11. Koronacja.

211 40 28
                                    





Nie denerwuj się tak, będę z tobą cały czas. Rzekł Vivid w mojej głowie gdy dwie służące pomagały mi przywdziać granatowe szaty. Suknia sięgała do samej ziemi, miała wycięte plecy tak by mój złoty kręgosłup był dobrze widoczny. Długa składająca się z dwóch bardzo długich kawałków materiału, peleryna rozlewała się za moimi plecami w taki sposób, że tworzyła rąb przez który widać było gołe plecy. Dekolt był zakryty przez granatowy materiał z maleńkimi kryształami specjalnie wyrzeźbionymi w kształcie gwiazd. Włosy rozpuściłam i lekko zakręciłam, a dwórki wplotły złote nitki w kilka pukli włosów.
Odwróciłam się do czekającego smoka i uśmiechnęłam się trochę sztucznie.
— Zawsze jesteś, wiem o tym. — powiedziałam głaszcząc go po nosie.
— Gotowa? — spytał dmuchając we mnie ciepłym powietrzem.
— Bardziej nie będę, chodźmy. — mruknęłam i wraz ze smokiem opuściłam dużą chatę na skraju miasteczka.
Stanęłam u boku Vivida i wzięłam głębszy oddech patrząc przed siebie. Czekała mnie wędrówka przez tłum aż do samej katedry. Ludzie stojący na samym początku mojej drogi uśmiechnęli by dodać mi otuchy. Każdy z nich miał jakiś element granatu w swoim stroju by oddać mi cześć.
— Chodźmy więc — rzekłam do mojego smoka i wolno oboje ruszyliśmy drogą utworzoną przez dwa rzędy ludzi. Odwzajemniłam uśmiech cała zdenerwowana.
Ceremonia się rozpoczęła.
Wpierw ludzie — moi poddani — akceptując moje stanowisko skłaniali głowy. Następnie dotykali Vivida umoczonymi dłońmi w świetlistym soku z gwiezdnych lilii, po czym wypuszczali płatki by dryfowały przez godzinę nad głowami niczym granatowe świetliste lampiony. Gdy dokonali swojego gestu akceptacji padali na kolana by ostatecznie oddać mi cześć.
Czułam się niezręcznie otoczona tymi wszystkimi ludźmi nawet jeśli każdy z nich był przyjaźnie nastawiony. Szłam wolno ciągnąc za sobą świetlisty ogon płatków lilii, a Vivid obok mnie coraz bardziej błyszczał od licznych śladów dłoni mieszkańców Aurum.
Wędrówka była długa, bo wolna. Miałam wytyczoną trasę głównymi ulicami miasta i dopiero teraz dotarło do mnie jak wielkie już było. Ono oraz mojakraina. Serce waliło mi w piersiach nieustannie, a powoli nieśmiałość przeradzała się w dumę. Zaczynałam akceptować to kim jestem.
W połowie drogi nieznajomi stawali się coraz bardziej rozpoznawalni. Pierwszego dostrzegłam Balbina i posłałam mu czuły uśmiech. Chłopak też się uśmiechnął, skłonił głowę po czym oburącz ozdobił szyję Vivida świetlistymi odciskami. Potem dostrzegłam rodziców Altiego wraz z bratem stojących w linii razem z resztą władców których poznałam na Wiecu. Dostrzegłam Capita, który nie pamiętając jak odbierał mi ogień skłonił tak samo jak reszta z oddaniem. Zobaczyłam też Evelyn, która skłoniła się niczym szlachcic chwytając za rękojeść swojego miecza i gnąc się w pół. Był władca miasta na zachodzie, którego nigdy nie widziałam. Byli wszyscy ludzie Wapiego z nim na czele, nadal ubrani na czarno, ale płatki lilii dodawały im życia.
Dopiero gdy ich minęłam moje serce naprawdę zaczęło bić szybciej. Nadszedł czas na Maru, Koto, Pinnę, Altiego oraz Ketu. Siedmiolatek podskoczył do Vivida i z czystym dziecięcym śmiechem ozdobił nos Vivida w świetliste smugi. Smok dmuchnął Ketu w twarz gorącym powietrzem i ruszyliśmy dalej. Zemi, Yina, Sang Hyun, Remo, Enif i Teni wraz z Alex. Blondynka stała za Tenim i uśmiechała się do mnie z oczami pełnymi łez. Ubrana była w zieloną suknie o jasnych kryształkach na całym materiale, a z przodu zawiązała w chustę Koriego, który spał smacznie niewzruszony całą ceremonią. Cała piątka podeszła do smoka skłoniła się i posmarowała błonę skrzydłową Vivida. Odkłoniłam im się nie znajdując żadnych słów jakie mogłabym im powiedzieć i ruszyłam dalej.
Teraz ja nie mogłam powstrzymać łez. Weszłam już do katedry i oto przede mną stanął Yaku odziany w czarny strój, z futrem przy szyi. W czarne włosy miał wplecione takie same złote nitki jak ja. Jego dłonie już były granatowe, a gdy podszedł i odcisnął idealne zarysy swoich rąk na czole Vivida ja załkałam ze szczęścia. Teoretycznie nikt miał mnie nie dotykać, ale Yaku podszedł i pocałował w czoło bezsłownie pokazując jaki jest ze mnie dumny.
— Mamo — jęknęłam z oczami we łzach, gdy Noba ozdobiła świetlistymi znakami rogi Vivida. Noba skinęła głową i na znak zrozumienia i gestem wskazała przygotowany tron w miejscu gdzie Vivid wylegiwał się w popołudniowych promieniach słońca pod moim hamakiem. Teraz hamak zniknął, a witraż pozostał czarny.
Ruszyłam do podestu wraz z Vividem, który teraz nie miał ani centymetra złotej łuski, bo cała lśniła od dotyków naszych poddanych. Wtedy to tuż przed tronem pojawiła się świetlista pół przezroczysta postać. Serce podeszło mi do gardła nie rozumiejąc co się dzieje.
— Córko Eltanina! — krzyknęła postać bardzo grubym głosem i tak głośno, że byłam pewna, że słyszeli go na samym początku miasta.
— Jam jest Rastaban, brat twego ojca, pochodzę z gwiazdozbioru smoka i przybyłem by dokonać twojej koronacji.
Padłam na kolana, a kręgosłup zalśnił w blasku świec. Peleryna wraz z suknią rozlała się na posadzce skrząc się tysiącami kryształów. Vivid obok mnie również opadł na przednie łapy skłaniając łeb z szacunkiem.

*TOM IV* Ucieleśnione Emocje FUSCUS LIBERIWhere stories live. Discover now