydła skrywa pewną tajemnicę. Widniejący na nim stół z owocami i eleganckim pudełkiem, pokryty był kurzem, lecz...

Olive mocno dmuchnęła na obraz i kurz n stole opadł, ukazując leżący na nim srebrny klucz, który natychmiast wypadł z ramy. Dziewczyna pochwyciła go zanim spadł na podłogę i szybko otworzyła nim drzwi. Klucz rozpłynął się w jej dłoniach, a ona uśmiechnęła się delikatnie i popchnęła drzwi do przodu.

Weszła prosto do skrzydła, dokładnie wiedząc, gdzie ma iść. Olive była tu milion razy. Większość tych przypadków spowodowana była grą w quidditcha, co przypomniało jej o jej wyrzuceniu z drużyny. Przełknęła gorycz, zbierającą się w jej przełyku i mniej pewna siebie, wymamrotała ciche:

- Kane?

Rozglądnęła się po łóżkach, znajdujących się w sali. Jedynie dwa były zajęte, z czego jedno na pewno należało do dziewczyny, co można było poznać po długich blond lokach ułożonych na łóżku. Olive wiedziała już, dokąd ma skierować swoje kroki.

Nie była pewna, czy to Kane wybrał sobie akurat te miejsce, na samym końcu sali, najdalej jak się dało od blondynki, ale gdyby mógł wybierać, bez dwóch zdań ponownie by je wytypował. Na stoliku nocnym stała jedynie szklanka wody i okulary Zoeta w czarnych oprawkach. Chłopak leżał na boku w stronę beżowego parawanu, którym zasłonięty był od pozostałej części sali. Jego ciemnobrązowe włosy opadały miękko puklami na czoło i skroń, a statyczne oddychanie Kane'a świadczyło o jego głębokim śnie.

Olive zapomniała na moment, że patrzy na prawdziwego człowieka, a nie na obraz. Zbyt bardzo w tej chwili przypominał jej anioła, żeby pomyśleć, że to rzeczywistość. Ale dość, miała przyczynę przyjścia tutaj.

Usiadła na jego łóżku, pilnując, by się nie dotknęli. Zawahała się z obudzeniem go, kto wie, może nadal nie ma języka?

- Kane? Kane, wstawaj - powiedziała ściszonym głosem, potrząsając lekko jego ramieniem. Chłopak zmarszczył brwi, nie otwierając oczu i strząsnął dłoń Olive. Gdy nie przestawała powtarzać jego imienia, uchylił z ledwością powieki, a widząc spokojną twarz brunetki, natychmiast się podniósł.

- Olive? - wyszeptał, podnosząc dłoń i kładąc ją na policzku dziewczyny. Co ona tu robiła? Czy to sen? Wydawała się taka nierealna. Jej ciemne, prawie czarne włosy, kręcone na całej długości, rysowały jej ostre rysy twarzy, od czoła przez kości policzkowe do zakończeń podbródka. Inteligentne oczy Olive pałały ciekawością, przyprawiając Kane'a o przyspieszenie pracy serca.

Opuścił swoją dłoń na pościel i sięgnął po okulary, chwilę później je zakładając. Olive uśmiechnęła się promieniście.

- Chodź ze mną, Zoet. Czas na przygodę.

Szlaban, panno Thompson!Where stories live. Discover now