V

2.4K 102 30
                                    

Obudziłam się z krzykiem obudzona przez kolejny koszmar. Kolejny koszmar tak podobny do poprzedniego. Po raz kolejny słyszałam krzyk brata i czułam przerażający chłód. Nigdy nie pogodziłam się ze śmiercią brata. Tak samo, jak ze śmiercią Steve'a. Świat wydawał się taki pusty. Wszystko zdało się stracić sens. Wtedy kiedy to się wydarzyło pragnęłam, aby okazało się to być zwykłym koszmarem. Niestety tym nie było. Była to okrutna prawda, tak dobrze wpisując się w realia wojny. Śmierć. Jedyne prawo, jakie rządziło światem. Jedyna rzecz, do jakiej prawo miał każdy. Bez względu na wiek, płeć czy stan zdrowotny. Na każdego czyhała ona. Nie znająca litości dla nikogo.

Samo wspomnienie tych strasznych czasów wywoływało u mnie dreszcze. Jedyne co w jakikolwiek sposób podnosiło mnie na duchu było wspomnienie dwóch chłopaków z Brooklynu. Kiedy nawiedzają mnie koszmary, zawsze przypominam sobie czasy dzieciństwa i wczesnej młodości. Czasy, kiedy woja jeszcze nie miała na mnie takiego wpływu.

Najdalsze wspomnienie, jakie mam to wspomnienie rodziny. Pamiętam matkę i ojca. George i Winnifred Barnes. Nie licząc Jamesa, miałam czterech starszych braci. Jeremy, Luka, Oscar i William. Przez co znajomi moich rodziców często śmiali się, że rozmarzali się oni dopóki nie urodziła się dziewczynka. Byłam najmłodsza z rodzeństwa.

Jednak najbardziej zżyta byłam z Bucky'im. Pewnie dlatego, że był wiekowo do mnie najbardziej podobny. No i przyjaźnił się ze Steve'm co było dużym plusem.

Od kiedy pamiętam, czułam coś więcej do Steve. Wtedy zawsze utożsamiałam to uczucie z miłością. Tak kochałam go jako tego cherlaka. Kochałam go całego. Łącznie z wszystkimi jego wadami. Jednak on nigdy nie odwzajemniał tego uczucia. Teraz to uczucie nie jest tak wyraźne. Już sama nie wiem co mam o nim myśleć.

Jednak w dalszym ciągu zalicza się on do osób, które miło wspominam. Razem z Bucky'im stanowią swego rodzaju ukojenie w cierpieniu.

Jako że stwierdziłam, że i tak już nie zasnę, wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Weszłam do kabiny i włączyłam ciepłą wodę. Umyłam się szybko i wyszłam..

Kiedy wróciłam do sypialni, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na zegar. Piąta rano. Dziwne. Sprawdziłam wyświetlacz to Nick.

- Słucham.

- Madeline jesteś nam potrzebna, przyjedź do bazy. Resztę wyjaśnię ci na miejscu.

- Jasne. Już jadę. - rozłączył się.

To jest dziwne. Fury jeszcze nigdy nie zadzwonił, żeby powiedzieć, że mnie potrzebuje. No, ale cóż zobaczmy, o co może chodzić.

Szybko się przebrałam i upięłam włosy w wysokiego kucyka, po czym opuściłam mieszkanie. Wsiadłam do auta i już po chwili byłam w bazie tarczy. Na szczęście mieszkam całkiem niedaleko.

Wyszłam z auta i udałam się do windy, którą pojechałam prosto do gabinetu dyrektora. Wysiadłam z windy i weszłam do gabinetu Nicka.

- Słucham. O co chodzi?

- Mamy włamanie do bazy na granicy.

- I po to mnie wzywałeś?

- Nie rozumiesz. To nasza najtajniejsza baza mieści się tam ośrodek badawczy z naszą najlepszą bronią i naukowcami.

- Nie chodzi o broń. Nie wciskaj mi kitu Nick.

- Masz mnie. Chodzi o zawartość komputera. Jest tam zapisane wszystko, co mamy odnośnie do projektu "Odrodzenie".

- Czemu nie wezwiesz Avengrs?

- Atakują główną bazę hydry.

- Oczywiście, czyli bierzesz mnie, bo nie masz innej opcji?

Begin ・ Black PantherKde žijí příběhy. Začni objevovat