11. Podejrzenia

115 9 4
                                    

Jeszcze tego samego dnia Namjoon odprowadził mnie pod sam dom. Wieczór minął w świetnej atmosferze, a ja czułam się jak nowo narodzona. Mimo radości, jaką odczuwałam trapiła mnie jedna rzecz, która była dość ważna w tej sprawie. Nie chciałam oficjalnego związku, nie teraz. Sam to oznajmił, a ja spłoszona potulnie pokiwałam głową. Widocznie miał inne poglądy na ten temat. Bałam mu się sprzeciwić po tym nagłym wybuchu. Nie wiedziałam, czy go nie raniłam moimi wątpliwościami, ale jego zmienne zachowanie dawało wiele do myślenia.

Byłam zła na siebie za taką lekkomyślność, bo kiedy był w pobliżu zapominałam o wszystkim i skupiałam swoją uwagę bezpośrednio na nim. Mając przed sobą jego twarz widziałam tylko te piękne, głębokie oczy, patrzące na mnie z troską i dziwnym błyskiem. Ilekroć los stawia go na mojej drodze, przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie, które zapoczątkowało tę zgodną znajomość.

Kiedy miałam już złapać za klamkę blondyn niespodziewanie złapał mój nadgarstek, odwracając przodem do siebie. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on z szerokim uśmiechem cmoknął mnie w usta, po czym odsunął się. I właśnie w takich chwilach nie umiem racjonalnie myśleć, bo moja miłość do tego człowieka rośnie z każdą sekundą, niszcząc mury, które przed sobą rozstawię.

Przy akompaniamencie szumiących drzew pochylanych przez chłodny wiatr, niespiesznie przyciągnęłam chłopaka do siebie i złączyłam nasze usta jeszcze raz, tym razem włączając w to prawdziwe uczucia, które do niego otwarcie żywię.

Zdjęłam buty i weszłam do salonu. Przy stole siedziała mama i piła herbatę. Na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, jednakże podkrążone oczy mówią co innego. Godzinami przesiaduje w pracy, a czasem zostaje na noc, przez co wraca zmęczona. Naprawdę kocham ją za to, że ze mną rozmawia i nie zostawia na uboczu, choć zawsze powtarzam, by się o mnie nie martwiła.

- Gdzie byłaś? - Spytała spokojnie, lustrując mój ubiór.

- Umm, Namjoon zaprosił mnie na randkę - wydusiłam, czerwieniąc się. - I jakoś tak wyszło, że jesteśmy razem - dodałam, skubiąc paznokciem kawałek sukienki.

- Naprawdę? - Wytrzeszczyła oczy i przetrawiła tę wiadomość w głowie.

Nie docierało to do niej, bo nigdy nie byłam zauroczona kimś innym, wiedziała, że nie bawię się w nic nie znaczące związki i jeśli już coś - to na poważnie.

- No ci powiem, trafiłaś w moje gusta - po tych słowach usiadłam przy niej na krześle.

- Ja w swoje też - parsknęłam.

Rozmawiałyśmy jeszcze z dobrą godzinę, opowiedziałam o wycieczce i tej chorej sytuacji z lasu, gdzie się zgubiłyśmy. W końcu godzina dwudziesta trzecia wybiła na zegarze, więc dałam mamie buziaka na dobranoc i poszłam do łazienki, żeby się umyć, a potem w spokoju położyć i zasnąć.

~*~

Sobota. Śpiew ptaków sprawił, że z uśmiechem wymalowanym na ustach otworzyłam swoje zaspane oczy. Tak długo czekałam na weekend.

Zeszłam na dół i pierwsze co zrobiłam, to nalałam świeżej wody psom i nasypałam im suchej karmy, po czym skierowałam się w stronę drzwi, wychodzących na taras. otworzyłam je, a zimne powietrze sprawiło, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zawołałam zwierzaki, które od razu weszły do domu i zamknąwszy drzwi z powrotem poprawiłam firanki. Dzisiejsza pogoda nie była zadowalająca. Świat spowiła lekka ciemność, przez przykryte szarymi chmurami, słońce.

Zaparzyłam sobie herbatę, by po chwili usiąść przy wysepce kuchennej. Kuchenny zegar wskazywał właśnie dziesiątą trzydzieści. Nie jestem rannym ptaszkiem, zresztą nie mam co robić, więc pośpię dłużej. Przez szkołę wystarczająco już wykitowałam.

Last Hyacinth » Kim NamjoonWhere stories live. Discover now