VII

2.1K 95 17
                                    

Od kilku dni przygotowuje się do wyjazdu. Pakowanie się i wszystko z tym związane przypomniało mi jak bardzo, nienawidzę wyjazdów. Tak naprawdę nigdy w życiu nie znalazłam stabilizacji. Do osiemnastego roku życia mieszkałam z rodzicami, potem jednak zaczęły się schody. Ciągle zmieniłam miejsce zamieszkania. Początkowo nawet nie myślałam o tym, aby opuścić dom rodzinny przed znalezieniem męża. W tamtych czasach przyjęło się tak robić. Jednak szybko okazało się, że świat ma wobec mnie inne plany. I w zasadzie, od kiedy poznałam Peggy moje życie nabrało tempa. Ciągłe zmiany miejsca zamieszkania, wojsko, eksperymenty. Kiedy tak nad tym myślę, to uważam, że miałam dobre życie. Jednak nigdy nie miałam szansy pożyć normalnie. Nawet po wojnie Peggy wkręciła mnie w swoje misję. Brakuje mi normalnego życia. Kiedyś marzyłam o stabilizacji. Czymś, do czego zawsze mogę wracać. A teraz sama nie wiem, czy potrafiłabym tak żyć. Jestem przyzwyczajona do tego, że ciągle coś się dzieje, a kiedy jest już spokojnie, najzwyczajniej w świecie jestem znudzona. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że jest spokojnie i pewnie już nigdy się nie przyzwyczaję. Moja wojskowa przeszłość mocno wpływa na moją teraźniejszość. Nie umiem odnaleźć się w zwykłym życiu. Najwyraźniej nie jest ono dla mnie. Problem jest jeden, świat się zmienił, a ja nie potrafię się do niego dostosować. Wszystko, co znałam i kochałam, zmieniło się bezpowrotnie. Nie da się ukryć, że te czasy mają wiele zalet są bezdyskusyjnie lepsze niż te, w których przyszło mi się wychować. Jednak ten świat nie jest dla mnie. I dlatego zniknęłam po wojnie. Już wtedy czułam się niepotrzebna a teraz to już w ogóle czuje, że nie ma tu dla mnie miejsca. 

Przeglądam akta, które dał mi Nick. Misja, którą mi przydzielił w ogóle mi nie leży. Zawansowana technologicznie państwo leżące w Afryce. Ja ledwo radzę sobie z technologią dostępną tutaj a co dopiero dużo lepiej rozwiniętą. To wszystko jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że Nick po prostu nie wie co ze mną zrobić. Czuję się całkiem zbędna. Można mnie w końcu zastąpić dosłownie każdym. Kiedyś tak nie było. Czułam się wyjątkową, niepowtarzalna. Silne kobiety dobrze radzą sobie w wojsku. Wtedy nie było częsty widok. Wyróżniałam się na tle mężczyzn. Tak dobrze to pamiętam jakby, to było wczoraj. 

W terenie nosiłam męski mundur. Nie szyto wersji dla kobiet, bo niby po co? W terenie służyły wtedy pewnie tylko dwie kobiety. Ja i Peggy niewykluczone, że były jeszcze jakieś kobiety, ale było ich tak mało, że o nich nie wiem. Dobrze pamiętam specyficzny klimat wojny. Dzisiaj nie sposób tego doświadczyć. 

No, a potem serum. Jedyny człowiek na ziemi z serum super żołnierza. To było coś. Pamiętam jak dumna, wtedy z siebie byłam. Udało mi się. Mimo tych wszystkich ludzi, którzy mówili, że jako kobieta nie mam szans na zaistnienie w wojsku. A jednak stałam się wzorek dla każdej kobiety no i dla niektórych mężczyzn. 

Przemyślenie przerwało mi pukanie do drzwi. Nie miałam pojęcia kto to. Nikogo się nie spodziewałam. Niby Tony wpadał, kiedy chciał, ale on wchodził bez pukania a Fury on raczej też pukaniem sobie głowy nie zawracał w sumie to sama nie wiem, czy on korzysta z drzwi. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. 

- Hej Steve. 

- Hej wybacz, że tak bez zapowiedzi, ale chciałem porozmawiać. 

- W porządku u wchodź. 

Otworzyłam drzwi, a ten wszedł nieco niepewnie. 

- Siadaj chcesz coś do picia? 

- Nie dzięki. - powiedział, zajmując miejsce na kanapie. 

- To o czym chciałeś porozmawiać? - spytałam, siadając obok niego. 

- Kiedy wróciłaś zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego zniknęłaś na siedemdziesiąt lat? 

Bałam się tego pytania. Nie ma usprawiedliwienia na moją ucieczkę od świata. Co musi teraz myśleć o mnie Steve? Pewnie nic dobrego. 

- Przestałam być potrzebna. W  świecie nie było już dla mnie miejsca. Nie umiałam znaleźć dla siebie miejsca, dni mijały mi na niczym. No i  ty i Bucky zginęliście to znaczy wtedy tak myślałam Peggy i Howard ułożyli sobie życie. Zaczęłam czuć się samotna. Nie miałam do czego wracać. 

Tłumaaczyłam się, pomimo że wiedziałam, że moje argumenty są słabe. Nie wiem, po co w ogóle próbowałam się usprawiedliwić. 

- A teraz? Znalazłaś dla siebie miejsce? 

- Nick skręcił mnie na jakąś misję. Za niedługo wyjeżdżam. 

- Gdzie jedziesz? 

- Do Wakandy to gdzieś w Afryce. 

- Byłem tam, jest naprawdę cudownie. A król T'challa to cudowny człowiek będziesz zachwycona. 

- Teraz naprawdę nie mogę się doczekać. 

Nastała chwila ciszy. Mimo tylu lat rozłąki nie mieliśmy wiele do powiedzenia. A może po prostu nie umieliśmy rozmawiać? Miałam parę rzeczy, o które chciałam zapytać, ale nie umiałam zacząć tematu. 

- I co z tą Sharon? 

Spytałam żeby nieco go zdenerwować. Przecież wiem, że im nie wyszło. 

- Skąd ty...? 

- Steve, Sharon jest dla mnie jak siostrzenica, znam ją od dziecka. Ona mówi do mnie ciociu. 

Miło było zobaczyć zakłopotaną minę Steve'a. Nie to, że nie chciałam, żeby mu się ułożyło wręcz przeciwnie. A Sharon to naprawdę świetna dziewczyna tyle tylko, że oni do siebie nie pasują. Oni się nawet za bardzo nie znają. Zawsze dziwił mnie fakt jak Steve szybko się zakochuje ja potrzebowałam lat, aby się zakochać, a jemu wystarczyły minuty. Wracając chciałam, aby mu się ułożyło, ale wolałabym, aby ułożyło mu się ze mną. 

- Już nie rób takiej miny. Sharon to świetna dziewczyna nie dziwie się, że wpadła ci w oko. 

- Daj spokój, to było takie głupie. Ile między nami jest lat różnicy? Ja przecież siedemdziesiąt lat temu wyznawałem miłość jej ciotce. 

- Nie obwiniaj się. Jak to mawiają miłość, jest ślepa. 

- A propos miłości... 

- Steve nie zaczynaj. Nie znalazłam nikogo. Ja potrzebuje czasu. 

- Wiesz, co jeszcze mawiają o miłości? Mówię, że czasem trzeba czasu, by zrozumieć, że kogoś się kocha. 

- I mawiają też, że doceniamy kogoś dopiero, wtedy kiedy go stracimy. 

Spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie wiem co wtedy, czułam. W związku ze Steve'm niczego nie jestem pewna. Naszą chwilę milczenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. 

- Przepraszam. - powiedział Steve, po czym sprawdził wiadomość. - Muszę już iść. Dyrektor Fury mnie potrzebuje. 

- Leć, ojczyzna sama się nie obroni. 

- Dzięki za szczerą rozmowę. 

- Nie ma za co. 

Odprowadziłam go do drzwi, a ten wyszedł. Mimo niewygodnego pierwszego pytania było całkiem miło. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o podbojach miłosnych Steve przypomniały mi się dawne czasy. Brakowało już tylko Bucky'ego śmiejącego się z naszej rozmowy. Tęskniłam za nimi i to właśnie takie momenty uświadamiały mi to najlepiej. Zawsze byli dla mnie ważni i to się nie zmieniło. I mam nadzieję, że nigdy się nie zmieni. 

Begin ・ Black PantherWhere stories live. Discover now